„Plaga samobójców” to tytuł, który nie kojarzy się z niczym dobrym. Zapowiada ciężką, a zarazem
mocną tematykę. Dlatego kiedy książka do mnie dotarła, miałam wiele obaw. Jakoś
niechętnie do niej podchodziłam, mimo że wcześniej, żadne obawy mnie nie dręczyły.
Wręcz przeciwnie, nie mogłam się doczekać, kiedy pojawi się u mnie na półce.
Zastanawiałam się skąd ta nagła zmiana i żaden pomysł mi do głowy nie
przychodził. Nie pozostało mi nic więcej, jak pokonać swoje opory i zabrać się
za lekturę. I wiem jedno. Czegoś takiego się nie spodziewałam…
W USA pojawiła się nowa choroba, rozprzestrzeniająca się w
zastraszającym tempie. Nastolatkowie masowo popełniają samobójstwa. Zaraza
zbiera swoje żniwa i nikt nie potrafi sobie z nią poradzić. Zaczyna się niewinnie.
Smutek, przygnębienie i poczucie bezradności. W ekspresowym tempie młodzi
ludzie sięgają po ten ostateczny krok – śmierć.
Jedyną szansą na wyleczenie jest „Program”. Nieletni, którzy
mają objawy zarazy, od razu do niego trafiają. Niby jest szansą na nowe życie
bez choroby, podobno wraca się do normalnego życia wyleczonym, ale pozbawia on
wspomnień.
Sloane i James, robią wszystko aby przechytrzyć Program. A
jest to bardzo trudne, zważając na całą sytuację i ograniczenia. A wraz ze
śmiercią kolejnego przyjaciela, dopada ich depresja, a także i Program. Czy ich
miłość przetrwa wszystko, bez względu na to, co się stanie?