Wiedźmy z Savannah to jeden z tych cyklów, który czytasz i
wiesz, że to był strzał w dziesiątkę, przynajmniej tak było z pierwszym tomem –
„Ród” (recenzja tutaj). Wiele znakomitych serii ma jeden problem, dosięga ich „klątwa
drugiego tomu”. Niejednokrotnie zdarza się tak, że to co było znakomite,
traciło swój poziom poprzez kontynuację serii. Nagle to już nie było to samo i
czasami czytelnikowi pozostawała tylko frustracja i zniesmaczenie. No właśnie, a jak było w tym przypadku, czy „Źródło”
dosięgła owa „klątwa”?
Odkąd Mercy została kotwiczącą, nic już nie jest takie same.
Jej życie zostało wywrócone do góry nogami. Siostra bliźniaczka nie dojść, że
ją zdradziła, to jeszcze przepadła. Teraz Marcy musi otrząsnąć się po tych
wydarzeniach. Przyszedł czas aby okiełznać swoja moc i nauczyć się ją
kontrolować, tak samo jak granicę. Nie jest to łatwe, zważywszy na ciąże i
hormony, które mają więcej do powiedzenia niż zdrowy rozsądek. I wszystko mogłoby
się jakoś ułożyć, gdyby nie to, że matka Mercy, która zmarła przy porodzie
córek, nagle pojawia się w mieście…
Co jeszcze ukrywa rodzina Taylorów? Komu może zaufać
dziewczyna i co było jeszcze oszustwem, a co prawdą?
Prawda musi się ujawnić, za nim Mercy zostanie pokonana
przez kłamstwa…