„Sama się prosiła” to książka, która nie tylko kusi
czytelnika swoją okładką, ale także opisem. Nic więc dziwnego, że nie mogłam
się doczekać, kiedy trafi w moje ręce. I możecie sobie tylko wyobrazić moje
zdziwienie, kiedy dzień przed wigilią zapukał do mnie kurier i wręczył mi
paczuszkę, w której ją znalazłam. Szok i niedowierzanie, bo premiera dopiero
jest zaplanowana na 11 stycznia, a ja już nie musiałam czekać i mogłam się
zapoznać z tą historią. Ale czy lektura faktycznie jest warta uwagi, a może
tylko ładnie się prezentuje?
Po imprezie Emma zostaje znaleziona u progu swojego domu,
przez swoich rodziców. Nie wie, jak się tam znalazła i dlaczego tam leżała. Nie
pamięta, co się stało. W głowie ma tylko pustkę. A to tylko początek tego, z
czym będzie musiała się zmierzyć.
Nieświadoma niczego podchodzi do tego zdarzenia, jakby nic
się nie wydarzyło. Jednak nikt nie odbiera od niej telefonów. Przyjaciółka nie
pojawia się po nią, żeby mogły, jak zawsze razem pojechać do szkoły.
Do tej pory była w centrum zainteresowania, każdy chciał się
z nią przyjaźnić, teraz każdy jej unika. Wszyscy szepczą za jej plecami. Kiedy
na Facebook’u pojawiają się jej zdjęcia, wszystko zaczyna układać się w
logiczną całość. Zdjęcia, których nigdy nie zapomni i nie wymaże z pamięci
innych osób…