„Pax” to książka, o której było i jest, bardzo głośno. I
chyba tylko dlatego się na nią skusiłam. Musiałam dowiedzieć się, czym tak
zachwycają się inni blogerzy, jakoś nie mogłam zrozumieć fenomenu tej pozycji.
Gdy zobaczyłam ją w zapowiedziach, wydała mi się taka nijaka, niczym dla mnie
się nie wyróżniała, a tym bardziej nie przemawiała do mnie. Ale po tak wielu
pozytywnych recenzjach, wiedziałam, że muszę się z nią zapoznać. Obawiałam się
tylko, że może okazać się dla mnie zwykłą lekturą, niewartą mojego czasu. A
jakie mam dzisiaj o niej zdanie, kiedy już ją przeczytałam?
Pax i Peter są nierozłączni, do czasu, kiedy chłopiec musi
przeprowadzić się do swojego dziadka, bo jego ojciec idzie do wojska. W dzień
przeprowadzki musi zrobić coś, czego nigdy z własnej woli by nie zrobił,
porzuca swojego liska w lesie…
Już pierwszej nocy w domu dziadka, Peter wymyka się w nocy i
wyrusza w miejsce, gdzie pozostawił Paxa tylko, że jest ono oddalone o pięćset
kilometrów. Przed nim ciężka droga, czy uda mu się dotrzeć na miejsce?
W tym samym czasie lisek musi nauczyć się jak przetrwać w lesie,
ale nie traci nadziei, że Peter po niego wróci…
Czy mimo dzielących ich kilometrów, chłopiec wróci po
swojego przyjaciela?
Czy liskowi uda się przetrwać w lesie?