Po fantastycznych przygodach Wiedźmina przyszedł czas na coś
bardziej stonowanego i można powiedzieć przyziemnego. Mój wybór padł na
książkę, która 26 lutego, będzie miała swoją premierę – „Dziewczyna, którą
znałaś” (choć już kilka dni temu widziałam ją w Empiku). Liczyłam na dreszczyk
emocji i ciekawy wątek fabularny, który nie pozwoli na to, bym oderwała się od
lektury, a przede wszystkim, miałam nadzieję, że samo zakończenie do ostatniej
strony, pozostanie dla mnie zagadką! Jak myślicie, dostałam to, czego
oczekiwałam?
Kiedy niespodziewanie przeszłość puka do twoich drzwi…
Alice już dawno pogodziła się z myślą, że jej mąż jest
kobieciarzem. Wybaczyła mu nawet zdradę. Były senator, który obecnie jest
prezenterem telewizyjnym, już w czasie studiów był oblegany przez dziewczyny.
Ale kiedy siedząc w pociągu, Alice widzi kobietę, do złudzenia przypominając
byłą partnerkę męża, która nie żyje od piętnastu lat, nie zamierza już tak
łatwo zapomnieć o przeszłości…
Kobieta zaczyna zadawać niewygodne pytania… kroczy ścieżką,
która może doprowadzić ją do obłędu. Lecz wszystko wskazuje na to, że jej mąż
może wiedzieć więcej na temat Ruth, niż twierdził…
Co tak naprawdę stało się z Ruth?
Czy mąż Alice jest w to wszystko zamieszany?
I najważniejsze, czy Alice chce wiedzieć, co jej mąż robił
za jej plecami?
Wystarczyło kilka stron, bym przepadła na kilka długich
godzin. Trzeba przyznać, że ta książka jest ciekawa, choć nie jest to thriller
mrożący krew w żyłach. Raczej bym powiedziała, że to takie połączenie
obyczajówki, z wątkiem kryminalnym. Fabuła jest podzielona na trzy perspektywy
– Alice, Naomi i Kat. Trzy kobiety, które opowiadają nam przeszłość i
teraźniejszość. Dzięki temu mamy okazję bliżej poznać Ruth, a także męża Alice
i to nie tylko z jej perspektywy. Niestety, w pewnym momencie może się wydać to
nużące, w szczególności, że część rzeczy może wydawać się zbędna… nic bardziej
mylnego, wszystko wyjaśnia się na sam koniec!
„- Nazywamy ich „zauważaczami” – mówi Naomi, otwierając przed nią
drzwi. – Tych, co mówią, że ją widzieli – dodaje cicho. – Starałyśmy się
wymyślić dla nich jakąś nieszkodliwą nazwę, coś śmiesznego, tylko że to wcale
nie jest śmieszne.”
Alice wiedzie spokojne życie u boku George’a. Jej życie może
wydawać się poukładane, niemal idealne, ale tak naprawdę są to tylko pozory.
Żyje w sieci kłamstw i tajemnic. Nie zna dokładnie przeszłości męża, wiele
rzeczy jest przed nią ukrywanych, ale ona jest nim w pewien sposób zaślepiona.
Wiedząc, że on jest kobieciarzem – wybaczyła mu zdradę, choć doskonale wie, jak
tego typu faceci podchodzą do wierności, w końcu jest adwokatem, zajmującym się
rozwodami… można więc spokojnie stwierdzić, że jest naiwna i łatwowierna. A im
bliżej ją poznajemy, w szczególności jej przemyślenia i podejście do męża, tym
łatwiej nam tak stwierdzić…
Kat była bliską przyjaciółką Ruth z czasów studenckich. Wraz
z nią poznajemy, jak wyglądały realia studenckie w czasach, kiedy dziewczyny
studiowały – imprezy, mężczyźni i pierwsze uczucia, które się kreowały.
Trzecia i ostatnia perspektywa należy do Naomi, która jest
siostrą Ruth. Obie były ze sobą bardzo związane i to ona, nie licząc jej mamy,
najbardziej przeżyła domniemaną śmierć siostry. Mimo upływu czasu wciąż tli się
w niej nadzieja, w końcu ciało nigdy nie zostało odnalezione…
Muszę się przyznać, że podczas czytania przegapiłam moment,
w którym mogłam połączyć sobie wszystkie wątki i domyślić się, jak będzie
wyglądać zakończenie. Nie mogę powiedzieć, że to coś złego, ale te opisy, które
wydawały mi się zbędne, po prostu uśpiły moją czujność, ale nie wszystko było
dla mnie zaskoczeniem. Niektóre rzeczy były zbyt oczywiste. Dużym minusem było
dla mnie zachowanie Alice – jej przemyślenia, w szczególności jej młodszej
wersji, były dla mnie absurdalne. Momentami kreowała Georga tak, jakby był
czymś najlepszym, co mogło się w jej życiu przydarzyć… na całe szczęście, nie
trwa to zbyt długo, bo podejrzewam, że porzuciłabym przez to czytanie.
Pomijając już same relacje Alice i jej męża, warto też
wspomnieć o innych relacjach, które są wręcz patologiczne. Dzięki przeskokom
czasowym często lądujemy na jakiejś studenckiej imprezie, gdzie dziewczyny są
traktowane przedmiotowo, a po kilku komplementach lądują w ubikacji na szybkim
numerku… Ale, żeby nie było tak tragicznie, trzeba przyznać, że autorka porusza
jeden z najcięższych tematów – zgody na seks. Zawsze w każdej chwili można się
rozmyślić, a każda czynność przymuszająca, to jest gwałt. To wciąż jest tabu,
ale dobrze, że coraz częściej taka tematyka jest poruszana. Kolejną dziwną
relacją była sama przyjaźń Kat i Ruth – mam wrażenie, że to nie mogło się udać,
choć jakimś dziwnym trafem miały tylko siebie. Krzywdziły się, ale także
wspierały.
„Dziewczyna, którą znałaś” to nie jest zła książka. Ma swoje
lepsze i gorsze momenty, ale trzeba przyznać, że ta historia jest wciągająca.
Może nie wywołuje w czytelniku dreszczyku emocji, ale porusza ważne tematy i
przyjemnie spędza się czas nad lekturą. Jak na debiut literacki autorki, jest
naprawdę nieźle. Dlatego, gorąco zachęcam was do jej przeczytania!
Moja ocena: 7/10
Liczba stron: 368
Data premiery: 26 lutego 2020
Wydawnictwo: W.A.B
Szczerze to mnie ta powieść niezbyt kusiła, więc jej nie wybierałam. Nie wiem czy kiedyś przeczytam.
OdpowiedzUsuńHm, powierzchownie może by nie przykuła mojej uwagi, ale bardzo lubię, jak coś mnie wciąga na dobre godziny!
OdpowiedzUsuń