Od niedawna współpracuje z Wydawnictwem Initium, a przemiły
pan zajmujący się promocją, podsyła mi różne ciekawe propozycje do recenzji.
Jednak Filary Świata, to jedna z tych
powieści, o które sama zapytałam, bo do tej pory, jakoś tak dziwnym trafem się
złożyło, nie miałam okazji czytać nic z twórczości autorki. Anne Bishop ma na
swoim koncie kilka serii i jest dość popularną pisarką, więc grzechem byłoby,
bym chociaż nie spróbowała sprawdzić, czy mi również spodobają się jej książki.
A nowy cykl – Tir Alainn, był idealną
okazją do rozpoczęcia tej przygody. Jak myślicie, zostałam oczarowana, czy
wręcz przeciwnie i czuję się rozczarowana?
O Stare Miejsca trzeba dbać. Pielęgnować je, by magia mogła
w nich żyć. Ari zdaje sobie z tego sprawę i mimo wielu upokorzeń, których
doświadcza od okolicznych mieszkańców, nie zamierza się poddawać ani uciekać.
To jej dom, to jej ziemia, która od pokoleń należy do jej rodu…
Zbliżający się Letni Księżyc, to magiczny czas. Tej nocy
może się wszystko wydarzyć, a okoliczne dziewczęta czekają na upojne chwile w
ramionach mężczyzn. Ari podstępem zostaje zmuszona do przyjęcia magicznego
przysmaku, który w noc Letniego Księżyca, będzie musiała podarować pierwszemu
napotkanemu mężczyźnie… inaczej magia obróci się przeciwko niej.
Drogi prowadzące do świata ludzi zaczynają znikać. Dotąd
niczym nieprzejmujący się Fae, zaczynają zastanawiać się, dlaczego tak się
dzieje… strzępki zapomnianych informacji, wspominają o Filarach Świata – tylko,
czym one są? Mimo nadchodzącego zagrożenia, nic nie stoi na przeszkodzie, by
zabawić się w świecie ludzi…
Lecz, kiedy pojawiają się pogłoski o polowaniach na
czarownice, może być już za późno, by cokolwiek ratować…