października 23, 2018

Natsuo Kumeta - Nasz Cud t.11



Minęło kilka miesięcy, kiedy po raz ostatni miałam w ręku Nasz Cud… po tak długiej przerwie, zawsze pojawiają się pewne obawy, które nie pozwalają się spokojnie cieszyć lekturą. Przede wszystkim obawiałam się tego, jak po raz kolejny odnajdę się w tej historii, ale także, czy nie będę miała problemu z rozpoznaniem bohaterów. Jak wiadomo, manga ma bardzo wiele postaci i po takiej przerwie, może to być problematyczne. A niestety nie miałam czasu, by dla odświeżenia sobie historii, przeczytać ją jeszcze raz od początku. Musiałam iść na żywioł i liczyć na to, że będzie dobrze… ot, taka hazardzistka ze mnie. Czy udało mi się odnaleźć w tym świecie?

Czym więcej wraca wspomnień, tym więcej kłamstw zostaje obnażonych… Hiroki Yuu podaje się za Barta Belbania, jednak wszystko wskazuje na to, że kłamie. Nishizono wraz z Midou próbują rozszyfrować prawdziwą tożsamość Hiroki. Czy im się to uda?
Zeze wciąż nie pamięta, kim jest. Dla jego bezpieczeństwa towarzyszy mu Teshimano.
Tymczasem, okazuje się, że nie tylko wspomnienia powracają, ale także blizny na ciele, które mogą pomóc w rozszyfrowaniu, kto jest kim… teraz wystarczy się tylko dokładnie przyjrzeć, a także przypomnieć, jakie rany zostały zdane w przeszłości.
Czy to pomoże w odszyfrowaniu tożsamości księcia Eugene?


Nie powiem, powrót był jednak bardzo trudny. Minęła spora chwila, zanim zaczęłam orientować się, kto jest kim i o co w tym wszystkim chodzi. Poprzedni tomik został zakończony w bardzo niespodziewanym momencie, a w tym od razu pojawiła się kontynuacja tych wydarzeń, przez co musiałam pogrzebać w swojej dziurawej pamięci, by przypomnieć sobie tę konkretną sytuację. Nie było to łatwe, ale udało mi się bez sięgania po poprzednie części, więc można powiedzieć, że odniosłam małe zwycięstwo. Żałuję tylko, że tak naprawdę, to znów nie dowiedzieliśmy się niczego konkretnego…

Glen Schreiber nieślubne dziecko, które musiało walczyć o swoją pozycję, a czasem nawet i o własne życie. Z racji tego, że był bękartem, przyrodnie rodzeństwo nie było mu przychylne, a w szczególności Dolgerg, drugi syn rodu Belbania. Póki co, nie wiadomo czy się odrodził. A jeśli się odrodził, to kim jest?
Przeszłość wciąż nie jest jasna, przekłada się na teraźniejszość, przez co, uczniowie podzieli się na różne obozy. Dotychczasowe przyjaźnie odeszły w zapomnienie… liczy się tylko to, kim kiedyś byli. Czy czasem nie zaszło to za daleko?

Kolejny tomik, który kończy się w bardzo nieodpowiednim momencie. Znów dzieje się coś ważnego, ale żeby zobaczyć, co z tego wyniknie, trzeba sięgnąć po następny tomik. Ot, takie polsatowskie zakończenie – z jednej strony się tego nienawidzi, a z drugiej nasze emocje biorą górę i chcemy się rzucić na następną część. Trzeba przyznać, że autorka lubi podsycać naszą niecierpliwość. Wciąż tylko dawkuje nam informacje, akcja prawie stoi w miejscu, a bohaterowie błądzą po omacku – tak najprościej zobrazować to, co się dzieje na stronach jedenastej odsłony Naszego Cudu. Chciałabym, aby w końcu wydarzyło się coś przełomowego, co choć odrobinę zbliżyłoby nas do rozwiązania tej zagadki.

Mimo powolnej akcji, zdawkowych odpowiedzi i ciągle pojawiających się pytaniach, nie mogę powiedzieć, że przy tym tytule można się nudzić. Wręcz przeciwnie, ciągle coś się dzieje, zazwyczaj bardzo niespodziewanego, co podtrzymuje tempo wydarzeń. Autorka świetnie przeplata poszczególne wątki, a także dokłada nam na rozluźnienie odrobinę romantyczności. Trzeba pamiętać, że mamy do czynienia z licealistami, w których buzują uczucia. Taka mała odskocznia od przeszłości mieszającej się z teraźniejszością. Trochę normalności tez jest nam potrzebne!

Tak jak w poprzednich tomikach, tak i w tym, mamy kilkanaście stron poświęconych dla wydarzeń z przeszłości. Kolejne wspomnienia zostają nam odsłonięte. Dowiadujemy się, dlaczego ktoś życzył Glenowi śmierci, widzimy ostatnie chwile Barta, czy też motywacje Nishiny do służby u księcia Eugene… takie małe smaczki, ale jeśli ktoś jest bardziej dociekliwy, może zacząć porządkować te retrospekcje, a być może trafi na jakieś nowe poszlaki.

No cóż, pozostaje tylko sięgnąć po kolejny tomik, by sprawdzić, co jeszcze przygotowała dla nas autorka!



Moja ocena: 7/10
Liczba stron: 179
Data premiery: 18 stycznia 2018
Wydawnictwo: Waneko



3 komentarze:

  1. Ciekawa recenzja. :) Wiem komu mogę polecić tę pozycję i poprzednie tomy. :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Do mnie raczej nie przemawia, średnio lubię takie klimaty ale znam za to wiele osób, którym by się to spodobało :) Piękna okładka. Dobrze, że Tobie się podobała ta książka. Gratuluję liczby wyświetleń :3 Pozdrawiam i zapraszam do mnie: https://lamliwypaznokiec.blogspot.com/2018/10/kwiaty-dla-mezczyzny.html

    OdpowiedzUsuń
  3. Tak przeczytałem i myślę że bardzo dawno temu nie czytałem Mangi i muszę to nadrobić zdecydowanie ;)

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za wszystkie komentarze ! Każdy kolejny komentarz to większy uśmiech na mojej twarzy ! Przeczytałeś pozostaw po sobie ślad !
Podoba Wam się mój blog, dodajcie go do obserwowanych i bądźcie na bieżąco :) Natomiast jeśli macie jakieś pytania, piszcie śmiało! Na wszystkie chętnie odpowiem.

Copyright © 2016 Recenzje Mystic , Blogger