marca 14, 2018

Jarosław Grzędowicz - Pan Lodowego Ogrodu tom III


Jak ten czas szybko mija… to już trzeci tom „Pana Lodowego Ogrodu”, a ja mam wciąż wrażenie, jakbym dopiero wczoraj przeczytała ten pierwszy. Już nie mówić o tym, że czekają na mnie jeszcze dwie części, ale za nim się nimi zajmę, muszę pożegnać się z numerkiem trzy. Ostatnio, wspominałam wam, że byłam lekko znużona taką ilością stron — czasami się tak zdarza. Każdy z nas miał takie uczucie przy jakimś tytule, które albo mijało, albo potwierdzało, że lektura jest kiepska w naszym odczuciu. Tym razem miałam czterysta stron, aż całą setkę mniej! Czy mimo to, znów nudziłam się, przewracając kolejne strony?

Podróż w nieznane dopiero się zaczęła… Vuko nie jest zadowolony z towarzystwa Ludzi Ognia, a w koszmarach śni o ich śmierci. Lodowy okręt skrywa również wiele niespodzianek. Może ta podróż, wcale nie będzie taka zła?
Pod osłoną nocy, skupia się na kontroli swoich nowo nabytych umiejętności. Czy uda mu się w końcu przełamać i zaakceptować magię?
Jest też jedno dodatkowe zadanie, które Vuko obrał za swój cel… zboczyć do Żmijowego Gardła i odwiedzić starego znajomego, który miał zbierać dla niego informację. Niby prosta sprawa, którą bardzo szybko można załatwić, ale… Czy uda mu się tego dokonać? A może lodowy okręt i magia w nim zawarta, nie pozwoli mu na to?
Czy Wędzony Ulle, zdobył jakieś wartościowe informacje? Jaką cenę musiał za nie zapłacić?


Ten tom świetnie pokazuje, że niewiedza jest czasem błogosławieństwem… i zamiast korzystać z okazji na zarobek, którą daje jakiś dziwak, lepiej zatrzasnąć mu drzwi przed nosem. Smutne, ale prawdziwe. Jak to mówią „czym mniej wiesz, tym lepiej śpisz”. Tam, gdzie trwa wojna, a wrogów jest zbyt wiele, lepiej za bardzo się nie wychylać, a Vuko za bardzo ściąga na siebie uwagę swoich pobratymców, którzy za wszelką cenę chcą go zabić. Ale bez tego my, nie mielibyśmy takiej zabawy podczas czytania tej lektury. Muszą być pewne komplikacje, aby dostarczyć rozrywki, dreszczyku adrenaliny, czy nawet tej setki scenariuszy, które tworzą się w naszych głowach.


„Rodzimy się bowiem i umieramy sami, a ci, którzy towarzyszą nam po drodze, zwykle będą musieli wybrać własną.”


Młodziutki cesarz, który został wyznaczony na następcę tronu w tragicznych okolicznościach, podąża za swym losem. Kroczy wyboistą drogą, która cały czas obnaża swoje kolejne przeszkody. Droga do jego wolności, a także jego ludu, wydaje się być bardzo odległa, a nawet niemożliwa do przejścia. Mimo swojego młodego wieku musi wykazać się ogromnym doświadczeniem i poświęceniem. Liczy na niego wielu ludzi, przynajmniej tych, którzy wiedzą, że on żyje. Nawet ci, co się za niego poświęcili, robili to dla sprawy złożonych w jego rękach. Lecz los bywa okrutny, a akceptacja i pogodzenie się z niedogodnościami, może odebrać jakąkolwiek nadzieję…


„Wypijam ostrożnie łyk i przez ułamek sekundy mam w ustach supernową niepasujących do siebie smaków. W nosie przypalona kawa zbożowa, kwas chlebowy i guinness, w ustach syrop na kaszel, bita śmietana, terpentyna, szare mydło i zgniłe mango. Przełykam i postanawiam dolać wody. Odbija mi się jakby bananem ze śledziami. Biorąc pod uwagę to, co piłem tu dotychczas, zupełnie niezłe.”


Pierwszy raz od początku tej historii, poczułam jakieś głębsze uczucia wobec bohaterów. No cóż, współczułam temu młodemu cesarzowi, co w jego sytuacji nawet jest zrozumiałe. Choć jego postać dla mnie jest lekko przerysowana. Szesnastoletni chłopak, który jest za bardzo idealny, mało w nim wad. Ogólnie uważam, że za szybko pogodził się ze swoim losem. Stał się zbyt uległy, może trwało to tylko chwilę, ale patrząc na jego charakter, który został nam wcześniej przedstawiony, taka nagła zmiana pozostawiła po sobie posmak goryczki. Może się czepiam, ale nie oszukujmy się, to była za duża ingerencja w jego osobowość i spodziewałam się po nim czegoś innego. Rozumiem, że nie mogło być też za łatwo, zbyt przewidywalnie, lecz i tak swojego zdania nie zmienię, to można było lepiej przedstawić.


„Istnieje w świecie siła, która sprawia, że zawsze nadchodzi nowy początek. Z pogorzeliska kiełkują kwiaty, od pnia odrasta młode drzewko, a zmrożona, martwa ziemia staje się żyzną glebą gotową na pług. Szramy zabliźniają się i zmieniają w nowe ciało. Człowiek złamany rozpaczą ociera pewnego dnia łzy, unosi głowę i znowu dostrzega, że świeci słońce. Rany się goją.”


„Pan Lodowego Ogrodu” to seria, która wciąż mnie fascynuje. Jestem ciekawa losów głównego bohatera i tego, czy zakończenie tego cyklu będzie umieć mnie zaskoczyć. Trzymam za to mocno kciuki, bo naprawdę byłoby szkoda, gdyby tak się nie stało. Nie będę więcej zachwalała, bo jeszcze przechwalę i dopiero będzie klops. Lecz tym, co jeszcze się wahają i zastanawiają nad tym tytułem, mogę powiedzieć tylko jedno – nie ma na co czekać! Bierzcie się za czytanie i delektujcie się lekturą, gwarantuję wam ciekawą przygodę w dobrze wykreowanym świcie.




Moja ocena: 8/10
Liczba stron: 399
Data premiery: 8 lutego 2018
Wydawnictwo: Fabryka Słów, Edipresse Książki (Kolekcja Mistrzowie Polskiej Fantastyki)

1 komentarz:

  1. Czeka już na półce, jeszcze nie wiem kiesy się z nią zapoznam. :D

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za wszystkie komentarze ! Każdy kolejny komentarz to większy uśmiech na mojej twarzy ! Przeczytałeś pozostaw po sobie ślad !
Podoba Wam się mój blog, dodajcie go do obserwowanych i bądźcie na bieżąco :) Natomiast jeśli macie jakieś pytania, piszcie śmiało! Na wszystkie chętnie odpowiem.

Copyright © 2016 Recenzje Mystic , Blogger