Już od dawna zastanawiałam się nad przeczytaniem serii Red
Rising, jednak ciągle coś mi stawało na przeszkodzie, a przede wszystkim nie
byłam pewna, czy mi się spodoba. Niby sam opis był ciekawy i te okładki, które
ciągle przyciągały mój wzrok. W końcu powiedziałam sobie dość. Koniec z
zastanawianiem się, czas na czytanie. Przecież raz się żyje i nie warto
wiecznie gdybać nad tym, czy dana pozycja trafi w mój gust czytelniczy. Takim
oto sposobem, na mojej półce pojawiły się dwa tomy Red Rising. A dziś podzielę
się z wami moimi wrażeniami, po przeczytaniu pierwszej części – Złota krew.
Kiedy ciągle ci wmawiają, że to co robisz, jest wielkim
krokiem dla ludzkości, która dzięki tobie będzie mogła zamieszkać na nowej
planecie, w końcu zaczynasz w to wierzyć i przestajesz kwestionować. W
szczególności, że jesteś kolejnym pokoleniem, które jest utwierdzanym w takim
przekonaniu.
Życie Czerwonych na Marsie nie jest łatwe. Zwłaszcza życie
Helldiverów, którzy w kopalniach Marsa wydobywają cenne helium-3. Nigdy nie
widzą słońca. Nie zawsze mają co jeść. Żyją krótko. Umierają młodo. Okrutne
prawo wobec nich, nie pozwala im nawet samodzielnie myśleć.
Darrow przez to prawo traci żonę, ale za nim to się stało,
pokazała mu coś o czym nie mówią im Złoci, coś za co jego żona umiera, a jemu
karze się obudzić.
Żeby zacząć walczyć Czerwony musi stać się Złotym. Przed nim
nie tylko bolesna przemiana, lecz także długa i żmudna walka o pozycję na
szczycie społecznej piramidy. Żeby stać się Złotym, Czerwony Helldiver musi nie
tylko zmienić skórę, lecz także przeżyć. Co wcale nie jest takie proste, bo
Instytutem Marsa, szkołą przyszłych władców, rządzi tylko jedna zasada:
przeżyją najsilniejsi.
Czy słaby Czerwony zdoła skończyć szkołę bogów?
Czy zdoła rozpalić zarzewie zagłady i obalić Złotą tyranię?
Początek powieści nie wciągnął mnie na tyle bym była
zachwycona tą pozycją. Jednak, każda kolejna strona, każdy kolejny rozdział,
wzbudzał we mnie, coraz więcej emocji. Zaczęłam kibicować i przeżywać to, co
główny bohater odczuwał. Polubiłam go, a w szczególności jego tok myślenia.
Wciągnęłam się na tyle, że odkładając książkę, nie mogłam o niej przestać
myśleć i nawet teraz, kiedy lekturę mam już za sobą, wciąż do niej powracam
myślami. I już nie mogę się doczekać kiedy sięgnę po kolejną część. W dużej
mierze jest to zasługa ostatnich rozdziałów i samego zakończenia, które było
dość zaskakujące. Spodziewałam się czegoś innego, może nie zostałam przez nie
wbita w fotel, ale czytałam z zapartym tchem nie mogąc już się oderwać od
lektury.
Darrow jest Czerwonym, pionierem, który pomaga w stworzeniu
przyjaznej planety dla ludzi. Najmłodszy w historii Marsa Helldiver. Chłopak,
który może w końcu zdobyć Laur za wydobycie helium-3 i pokonać klan Gamma.
Przebiegły, zręczny, szybki i silny. Na swój wiek bardzo dojrzały, ale do tego
zmusiło go życie. W jednej chwili wszystko traci. Dom, rodzinę i życie. Musi
przystosować się do nowej sytuacji, podjąć się zadania lub się poddać.
Zapomnieć o tym, co było. Zamknąć to w najgłębszych odmętach pamięci, aby
skupić się na tym najważniejszym zadaniu. Gniew, frustracja i tęsknota
pozostają, ale nie może pozwolić na to, aby przejęły nad nim kontrole.
Przy tej książce nie można się nudzić, cały czas coś się
dzieje. Pojawia się bardzo dużo bohaterów, część z nich pozostaje z nami na
dłużej, a inni są tylko chwile. Mimo wszystko większość z nich polubiłam,
niektórych w dalszej części książki mi brakowało, choć wiem, że ich los nie
mógł inaczej się potoczyć. I tak się zastanawiałam „a co by było gdyby?”.
Zastanawiam się tylko jak autor zamierza dalej tym pokierować, czy spotkam jeszcze
te postacie, które teraz odegrały bardzo kluczowe role i boje się, że bez nich
to już nie byłoby to samo. No cóż, tym się będę martwić później. Najbardziej
zaskoczyły mnie elementy mitologii rzymskiej, z którymi mamy tutaj do
czynienia. Nie ma tego wiele i w sumie nie zamierzam wam nic więcej zdradzać,
ale wiem, że jest to bardzo dobre posunięcie ze strony pisarza. Dzięki temu
powieść jest w pewien sposób urozmaicona.
Pierce Brown zabiera nas w kosmiczną podróż. Pokazuje nam
nowe technologie, życie na innej planecie o czym my możemy dopiero śnić lub
marzyć. Opisuje nam w najmniejszym szczególe, jak to wygląda, czym to się różni
od życia na naszej planecie. Nie zapomniał o prostych różnicach, które mogłyby
zaważyć nad realizmem opisanego świata. A co jest w tym najlepsze, może kiedyś
za kilkaset lat taka wizja nie będzie już tylko wymyśloną bajką, a
rzeczywistością. Mam tylko nadzieję, że o ile wizja się spełni, to
społeczeństwo nie będzie podzielone na kasty. Hierarchia kolorów to coś, co
wywołuje oburzenie, coś co dla nas jest nie do przyjęcia. I to z czym możemy
się spotkać na co dzień, pieniądz rządzi światem. Korupcja jest wszechobecna,
wszystko z góry jest ustawione. I nawet tacy Złoci, mimo swojego koloru są
ograniczeni, poprzez więzy krwi.
„Złota krew” to książka, którą po prostu trzeba przeczytać.
Znajdziemy tu wszystko, czego oczekuje się od dobrej literatury. Koniec z oklepanymi
lekturami. Przyszedł czas na powiew świeżości. Spisek, korupcja, rozlew krwi,
kłamstwa, matactwa i wiele innych, to tylko początek tego, co dostarcza
czytelnikowi ta powieść. Zapowiada się naprawdę emocjonująca i pełna wrażeń
seria, która przyciągnie wielu wielbicieli.
Moja ocena: 8/10
Liczba stron: 432
Data premiery: 19 listopada 2015
Wydawnictwo: Drageus Publishing House
Wszędzie pełno tej książki :) myślę, że chciałabym ją spróbować :)
OdpowiedzUsuńJuż nie mogę się doczekać aż znajdę chwilę i przeczytam tę pozycję :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie ;)
http://ravenstarkbooks.blogspot.com/
Czekam na Twoją opinię :)
UsuńA ja pierwsze o niej słyszę. Ale skoro tak wysoko ja oceniłaś, to muszę mieć. MUSZĘ :)
OdpowiedzUsuńMusisz!!!
UsuńPolecam z całego serce :)