Pan Lodowego Ogrodu zauroczył mnie swoją historią już od
pierwszych stron. Teraz przyszedł czas na drugi tom, do którego nie mogłam się
jakoś zebrać, aby zacząć czytać. Nie wiem, co spowodowało taki stan rzeczy, ale
przez to mam spore opóźnienia, a wszelkie opinie muszę pisać „na bieżąco”, co z
moim lekkim pedantyzmem, strasznie mnie gryzie. Nie zrozumcie mnie źle, lubię
czytać i to dużo, ale przy takim nawale materiału, co leży na moim parapecie,
mam ustalony grafik, co i kiedy publikuję… terminy gonią, a ja mam spore
obsunięcia. No cóż, nie ma co rozpaczać, czas zobaczyć, czy Jarosław Grzędowicz
znów mnie zaczarował swoim światem!
Wojna trwa, a samozwańczy pieśniarze nie próżnują! Porządek
został zaburzony i tylko jedna osoba może odwrócić bieg losu. Tylko że teraz on
jest drzewem…
Vuko został skazany na okrutny los, czy już zawsze będzie
musiał podziwiać jeden widok, a może ktoś zakończy jego męki, tak jak on zrobił
to w przypadku jednego z naukowców?
Młody, świeżo upieczony cesarz wciąż ucieka. W przebraniu
wroga spróbuje pokonać most, który dzieli go od dalszej drogi. Lecz na moście
siedzi stara widząca, która może pokrzyżować jego plany i zdemaskować Tygrysa.
Czy uda mu się przedrzeć przez posterunek?
Czy pradawni bogowie, wtrącą się do wojny, którą wywołali
obcy z innej planety?