„One-Puch Man”, to kolejny tytuł, który brałam w ciemno.
Niby, co jakiś czas manga przykuwała mój wzrok, a wszelkie uwagi na jej temat,
tylko zachęcały mnie do zapoznania się z nią, ale nigdy nie udało mi się
sprawdzić, czy faktycznie jest czymś dla mnie. Jak to mówią, raz kozie śmierć,
tym razem się jednak skusiłam i postanowiłam, chociaż spróbować przeczytać
komiks… nawet nie sprawdzałam zwykłego opisu, aby przez przypadek nie nastawić
się na coś konkretnego, wolałam iść na żywioł. „Co ma być, to będzie” – te
słowa były moim mottem. Czy opłacało się tak ryzykować?
Co może zrobić przeciętny młody mężczyzna, któremu po raz
kolejny, nie udało się dostać pracy? Poddać się!
Saitama zmęczony i zniechęcony swoją kolejną porażką,
spokojnie wracał do domu, do czasu, kiedy to na jego drodze stanął potwór.
Chłopak niechętnie stawia mu czoła i tym samym odnajduje swój nowy cel w życiu!
Po tym wydarzeniu poddał się „morderczemu” treningowi, po którym jego siła i
wygląd uległy zmianie. Teraz wystarczy mu tylko jeden cios, by pokonać swego
przeciwnika!
To błogosławieństwo, czy może jednak przekleństwo?
No cóż, ubawiłam się podczas lektury tej mangi. Już na samym
początku przywitała mnie niezwykle znajoma postać, która nawet podobnie się
nazywała, co zapewne było celowym zabiegiem. Zapewne znalazło się tam jeszcze
kilka nawiązań do innych znanych tytułów, niestety, nie jestem w stanie
dopasować tej reszty. Wiem jedno, a nawet jestem przekonana, że to jednak była
dobra decyzja i nawet jeśli komiks nie dostarczy mi zbyt wielu emocji, to
pewnie, chociaż mój humor wiele na tym zyska. Przynajmniej na razie, wszystko
jest na dobrej drodze, by tak było. One-Puch Man przypadł mi do gustu i jestem
ciekawa, jak będzie wyglądała dalej nasza wspólna przygoda…
Saitama był zwykłym, szarym obywatelem. Nie prowadził zbyt
satysfakcjonującego życia, nawet nie potrafił znaleźć zwykłej pracy. Zmęczony
taką egzystencjom, dostał jedną szansę, która zmieniła go w samozwańczego
obrońcę sprawiedliwości, tylko… nawet to w pewnym momencie odebrało mu wszelką
motywację. Przecież nie ma żadnej zabawy, kiedy każdego przeciwnika wykańcza
się jednym ciosem. Nie ma jak się doskonalić, kiedy już jest się idealnym,
najsilniejszym i najlepszym… chyba że znajdzie się ucznia, który za wszelką
cenę będzie chciał pobierać nauki. Może to, zmieni coś w tym nudnym życiu
Saitamy… Życie znów zakpiło z Saitamy i pokazało mu, że nie zawsze jest tak,
jakbyśmy tego oczekiwali i nawet bycie superbohaterem, może być nudną robotom.
One-Puch Man jest dość specyficznym tytułem. Niby nie ma w
nim nic szczególnego, bo co jest ciekawego w komiksie, gdzie, co chwile trzeba
zmieniać przeciwnika, bo po jednym ciosie, jest już niezdolny do walki, ale
intryguje tą swoją otoczką szarej beznadziejności, brakiem głębszej motywacji,
a także humorem. Ot, taka szara zwykła rzeczywistość z przykrym obowiązkiem
ratowania świata przed potworami. To może się udać, a nawet powiem więcej,
One-Puch Man już dawno zdobył grono wiernych fanów, więc pozostaje mi tylko
przyglądać się, w jakim kierunku to wszystko będzie się rozwijać!
Początki zawsze bywają trudne, zanim poznamy dobrze
bohaterów ich cechy rozpoznawcze, czy charaktery, zazwyczaj musi upłynąć trochę
czasu, czy też precyzyjniej określając — stron. W tym przypadku z góry jest
założone, kto, jaki ma być, więc pozostaje kwestia obserwacji, czy postacie
przechodzą jakąś wewnętrzną przemianę, a patrząc na to, że mamy ich tylko dwie,
to nie jest trudne zadanie (oczywiście, nie licząc pojawiających się
przeciwników). Dodatkowo w tym czasie możemy delektować się przyjemną dla oka
kreską, która ubarwia nam każdy kadr i świetnie oddaje najdrobniejsze szczegóły
otoczenia, czy dynamiki. Choć szczerze przyznam, że Saitama jest rysowany w
bardzo specyficzny sposób, jakby nieco „nie pasował” lub też „uciekł” z innej
mangi, ale to tylko bardziej potęguje w czytelniku odbiór tej jego
beznadziejności. A może to tylko jest takie moje wrażenie...
Moja ocena: 6/10
Liczba stron: 200
Data premiery: 5 grudnia 2015
Wydawnictwo: J.P.Fantastica
OPM to fajny tytuł, ale Mob Psycho 100 tego autora jest zdecydowanie lepsze imo. Wiele osób jednak odpada, kiedy widzi kreskę - MP100 nie ilustrował Murata, tylko właśnie One, który, powiedzmy sobie szczerze, wielkiego talentu nie ma. XD (Chociaż później idzie mu coraz lepiej!)
OdpowiedzUsuńTo samo tyczy się anime, bo jak sama piszesz - Saitama wygląda jakby był rysunkowo zupełnie wyjęty z kontekstu. To teraz wyobraź sobie serię tylko w takim stylu, i dostajesz MP100. :D
Z ciekawości zajrzę do MP100, pewnie się złapie za głowę, ale ciekawość mnie zżera :D
UsuńOj, złapiesz, złapiesz. XD
UsuńPolecam mimo wszystko najpierw zacząć z anime, trochę przyzwyczaisz się do stylu, a później łatwiej zniesiesz koślawość mangi. XD
Co nie zmienia faktu, że jestem absolutnie zakochana w MP100 i to mój ulubiony tytuł mangowo/animcowy w ogóle, więc jak najbardziej Ci polecam. ^^
(Jeszcze nigdy tak się nie zakochałam w jakiejś serii, naprawdę.)