Silence, to książka polecana przed duże grono blogerów, nie
tylko tych polskich, ale także zagranicznych. Noty ma świetne, czytelnicy ją
kochają, czego można chcieć więcej? Chyba niczego, ewentualnie ciepłej
herbatki, długiego wieczoru i kocyka do opatulenia. Mój książkoholizm ostatnio
sprowadził mnie na manowce i sprawił, że na moim parapecie leżą stosy pozycji
do czytania, za nim wygrzebałam stamtąd Silence, minęło trochę czasu… no cóż,
czasami i tak bywa, nie ma co rozpaczać! Książka nie zając, nie ucieknie. Ale,
czy ten tytuł jest faktycznie, aż tak dobry, jak większość o nim pisze? Czy
jest taki idealny i zachwycający?
Słowa, towarzyszą nam każdego dnia, są dla nas naturalne jak
oddychanie, a gdybyśmy mieli zamilknąć? Godzina, dwie, trzy nie są problemem,
ale dzień, dwa, tydzień, to co innego. Mówią, że mowa jest srebrem, a milczenie
złotem, czy mają rację?
Oakley zamilkła, kiedy była dzieckiem. Nikt nie wie, co się
stało, żaden lekarz nie jest w stanie pomóc ani jej, ani rodzinie… przyczyna
wciąż pozostaje nieznana.
Tylko Oakley zna prawdę, a cena, którą musi codziennie
płacić swoim milczeniem, jest o wiele niższa, niż cena, którą przyszłoby jej
zapłacić za wyznanie swojej tajemnicy. Tylko cisza może ją ochronić i zakończyć
ten koszmar…
Czy aby na pewno?
Co wydarzyło się w życiu Oakley, że ona zamilkła? I co musi
się wydarzyć, by znów przemówiła?
Moje emocje podczas czytania tej książki wciąż się
zmieniały. Przeszłam chyba wszystkie etapy od znudzenia, poprzez ciekawość, aż
po zachwyt i niesmak. Takie małe tornado, które targało mną na wszelkie możliwe
sposoby. W pewnym momencie pokusiłam się nawet o stwierdzenie, że lektura
miażdży psychikę, ale kiedy już emocje opadły, a ja poukładałam sobie wszystko
w głowie, przygotowując się do pisania tej opinii, stwierdziłam, że wcale nie
było tak kolorowo, jak mi się w pierwszej chwili wydawało. Analiza nie kłamie –
było w miarę dobrze, ale mogło być jeszcze lepiej!
„Czemu to wszystko musiało być tak skomplikowane? Gdybym tylko mogła
położyć się spać i obudzić się jako inna osoba - nieważne kto - nie wahałabym
się ani sekundy.”
Oakley, milczy od jedenastu lat. Każdego dnia chodzi do
szkoły, uczy się, ucieka przed szkolnymi dręczycielami i stara się normalnie
żyć. Jest dziwadłem i sama dobrze o tym wie, ale nic nie jest w stanie
przełamać jej milczenia. Ani miłość, ani przyjaźń, ani wsparcie najbliższych
jej osób. Nawet Cole nie potrafi do niej dotrzeć, a przecież się kochają. Każdy
dzień dla niej to walka o przetrwanie. Szkoła jest piekłem, dom jest piekłem,
bo tam jest matka, która za wszelką cenę chce ją „naprawić” tylko, że jej już
nie da się naprawić. Już zawsze pozostanie zepsuta, przynajmniej sama o sobie
tak myśli.
Cole to przyjaciel Oakley od dzieciństwa. Był przy niej zawsze,
wspierał ją, akceptował ją taką, a nie inną. Nie wywierał na niej presji – może
tylko czasami, kiedy zaczynały puszczać mu nerwy… po prostu, przy niej trwał.
Tak było zawsze i nic nie jest w stanie tego zmienić.
„Wszystko będzie dobrze. Nawet jeśli się dowiedzą, że możesz mówić, to
wcale nie oznacza, że musisz.”
W sumie to nie wiem, od czego by tu zacząć… mam wiele
„cosi”, do których z chęcią bym się przyczepiła, ale może zaczniemy od tej
słodyczy i tony cukru. Cukier, cukiereczek, cukieruś, ciuciu… jest tego tutaj
na potęgę. W zupełności nie pasuje to do głównego wątku i trzeba wybierać, na
czym chcemy się skupić. Ja postanowiłam, że jednak główny wątek mnie bardziej
interesuje niż miłość, która chyba pierwotnie miała być tylko tłem, a przykryła
wszystko. Lubię słodycze, ale bez przesady, ten chłopak był zbyt idealny, żeby
mógłby być prawdziwy. Pan Mary Sue, to określenie idealnie do niego pasuje.
Owszem, niektóre momenty z nim były zabawne, potrzebne, a nawet bym
powiedziała, że niezbędne, ale troszkę wad by mu nie zaszkodziło.
„Od mojego milczenia zależało szczęście mojej rodziny. Milczenie mnie
uwięziło.”
Kolejnym zarzutem moim jest główna przyczyna tej katastrofy,
może nazwijmy go sobie Antagonistą, choć to trochę na wyrost powiedziane. Otóż
ten antagonista, nie posiada żadnego charakteru… jest jak lalka woskowa, która
tylko dwa razy pokazała różki i swoją perfidność. Zbyt mało, by mogło mnie to
zadowolić, przy czym efekt ostateczny jest zwyczajnie słaby i przewidywalny.
Autorka albo chciała go wykreować, albo za bardzo skupiła się na tej
wszechobecnej słodyczy. Serio, jedną z najlepiej wykreowanych postaci jest
matka dziewczyny, która wciąż próbowała „naprawić” swoja małą dziewczynkę, jej
brat, który był totalnym… idiotoą, świrem lub coś w ten deseń. I siostra
Cole’a, która była realnym przykładem dzisiejszej rzeczywistości.
Sam powód milczenia Oakley jest zbyt słabo przedstawiony,
żeby tak naprawdę zrozumieć, co zmusiło pięciolatkę do zaniechania mówienia.
Zabrakło tego czegoś, co by mną wstrząsnęło. Wszystkie strzępki informacji są
nam wykładane na tacy, łatwo się domyślamy, co się stało i zero tłumaczeń jak
to wyglądało te kilkanaście lat temu. Jedna mała retrospekcja, a mogła tak
wiele zmienić, szkoda tylko, że autorka o tym nie pomyślała. Efekt końcowy
wygląda nijako. Znalazłam nawet dwa lepsze rozwiązania, przynajmniej według
mnie, dla tej pozycji – albo powinna zakończyć się na jednym tomie, albo urwać
w jednym momencie, który był takim punktem zwrotnym. Bez tego nie widzę sensu,
dla kontynuacji. Kolejna dawka cukru jakoś nie zachęca mnie do czytania.
Jak sami widzicie, książka nie jest bez wad. Wcale nie jest
doskonała, ale dla kogoś, kto lubi tego typu młodzieżówki, gdzie cukier wylewa
się ze stron, a milczenie wraz z jego powodem są tylko takim dodatkiem dla
zbudowania napięcia, jest wręcz idealna. I wiecie co? Silence jednak miażdży
psychikę i robi z niego wiadro cukru! Przykro mi, ale ja jestem jednak na nie…
Moja ocena: 5/10
Liczba stron: 360
Data premiery: 31 stycznia 2018
Wydawnictwo: Feeria Young
Zdecydowanie wątek miłosny zabił tę książkę...
OdpowiedzUsuńPomimo wad fabuła mnie zainteresowała i zapewne zachce przeczytać :)
OdpowiedzUsuńW takim razie, miłej lektury!
UsuńHmm... zastanawiałam się nad przeczytaniem jej, a teraz to już sama nie wiem :(
OdpowiedzUsuńHmmm... zawsze możesz spróbować ;)
UsuńJakoś mnie do niej nie ciągnie...
OdpowiedzUsuńCzytałam właśnie o tym, że bohater jest zbyt idealny, by realnie odbierać tę książkę. Kolejny raz też czytać, że cukier wysypuje się ze stron :( Nie lubię takich książek i boję się, że będę się męczyć jak w przypadku "Tysiąca pocałunków" na przykład. Dobrze, że czekam na kolejny tom i tak i dopiero za jakiś czas zdecyduję ostatecznie. Teraz jestem na tak, by dać jej książkę, ale to się może zmienić z czasem.
OdpowiedzUsuń