To już czwarty tom serii o Mercedes Thompson, który trafił w
moje łapki. Poprzednie części, jak sami pewnie wiecie, wspominam bardzo dobrze.
Byłam nimi zachwycona, więc tylko kwestią czasu było, gdy sięgnę po „Znak
kości”. Na całe szczęście książkę miałam na swoim tablecie i nie musiałam
usychać z tęsknoty, a mogłam od razu zabrać się za czytanie. Niestety, a może i
stety, w zależności jak na to patrzeć, musiałam przerwać lekturę w połowie. Nie
zrozumcie mnie źle, lubię Mercy, ale przy Kate Daniels nie ma żadnych szans.
Tak, porzuciłam Mercy, by dać się porwać Kate. Taki ze mnie zły chochlik.
Rzeczywistość nie chce pozwolić Mercy, aby mogła odetchnąć
po ostatnich wydarzeniach. Kiedy wszystko zmierza w dobrym kierunku, do
dziewczyny wpada mama z pretensjami, chwilę po tym zjawia się zwęglone „coś”,
które okazuje się być Stefanem, a na sam koniec na jej progu staje stara
znajoma, która prosi ją o pomoc z duchem.
Świat zwariował. Słowa „Ona wie.”, cokolwiek miałyby
znaczyć, nie wróżą nic przyjemnego, a wręcz przeciwnie, oznaczają kolejne
kłopoty.
Czas ucieka, a znak kości, który pojawił się na drzwiach
warsztatu, jest kolejną oznaką nadchodzącej burzy…