Seria „Program” pobiła czytelnicze serca. Jednak w moim
przypadku nie do końca było tak kolorowo. „Plagę samobójców” (recenzja tutaj)
pokochałam, jednak „Kuracja samobójców” (recenzja tutaj) mnie rozczarowała.
Wiem, że większość z was w tym momencie się ze mną nie zgadza, ale po
rewelacyjnym początku, oczekiwałam czegoś o wiele lepszego i to mnie zgubiło.
Po przełknięciu tej goryczy wiedziałam, że pojawią się kolejne części tej
serii, których bałam się jak ognia, ale kiedy „Remedium” pojawiło się na mojej
półce, nie miałam już wyboru, musiałam się przekonać, czy po raz kolejny
zawiodę się na twórczości autorki…
Kiedy ktoś umiera nagle, ciężko pogodzić się z jego stratą,
tak wiele chciałoby się jeszcze powiedzieć, tyle rzeczy można było zrobić, a
teraz nie ma już tego kogoś. Właśnie w takich przypadkach Quinlan McKee pojawia
się u rodzin zmarłych. Nosi ubrania i fryzury zmarłych, przejmuje ich
zachowania i jest świetna w tym, co robi. Jest sobowtórem, który ma tylko jedno
ograniczenie – nie wolno jej się angażować emocjonalnie.
Kiedy stała się Catalina Barnes, cos się zmieniło, coś w
niej pękło. Wszystko zaczęło się mieszać…
Profesjonalistka w swoim fachu, nagle przestała przejmować
się zasadami. Między nią a chłopakiem Cataliny, rodzi się więź, pojawia się uczucie.
Jednak nic nie jest takie proste, pojawiają się trudności. W szczególności
wtedy, kiedy wychodzą na jaw szczegóły o śmierci Cataliny…
A to jeszcze nie wszystkie tajemnice, które są przed Quinlan
ukrywane, przez jej otoczenie…
Czy dziewczynie uda się odkryć prawdę i poradzić sobie z
nowym zleceniem?