Wystarczyła mi jedna krótka informacja o poszukiwaniach
chętnych blogerów, abym się zgłosiła. Garść szczegółów, żebym nie mogła się
doczekać, kiedy będę mogła zacząć promować nową książkę jednej z moich
ulubionych autorek, a mowa tu o Colleen Hoover. I krótki, a zarazem długi czas
oczekiwania na ten moment, w którym wreszcie mogłam zapoznać się z „Ugly Love”.
Jeszcze jej nie znałam, a już nie mogłam przestać o niej myśleć. No bo, kto by
przeszedł obojętnie obok twórczości tej pisarki? Na pewno nie ja! Ale gdzieś
tam w głowie pojawił się złośliwy chochlik, który szeptał mi „a co będzie, jak
ta lektura ci się jednak nie spodoba?” i co gorsza, prawie mu uległam i bałam
się, że faktycznie tak może być. A jak było naprawdę?
Kiedy Tate przeprowadza się do brata, a pod jego drzwiami
znajduje pijanego Milesa, nie wie, jakie będą tego konsekwencje. Między nimi
powstaje jakaś dziwna więź, która przyciąga ich do siebie. Ale to nie jest
miłość, ani nawet przyjaźń.
Postanawiają zawrzeć prosty układ: seks dla czystej
przyjemności. On nie chce miłości, ona nie ma na nią czasu…
To może się udać wystarczy, że Tate będzie przestrzegać
dwóch zasad: nigdy nie pytaj o przeszłość
i nie licz na przyszłość.
Serca się spotkały.
Obietnice odeszły w zapomnienie.
Zasady zostały złamane.
A miłość stała się brzydka.
Po przeczytaniu lektury nie mogłam się pozbierać, moja
psychika była roztrzaskana na milion kawałeczków. Nie wiedziałam, co mam czuć –
śmiać się, a może jednak płakać. Już nie wspomnę o tym, ile łez pociekło mi po
policzkach, zakończenie jest tak mocne, tak wstrząsające, że nie było sposobu,
abym je powstrzymała. Jednym zdaniem, to jest kolejna genialna książka, spod
pióra Colleen Hoover. A jeśli myślicie, że „Ugly Love” to kolejny erotyk
pokroju Greya, jesteście w błędzie. Autorka napisała powieść, która skrywa w
sobie drugie dno. Porusza nawet najbardziej skamieniałe serca. Jest niczym
emocjonalne tornado. Porywa czytelnika, a na koniec porzuca go wyprutego z
wszelkich uczuć, z rozdartym sercem i z wielką pustką w głowie. Nagle to, co
wydawało się brzydkie, stało się piękne.
„Dzieje się ze mną coś dziwnego. Przeszywa mnie dreszcz. Nie cierpię
tego uczucia, bo wiem, co to znaczy. To znaczy, że moje ciało zaczyna reagować
na bliskość Milesa.
Mam nadzieję, że przynajmniej głowa zachowa zdrowy rozsądek”
Tate wpakowała się w bardzo toksyczną relację z Milesem.
Mimo że on ją rani, ona mu na to pozwala. Każde kolejne ich spotkanie daje jej
złudne wrażenie, a co najgorsze nadzieję na coś, co nie ma prawa nigdy zaistnieć.
Nie potrafi tego powstrzymać, a wręcz nie chce tego zrobić. Nie ważne jak
bardzo cierpi przez ten chory układ. I może wydawać się to bardzo dziwne w
szczególności, że z natury jest bardzo sympatyczną i miłą dziewczyną o wielkim
sercu. Jest zbyt dobra i wydaje się za bardzo ułożona, aby dać sobą tak
pomiatać.
Miles otoczył się murem. Tragedia, która wydarzyła się kilka
lat temu, cały czas odciska na nim piętno. Nie potrafi normalnie żyć, nawet nie
chce tego. Serce ma z lodu, codziennie pielęgnuje ból, który zagościł tam dawno
temu. Nieugięty i bezczelny. Do wszystkiego podchodzi z dużym dystansem. Nie
wierzy, że zasługuje na szczęście w swoim życiu. Nie po tym, co się wydarzyło.
„– Nie mam nic przeciwko temu, żebyś piła moje soki, Tate.”
Od początku próbowałam rozgryźć, co wydarzyło się w życiu
Milesa. Niestety, moje próby były nieudane, choćbym nie wiem, jak próbowała,
nigdy bym sama takiego scenariusza nie wymyśliła. Choć przyznam szczerze, że
byłam blisko. Książka jest głównie podzielona między Tate i Milesa, tylko że
jego oczami nie widzimy teraźniejszości, tylko wydarzenia sprzed sześciu lat.
Był to zarazem jeden z najciekawszych wątków, zawsze wyczekiwałam, kiedy w
końcu przyjdzie czas na jego historię, ale także były to bardzo frustrujące
momenty. Nie dojść, że nie mówiły nam za wiele, to bardzo szybko się kończyły,
a ja jako czytelnik chciałam jeszcze znać jego myśli dotyczące Tate. Ale nie
można mieć wszystkiego naraz.
„On też się uśmiecha.
On.
Też.
Się.
Uśmiecha.”
„Ugly Love” to bardzo poruszająca i bolesna powieść. Ukazuje
nam różne odcienie miłości, cierpienia i szczęścia. I mimo wszystko daje nam
nadzieję, że mimo tragicznej przeszłości, mamy szansę na nowe życie, prawdziwe
i szczere uczucie. To my jesteśmy odpowiedzialni za to, czy pozwolimy sobie na
dobre momenty, czy pogrążymy się w tym wszystkim, co złe. Mamy wybór, ale nie
zawsze chcemy z niego skorzystać.
Autorka przedstawiła nam realnych bohaterów. Takich
prawdziwych z krwi i kości. Mają swoje niedoskonałości, nie są idealni. Dlatego
mimo licznych wad, z miejsca można ich polubić, a nawet utożsamiać się z nimi.
Oprócz rewelacyjnej kreacji postaci pierwszoplanowych nie mogę zapomnieć o tych
drugoplanowych. Oni również wtrącają swoje trzy grosze do całości. Indywidualność
ich osobowości ukazuje nam odcienie naszego życia. Mogą być podobni do kogoś z
naszej rodzina albo z sąsiadów, ale widać, że są na właściwym miejscu, bez nich
byłoby zbyt pusto.
Jeżeli chcecie poznać wady tej powieści, niestety, próżno
ich szukać w tej recenzji. Nie potrafię ich znaleźć w tej książce. Dla mnie
jest idealna, rewelacyjna, genialna i nie przestaną jej chwalić, a tym bardziej
nie będę szczędzić wobec niej komplementów. Od teraz jest także moją ulubioną
lekturą, do której pewnie będę często wracać. Przebiła nawet „Maybe Someday”
spychając ją na drugie miejsce. To jedna z tych powieści, po której wciąż czuje
się niedosyt, chciałoby się więcej i więcej, a kolejnych stron już nie ma. Jest
warta każdej łzy, którą wycisnęła z moich oczu. A teraz tylko od was zależy,
czy tak samo mocno, jak ja, pokochacie „Ugly Love”.
Moja ocena: 10/10
Liczba stron: 344
Data premiery: 13 kwietnia 2016
Wydawnictwo: Otwarte
Recenzja w ramach przedpremierowego
Book Tour organizowanego przez Wydawnictwo Otwarte i Książkowe Kocha, Nie Kocha.
A może się skuszę... dawno Hoover nie czytałam, na wiosnę jak znalazł :D
OdpowiedzUsuńBookeaterreality
O Hoover czytałam wiele i niemal zawsze pozytywnie, kurde, może czas po nią sięgnąć? Kurcze, jednak ja z erotykami i książkami opartymi na relacji seks ale bez perspektyw na coś więcej, jakoś mnie nie kręcą, ale może kiedyś, bo mimo wszystko zaintrygowałaś mnie tą recenzją, postać Milesa, toksyczna relacja dwójki głównych bohaterów, och, sama nie wiem!
OdpowiedzUsuńLeonZabookowiec.blogspot.com
Ja jestem bardzo ciekawa tej lektury, więc sama sprawdzę jak to z nią jet
OdpowiedzUsuńKurcze, kurcze, kurcze! Bardzo lubię książki tej autorki i przyjeżdża 12 kwietnia do mojego miasta, więc grzechem, szczególnie po Twojej recenzji byłoby nie sięgnięcie po historię Tate!
OdpowiedzUsuńPozdrawiam oraz życzę miłego dnia :)
http://zagoramiksiazek.blogspot.com/
Też jestem po lekturze "Ugly Love" i tak samo ta książka kompletnie mnie rozwaliła! :)
OdpowiedzUsuńPewnie, prędzej czy później, sięgnę po tę książkę, licząc jednak na to, że okaże się lepsza niż "Hopeless", "Losing Hope" i "Maybe someday".
OdpowiedzUsuń