Seria „Program” pobiła czytelnicze serca. Jednak w moim
przypadku nie do końca było tak kolorowo. „Plagę samobójców” (recenzja tutaj)
pokochałam, jednak „Kuracja samobójców” (recenzja tutaj) mnie rozczarowała.
Wiem, że większość z was w tym momencie się ze mną nie zgadza, ale po
rewelacyjnym początku, oczekiwałam czegoś o wiele lepszego i to mnie zgubiło.
Po przełknięciu tej goryczy wiedziałam, że pojawią się kolejne części tej
serii, których bałam się jak ognia, ale kiedy „Remedium” pojawiło się na mojej
półce, nie miałam już wyboru, musiałam się przekonać, czy po raz kolejny
zawiodę się na twórczości autorki…
Kiedy ktoś umiera nagle, ciężko pogodzić się z jego stratą,
tak wiele chciałoby się jeszcze powiedzieć, tyle rzeczy można było zrobić, a
teraz nie ma już tego kogoś. Właśnie w takich przypadkach Quinlan McKee pojawia
się u rodzin zmarłych. Nosi ubrania i fryzury zmarłych, przejmuje ich
zachowania i jest świetna w tym, co robi. Jest sobowtórem, który ma tylko jedno
ograniczenie – nie wolno jej się angażować emocjonalnie.
Kiedy stała się Catalina Barnes, cos się zmieniło, coś w
niej pękło. Wszystko zaczęło się mieszać…
Profesjonalistka w swoim fachu, nagle przestała przejmować
się zasadami. Między nią a chłopakiem Cataliny, rodzi się więź, pojawia się uczucie.
Jednak nic nie jest takie proste, pojawiają się trudności. W szczególności
wtedy, kiedy wychodzą na jaw szczegóły o śmierci Cataliny…
A to jeszcze nie wszystkie tajemnice, które są przed Quinlan
ukrywane, przez jej otoczenie…
Czy dziewczynie uda się odkryć prawdę i poradzić sobie z
nowym zleceniem?
„Byłam plasterkiem na ich rany, ale nie mogłam ich uleczyć.”
Po „Remedium” nie spodziewałam się niczego spektakularnego,
po doświadczeniach z „Kuracji samobójców” wolałam być ostrożna i nie robić
sobie niepotrzebnie nadziei. Dzięki temu zostałam bardzo pozytywnie zaskoczona,
książka jest genialna. Nie mogłam się oderwać od tej historii! Jest wciągająca,
tajemnicza i trzyma w napięciu do ostatniej strony. Emocje same wylewają się ze
stron tej lektury i przejmują władzę nad czytelnikiem. Każde uczucie radości,
czy smutku odczuwałam razem z bohaterką. Wielokrotnie łzy same pojawiały się w
moich oczach i ciężko było mi je powstrzymać. Ale przede wszystkim takiego
zakończenia się nie spodziewałam. Nawet nie domyślałam się, że tak może być.
Przez co, praktycznie z dziesięć minut po zakończeniu czytania, dochodziłam do
siebie. Musiałam wszystko sobie poukładać w głowie.
„Ludzie zwykle uważają, że najbardziej boli złamane serce. Brzmi to
chyba bardziej romantycznie, ale tak naprawdę za cierpienie odpowiada umysł, a
ten da się oszukać.”
Quinlan to nastolatka, z pozoru niczym nieróżniąca się od
swoich rówieśniczek. Ma w miarę normalne życie, paczkę znajomych i kochającego
tatę. Gdyby nie to, czym się zajmuje, byłoby wręcz idealnie. Jednak jej
wyszkolenie i umiejętności naśladowania używa do swojej pracy. Co jakiś czas
musi opuścić rodzinny dom, aby przyjąć nową tożsamość i pomóc pogodzić się
rodzinie ze stratą najbliższej im osoby. Nie jest to łatwe zadanie, choć po
tylu latach każde kolejne zlecenie staje się już rutyną. Tak było, dopóki nie
musiała stać się Cataliną. A to zlecenie od samego początku było nietypowe.
„Na tym między innymi polegał mój problem – czasem niełatwo mi rozpoznać
moje prawdziwe wspomnienia. Życia osób, w które się wcieliłam, po jakimś czasie
zlewają się w jedno z moim własnym życiem.”
„Remedium” to książka, która jest bardziej dopracowana,
bardziej przemyślana, a przede wszystkim napisana na o wiele lepszym poziomie,
niż jej poprzedniczki. Autorka dała swoim czytelnikom, prawdziwą tykającą
bombę, a wybucha ona w momencie, kiedy rozpoczyna się jej czytanie. Mimo że, to
prequel do całej historii, jest on o wiele ciekawszy niż sama „Plaga
samobójców”. Przede wszystkim ta pozycja jest wielowątkowa, nie skupia się
tylko na miłości (to wątek poboczny, dodatkowy, więc się nie bójcie). Dużą rolę
odgrywają tu sekrety, kłamstwa oraz zalety i wady pracy sobowtóra. Mroczna zagadka
– tajemnicza śmierć, dziwne zlecenia. Dołóżcie do tego jeszcze bohaterów z krwi
i kości, tak realnych, że w tym momencie mogliby stanąć przed wami, a macie już
receptę na idealną lekturę.
Oczywiście, kilku rzeczy mogłam się domyślić, ale to tylko
wina tego, że ja już czytałam dalszą część „Programu”. Nie mniej jednak wiele
rzeczy jest dużym zaskoczeniem i jestem ciekawa, czy jest szansa na to, że
poznam dalsze losy Quinlan. Jakoś nie tęskniłam za Sloane i Jamsem, „Kuracja
samobójców” skutecznie obrzydziła mi tę dwójkę. Dlatego bardzo gładko weszłam w
ten świat bez nich i z miejsca go pokochałam. I jeśli myślicie, że złem
koniecznym było ich otoczenie, to jesteście w błędzie, nawet przed nimi, nikt
nie mógł żyć spokojnie. Osobiście, czuję się rozłożona na łopatki przez
„Remedium” i nie wiem, czy autorka będzie w stanie przeskoczyć tę poprzeczkę,
mam nadzieję, że jeszcze zostanę miło zaskoczona jej twórczością.
Dla wszystkich tych, co jeszcze się nie przekonali, aby
sięgnąć po „Remedium”: nie macie na co czekać, bierzcie książki w dłoń, a
obiecuje wam, że będziecie mile zaskoczeni!
Moja ocena: 10/10
Liczba stron: 432
Data premiery: 13 kwietnia 2016
Wydawnictwo: Feeria Young
O trylogii sporo słyszałam, ale nie miałam jeszcze do czynienia. Mam nadzieję zmienić to w wakacje.
OdpowiedzUsuńPrzeczytałam "Plagę samobójców" i mam w planach przeczytać pozostałe tomy z tej serii :) Mam nadzieję, że uda mi się to zrobić w najbliższym czasie. :D
OdpowiedzUsuńPozdrawiam ciepło!
http://natalie-and-books.blogspot.com/