„Plaga samobójców” to książka, która mnie zachwyciła, w
swojej recenzji nie szczędziłam wobec niej komplementów. Już nie wspominając o
tym, że nie mogłam się doczekać, kiedy w moje ręce trafi „Kuracja samobójców”.
Ten długo wyczekiwany przeze mnie moment właśnie nadszedł, ale za nim udało mi
się ją przeczytać, musiałam przebrnąć przez stos innych pozycji leżących na mojej
półce. Mimo ogromnej ciekawości postanowiłam zostawić sobie lekturę na sam
koniec, aby spokojnie bez żadnej presji, delektować się historią, którą w niej
znajdę. Miała być dla mnie wisienką na torcie, pośród styczniowych nowości, a
jak było naprawdę?
Sloane i James muszą uciekać i ciągle się ukrywać. Program
ich poszukuje, cały czas depcze im po piętach. Nie mają większego wyboru, aby
przetrwać, muszą odnaleźć buntowników, tylko oni mogą im pomóc. Taka ucieczka
na dłuższą metę jest męcząca i prowadzi do kłótni…
Jest także drugi problem. Mała pomarańczowa pigułka, może
przywrócić im wspomnienia. Tylko jest ich dwoje, a pastylka jedna. Konsekwencje
jej zażycia także mogą być zbyt duże, aby zdecydować się na jej zażycie…
Program także nie jest bezczynny. Zwiększa swój obszar
działań. Teraz już nikt go nie uniknie, każdy zostanie poddany przymusowemu
leczeniu. Agenci wyglądają, jak zwykli ludzie. Mieszają się ze społeczeństwem.
Nikomu już nie można ufać.
Jak odzyskać pamięć, aby nie musieć wybierać, kto zażyje
pigułkę?
Kto okaże się przyjacielem, a kto wrogiem?
Czy w tym świecie można jeszcze komuś ufać?
Zawiodłam się. „Kuracja samobójców” w porównaniu do
pierwszej części, jest beznadziejna. Pierwsze sto pięćdziesiąt do dwustu stron
to istna telenowela brazylijska. Nie ma w tym nic sensownego. Wszystko wygląda
sztucznie i jest naciągane, aby książka zwiększyła swoje rozmiary. Przynajmniej
takie wrażenie można odnieść. Dopiero później coś zaczyna się dziać. Przez
jeden krótki moment, można się wciągnąć. Wtedy czyta się z zapartym tchem, nie
odrywając się od lektury. Ale to jest stanowczo za mało. Myślałam, że będzie to
kolejna fenomenalna książka, która podbije do końca moje serce. Jednak się
myliłam, autorka kompletnie nie miała pomysłu na ciąg dalszy tej historii.
Sloane zachowuje się nierozważnie. Miota się w swoich
uczuciach i myślach. Nie potrafi dojść do porozumienia sama ze sobą, a co
dopiero z innymi. Sytuacja, w której się znalazła, jest trudna i wymaga
poświęceń, ale do niej nie zawsze to dociera. Przynajmniej takie można odnieść
wrażenie. Zazdrość to największy wróg Jamesa i Sloane, a oni nie mogą sobie
poradzić z tym uczuciem. Niektóre wspomnienia powracają, nie zawsze są jasne,
wydają się nic nie znaczyć. Łączą się z nimi różne uczucia, te dobre, jak i te
złe. James jest porywczy. Czasami ciężko mu się opanować. Za nim ochłonie, już
zdąży podjąć decyzje, co w tym wypadku nie jest najlepszym rozwiązaniem. Ta
nieprzewidywalność może zgubić ich wszystkich.
Szczerze się przyznam, że boje się tego, co autorka
zaprezentuje nam w trzecim tomie. Na ten moment dla mnie wszystko już jest
zakończone i nic więcej nie trzeba dopowiadać. Nie ma sensu czegoś ciągnąć
tylko po to, aby było. Jako czytelnik czuje się oszukana. Nie tego się
spodziewałam. Wszystko to, co czułam podczas czytania „Plagi samobójców” tu
nawet nie ma prawa bytu. Nie mogę nawet znaleźć plusów, jakie zawiera ta
lektura. Wiem, że czasami kontynuację są trochę słabsze, ale nie spodziewałam
się, że po tak dobrym początku, można aż tak zepsuć historię. Autorka nie
skupiła się na walce, cały czas byłam świadkiem uczuć bohaterów. I to się tylko
liczyło. W pierwszej części taki zabieg był bardzo zrozumiały, ale tutaj było
to irracjonalne.
Powieść okropnie mi się dłużyła. Tak naprawdę czytałam tylko
po to, aby jak najszybciej skończyć i mieć ten koszmar za sobą. Bardzo często
odkładałam książkę na bok, nawet nie miałam ochoty do niej wracać. Jednak w pewnym
momencie nagle akcja nabrała tempa. Skończyła się nudna telenowela, przyszedł
czas na to, na co czekałam. Ale nawet i to szybko się skończyło, a stron do
końca pozostało wiele, co dla mnie było zaskoczeniem. Najpierw pojawił się
epilog, a później kolejne rozdziały… Tylko po co? Jaki to miało sens? Dużego
znaczenia dla całości to nie miało. Cóż, „Kuracja samobójców” to stos wielu
absurdów i niedomówień.
Moja ocena: 4/10
Liczba stron: 448
Data premiery: 13 stycznia 2016
Wydawnictwo: Feeria Young
Ja jestem właśnie w trakcie czytania pierwszego tomu i właściwie nawet mi się podoba. Ale zobaczymy jak wypadnie całość, jeszcze wiele się może zmienić :)
OdpowiedzUsuńBookeaterreality
Pierwszy tom jest rewelacyjny, byłam nim zachwycona, a teraz tylko się zawiodłam...
UsuńPrzyjemnego czytania :)
Czasem bywa tak, że kontynuacje są pisane na siłę... szkoda!
OdpowiedzUsuńBardzo szkoda! :(
UsuńStrasznie szkoda, że druga część tak mocno Cię zawiodła... Przede mną dopiero "Plaga samobójców" - mam nadzieję, że spodoba mi się, a druga część nie sprawi tak dużego zawodu.
OdpowiedzUsuńCzytałam różne opinie na temat "Kuracji samobójców", niektórym się podobała może i Ty będziesz w tym gronie ;)
UsuńTo mnie teraz zasmuciłaś. :c Uwielbiam pierwszy tom, drugiego jeszcze nie mam, a tak się nie mogę... czy nie mogłam... doczekać. To już kolejna niepochlebna opinia o tej części "Programu", jaką czytam. :/ Szkoda, naprawdę szkoda, bo był ogromny potencjał...
OdpowiedzUsuńJa do tej pory nie spotkałam się z niepochlebnymi opiniami...
UsuńZgadzam się z Tobą, autorka miała ogromny potencjał i poszła po najmniejszej linii oporu w ogóle się nie wysilając...
są książki, których akcja powinna zakończyć się na pierwszym tomie... Niektórzy autorzy próbują na siłę wcisnąć kolejne części, co jest przykre.
OdpowiedzUsuńNie czytałam jeszcze pierwszej części tej serii i w przyszłości pewnie ją przeczytam, ale wątpię czy sięgnę po kolejną ;)
http://slowopasja24.blogspot.com/
Tak, niektóre książki powinny być tylko jednym tomem, ale to najczęściej okazuje się dopiero przy kolejnych częściach, jak w tym przypadku. No cóż, niektórzy autorzy piszą tylko po to aby coś wydać póki są popularni...
Usuń