Magia Niszczy to jedna z tych premier, których nie mogłam
się doczekać. Kiedy przybył do mnie kurier z upragnioną paczką, wyłączyłam
Facebooka, wyciszyłam telefon i zabrałam się za czytanie. To było silniejsze
ode mnie. Kate Daniels przyciąga mnie ja magnes – ten świat dostarcza mi wielu
cudownych emocji. A przynajmniej tak było przez sześć poprzednich części...
zawsze pozostaje ta nuta niepewności, czy kolejna książka wszystkiego nie
popsuje. W końcu sam tytuł wskazuje na to, że magia może wszystko zniszczyć.
Czar pryśnie, a czytelnik będzie opłakiwał stratę ulubionej serii. Czy ten
czarny scenariusz może się sprawdzić? Z czym będzie musiała zmierzyć się Kate?
W Atlancie chwilowo panuje spokój. Kate stara się
przygotować na konfrontację z Rolandem i cicho wierzy w to, że Hugh d’Ambray
już im nie zagraża. Jako towarzyszka Władcy Bestii musi zająć się sprawami
Gromady, w szczególności, jeśli ten jest nieobecny…
Kolejne Konklawe miało być tylko formalnością, w końcu nie
wydarzyło się nic szczególnego, co mogłoby zaburzyć i tak napięte stosunki,
między Rodem a Gromadą.
Do czasu…
Jeden z Panów Umarłych został zamordowany przez
zmiennokształtnego, a Kate ma mało czasu, by znaleźć winnego. Musi się
spieszyć, inaczej rozpęta się wojna…
Czy Kate dokona niemożliwego i wytropi zabójcę?
Cóż to była za przygoda… zarwałam noc, bym nie musiała
przerywać czytania. Ale Kate była tego warta. Ten humor, potyczki słowne i
kłopoty, które tylko się piętrzyły, coś pięknego! I pewnie z boku wyglądałam
jak wariatka, bo co chwile się śmiałam podczas czytania (przynajmniej w
pierwszej połowie lektury). Żadna inna seria tak na mnie nie działa. Mam
wrażenie, że z każdą kolejną książką jest tylko lepiej i już opłakuje fakt, że
zostały nam zaledwie trzy tomy do końca serii… przecież to zbrodnia. Nie
wyobrażam sobie, co ja później ze sobą zrobię. Mam tylko cichutką nadzieję, że
wydawca postanowi wydać te wszystkie nowelki, a jest ich całkiem sporo,
pozostaje tylko trzymać mocno kciuki, by moje modły zostały wysłuchane.
„ – Hej, Kate? – zagadnęła mnie Desandra. – Myślałaś kiedyś, żeby
podejść do Hugh i powiedzieć mu, że ma największego kutasa na świecie? –
Rozstawiła ręce na długość kija bejsbolowego.
- Nie. Myślisz, że to by
zadziałało?
- Warto spróbować. Może będzie tak szczęśliwy, że zauważyłaś jego
dzidę, że zapomni nas zabić.
Dzidę. Zastrzelcie mnie.”
Kate wydoroślała, już nie jest tą samą dziewczyną, którą
poznaliśmy. Jest coraz silniejsza, nie tylko fizycznie, ale również
psychicznie. Wciąż walczy w głowie z Voronem, ale wie, co nim kierowało, kiedy
szkolił ją, żeby zrobić z niej nieustraszoną psychopatkę. Jej celem miało być
pokonanie Rolanda, ale z góry była skazana na porażkę. Voron wiedział, że
polegnie i nie będzie miała żadnej przyszłości… późno tego się domyśliła, ale
dość wcześnie, by lepiej przygotować się na nadchodzącą konfrontację. Miała
działać w pojedynkę, a ma wielu przyjaciół, którzy nie zostawią jej samotnie –
niestety, przeciwnik nie zawaha się, by użyć tej słabości przeciwko niej. Kate
zrobi wszystko by ochronić to, co kocha… nawet za cenę własnego życia.
„ - …z twoim osobistym uprzedzeniem jest niebezpieczne dla mojego
klanu. Chcę poznać naturę twojego związku z Hugh d’Ambrayem…
- Chce ją przelecieć, bo spuściła mu wpierdol, i oboje są zafiksowani
na punkcie tego samego tatusia – wyjaśniła Desandra.
Robert zamarł w pół słowa, zamrugał i spojrzał na mnie.
- Hugh d’Ambray jest twoim bratem i macie romans?
Dlaczego ja?”
W tym tomie mamy szansę poznać lepiej niektóre postacie,
choćby takiego Ghasteka, czy Desandrę, która bardzo się zmieniła, a
przynajmniej ja mam takie wrażenie. Ta kobieta nie tylko ma cięty język, ale
także szereg umiejętności, jest lojalna i potrafi się rzucić w ogień. Powiem
szczerze, nie spodziewałam się tego po niej. Nasz Pan Umarłych niestety okazał
się ignorantem i powinien się doszkolić choćby w zbieraniu informacji, ale jest
niezwykle przyjazną osóbką, którą ciężko znienawidzić. A jego reakcja na sam
koniec… to było mistrzostwo! Aż mam chęć jeszcze raz to przeczytać!
Nasz mistrzowski duet nam nie odpuszcza, wciąż wszystko
komplikuje, a przecież powoli zbliżamy się do końca. I gdyby nie to, że
sprawdzałam liczebność serii, to byłabym przekonana, że to już koniec przygód
Kate. Ten tom mógłby na to wskazywać, ale jest jeszcze parę wątków
niezakończonych, choć szczerze mówiąc, sami moglibyśmy dopisać sobie „żyli
długo i szczęśliwie”, ale to byłoby zbyt proste. A jak wiemy, tam, gdzie jest
Kate, wszystko się komplikuje. No i Roland bardzo by stracił, jako antagonista.
A jeszcze nie poznaliśmy w pełni jego możliwości. Zastanawiam się tylko, jaki
numer nam jeszcze wywinie… Pojawiło się również kilka mniejszych wątków
związanych, choćby z takim Nickiem, który jak wiemy, jest krzyżowcem, ale na to
wygląda, że kimś więcej. Zresztą Zakon w tej części się nie popisał, ale to
było do przewidzenia…
Mówiąc w prosty sposób, ten tom obfituje w akcję. Nie tylko
przemierzamy ciemne zaułki Atlanty, ale jesteśmy rzuceni na głębszą wodę, gdzie
odkrywamy kolejne karty związane z pochodzeniem Kate. Nie mamy ani chwili
wytchnienia, cały czas coś się dzieje, a my jedyne czego chcemy, to by
zakończenie nie przyszło zbyt wcześnie… niestety, czas zacząć odliczać dni do
jesieni – taki termin został podany jako wstępna data premiery kolejnej części.
Moja ocena: 10/10
Liczba stron: 480
Data premiery: 12 kwietnia 2019
Wydawnictwo: Fabryka Słów
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Dziękuję za wszystkie komentarze ! Każdy kolejny komentarz to większy uśmiech na mojej twarzy ! Przeczytałeś pozostaw po sobie ślad !
Podoba Wam się mój blog, dodajcie go do obserwowanych i bądźcie na bieżąco :) Natomiast jeśli macie jakieś pytania, piszcie śmiało! Na wszystkie chętnie odpowiem.