Minął ponad rok, odkąd w moje ręce trafiła książka „Na
krawędzi wszystkiego”… mimo takiego upływu czasu, nie zapomniałam o jej
bohaterach, ani o przedstawionej historii. Kiedy tylko ujrzałam w zapowiedziach
kontynuację tej powieści, wiedziałam, że muszę ją mieć i to jak najszybciej! To
jest jedna z tych serii, obok której nie można przejść obojętnie. Posiada w
sobie wszystko to, co najlepsze – realizm, pomieszany z fantastyką, odrobinę
romantyzmu przyprawioną bólem i niesprawiedliwością. Niby nic nadzwyczajnego, a
jednak są to bardzo chwytliwe elementy. I mimo że nie lubię romansów, w takim
wydaniu, w zupełności mi ten wątek nie przeszkadza… a to już wielki sukces.
Ale, czy „Na krawędzi mroku” dorównało pierwszej części tej historii?
Iks nie chciał skrzywdzić Zoe… miał szansę na ucieczkę od
Niziny, lecz wybrał niewolę. Nie porzucił jednak marzeń, by się wyrwać ze
szponów lordów. Postanawia odnaleźć matkę i uwolnić ją, liczy na to, że gdy
tego dokona, ona uwolni jego…
Jedyną przeszkodą na jego drodze jest Derwisz – mściwy lord,
który z niewiadomych powodów łaknie cierpienia Iksa. By odebrać mu nadzieję,
zamyka go w miejscu, gdzie rządzi okrutna Hrabina.
Tymczasem niespodziewanie na Nizinie pojawia się Zoe…
podążając za ukochanym, chce mu pomóc, ale czy w nieznanym dla niej świecie,
będzie dla niego wsparciem, a może tylko go pogrąży?
Dla rozluźnienia i zmylenia naszej czujności już na samym
początku dostajemy całkiem przyjemną scenę, ale żeby nie było tak łatwo, jest
to tylko prolog. Każdy kolejny rozdział to tylko więcej okrucieństwa. Ból i
krew towarzyszy nam przez większość lektury, co tylko wywołuje w nas złość. Mam
też wrażenie, że większość czasu spędzamy na Nizinie, a napotkani po drodze
bohaterowie, mimo przyjaznej aparycji, skrywają w sobie mroczną stronę swojej
duszy. Jakby nie było, Nizina jest piekłem i nikt tam za niewinność się nie
znalazł (no dobra, oprócz Iksa), więc nie ma co się dziwić, że pozory mylą. To
otoczenie jest depresyjne i bardzo łatwo można stracić wszelką nadzieję…
„Nasze serca tylko nas ranią, gdy jesteśmy młodzi, i zabijają nas,
kiedy jesteśmy starzy.”
Iks chłopak, który został skazany na piekło, tylko dlatego,
że jego matka urodziła go na Nizinie. Jako jedyny jest najbardziej podatny na
ból, ale jest w nim wola walki. Nie poddaje się tak łatwo, mimo że nikt nie
ułatwia mu życia. Pośród skazanych dusz odnalazł przyjaciół, a także namiastkę
rodziny, czy miłości. Nie wierzy w to, że jest dobry, czy też wartościowy, a
lordowie tylko go w tym utwierdzali. To Zoe utwierdzała go w tym, że nie jest
przesiąknięty złem, że los, na który go skazano, jest niesprawiedliwy. Miłość potrafi
zmienić bardzo wiele, ale czy to wystarczy, by zdołać wyrwać się ze szponów
lordów? Czy Nizina pozwoli mu odejść, a może będzie go więzić do końca jego
życia?
„To bardzo ważne, by nienawidzili nas właściwi ludzie.”
Czytając „Na krawędzi mroku”, miałam wiele momentów
zwątpienia… a dokładniej miotałam się między dwoma możliwymi zakończeniami tej
książki. Czasami wydawało mi się, że będzie to happy end, czasami poddawałam
się depresyjnemu klimatowi i uważałam, że to nie skończy się dobrze. Nie byłam
także w stanie rozgryźć, czy historia Iksa i Zoe zakończy się w tym tomie, czy
może jednak będziemy musieli poczekać na kolejną część, by wszystkie wątki
mogły zostać rozwiązane. Z jednej strony wcale bym się nie obraziła, gdyby ta
historia jeszcze trochę z nami została, a z drugiej liczyłam na to, że pożegnamy
się z Niziną. Autor w świetny sposób przekazuje nam emocje, które dosadnie
wpływają na nasz nastrój, przez co kochamy i zarazem nienawidzimy przedstawiony
świat.
Najbardziej drażniącym elementem fabuły, jest dla mnie Zoe.
Już w pierwszej części mnie irytowała i nic od tamtej pory się nie zmieniło. Ja
rozumiem, że nastoletnia miłość rządzi się swoimi prawami, ale bez przesady.
Momentami wydawało mi się, że całkowicie postradała rozum. Z jednej głupiej
sytuacji pchała się w następną, tak jakby w ogóle nie potrafiła używać mózgu.
To jedna z tych postaci, której nie da się zbytnio polubić… za to Iks jest
całkowitym jej przeciwieństwem. Mimo że w wielu momentach w siebie wątpi, nie
jest przy tym nieznośny. W świecie, w który dorastał, nie zaznał zbyt wielu dobrych
chwil, co znacznie wpłynęło na jego osobowość, ale nie obnosi się z tym w ten
drażniący sposób. Owszem, współczujemy mu, to zrozumiałe, ale nie jesteśmy
przytłoczeni jego dramatem.
Ta seria udowadnia, że powieści dla młodzieży również
potrafią zaskoczyć czytelnika. Niby się po nich nie spodziewamy zaskakującej
historii, ale chętnie po nie sięgamy i czasem możemy odnaleźć takie perełki.
„Na krawędzi mroku” to mroczna opowieść z dużą dozą brutalności. Drapieżna i
niebezpieczna, a przy tym fascynująca. Każdy może w niej odnaleźć to, co lubi
najbardziej – romans, fantastykę, realizm, a także sporo innych ukrytych
aspektów. Różnorodność pojawiających się postaci wzmaga nasz apetyt na poznanie
tej historii – pośród otaczającego zła, znajdujemy wiele wartościowych
osobowości, mimo grzechów, które posiadają na swoim koncie, jest w nich coś, co
sprawia, że ich lubimy.
Gorąco wam polecam zapoznanie się z tą serią o ile jeszcze
jej nie znacie. Jest to idealna lektura na jesienne wieczory, którą szybko się
czyta i na pewno nie będzie to zmarnowany czas.
Moja ocena: 8/10
Liczba stron: 360
Data premiery: 3 października 2018
Wydawnictwo: IUVI
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Dziękuję za wszystkie komentarze ! Każdy kolejny komentarz to większy uśmiech na mojej twarzy ! Przeczytałeś pozostaw po sobie ślad !
Podoba Wam się mój blog, dodajcie go do obserwowanych i bądźcie na bieżąco :) Natomiast jeśli macie jakieś pytania, piszcie śmiało! Na wszystkie chętnie odpowiem.