Po pierwszym tomie Apolla nie mogłam się oprzeć, by nie
sięgnąć od razu po kolejną część. Niby zwykła młodzieżówka, ale Rick Riordan ma
niezwykły dar przyciągania czytelnika. Tak samo miałam podczas czytania Bogów
Olimpijskich i Olimpijskich Herosów, a teraz do tego grona dołączył Apollo. Nie
mniej jednak zawsze pozostaje taki mały strach w głowie, że w końcu coś pójdzie
nie tak i człowiek zwyczajnie się znudzi. W końcu ciągniemy to uniwersum bardzo
długo. I choć Ukryta Wyrocznia była genialnym wstępem do tej historii, miałam
obawy, a jednocześnie byłam ciekawa, co przygotował dla nas autor. Czy miałam
się czego obawiać?
Na spiżowym smoku, trzy osoby – Leo, Apollo i Kalipso,
starają się dotrzeć do Indianapolis, na spotkanie z kolejnym rzymskim cesarzem,
który przejął jedną z wyroczni. Podróż zajęła im zaledwie, a może jednak aż
sześć tygodni! Apollo ściąga wszelkie kłopoty i każdy chce go dopaść…
Wyrocznia musi być odzyskana, nawet za cenę życia.
Przyjaciółka poznana zaledwie parę tygodni temu, mimo zdrady, wciąż jest panią
losu Apolla. Ona również ma zadanie, które wyznaczył jej Neron… ma pojmać boga
słońca lub go zabić.
Co zrobi młoda heroska?
Przepowiednia, która okazała się strasznym limerykiem,
oznaczała jedno – to nie będzie łatwe zadanie!
Mimo moich małych i jakże wydumanych obaw Apollo wciąż
utrzymuje swój poziom. Lektura jest ciekawa, naładowana dużą ilością humoru i
sarkazmu, który pojawia się nawet w tych najgorszych momentach, które stoją pod
znakiem śmierci. Przemyślenia naszego głównego bohatera bawią do łez, ale można
też zauważyć zachodzące w nim zmiany. Bóg słońca się zmienia. Owszem wciąż mu
zależy na powrocie na Olimp, ale poznając, coraz to nowsze osoby i miejsca,
staje się bardziej ludzki, niż mógł się tego spodziewać. Zaczyna rozumieć
ludzką naturę, a to już jest ogromny postęp, jak dla boga żyjącego ponad cztery
tysiące lat.
„Metalowy słup przebił maskę buldożera, która wybuchła parą i olejem, a
nasz środek ucieczki zatrząsnął się i zatrzymał.
- Super – powiedziała Kalipso. – I co teraz?
Byłby to świetny moment na to, żeby powróciła moja boska siła. Mógłbym
ruszyć do bitwy, rozrzucając nieprzyjaciół jak szmaciane lalki. Zamiast tego
czułem, że moje kości topnieją, tworząc kałużę w butach.”
Meg McCaffrey wychowała się w toksycznym środowisku. Jej
ojczym w sprytny sposób nią manipuluje i wpędza w poczucie winy. Wciąż jest mu
posłuszna, choć zaczyna w niej coś pękać, to jeszcze nie ten moment, by można
powiedzieć, że wyzwoliła się od jego tyranii. W końcu zdradziła Apolla i
pobiegła do Nerona. Wiedziała, że spotka ją kara, a mimo to, wolała znów trafić
w jego szpony. Nie wierzy, że mogłaby znaleźć przyjaciół, a tym bardziej ludzi,
którzy, by mogli ją zaakceptować. Neron zrobił jej sieczkę w głowie, wmawiając,
że wszelkie zło, dzieje się przez nią. A ona po prostu chce być szczęśliwa… i
kochana.
„ZADAŁEŚ TERAZ ZBYT LICZNE PYTANIA – zaśpiewała strzała. – W MĄDROŚCI
MEJ NIE SYPIĘ ODPOWIEDZIAMI, JAKBYM GOOGLEM BYŁA.”
Będąc bogiem, można zapomnieć o wielu przyziemnych rzeczach.
Nawet jeśli spłodziło się dziecko… pamięta się tylko niektóre momenty, a reszta
to jedna wielka dziura tak jak ludzka pamięć Lestera (Apolla). Bogowie z natury
są próżni, więc jeden spłodzony potomek więcej nie robi dla nich różnicy.
Nieważne, że maleństwo, później zostaje sierotą i opiekuje się nią bezgłowy
duch. Nie łatwo jest się przyznać także do porażek… kto by chciał słuchać o
boskiej niedoskonałości, przecież coś takiego nie istnieje. To wszystko było
zamierzone! A jednak Apollo musi się pogodzić ze swoim niedoskonałościami, a co
najważniejsze – przyznać się do nich!
„ – Bo zazwyczaj tak właśnie się dzieje, kiedy przybywamy w jakieś nowe
miejsce – powiedziała Kalipso. – Nagle wszystko nabiera sensu.”
Autor po raz kolejny pokazuje, że jego plan dla tej serii
jest doskonale przemyślany. Wciąż w genialny sposób wczuwa się w głównego
bohatera, dzięki czemu cała narracja zawarta w książce, jest jeszcze
przyjemniejsza w odbiorze. Mieszanina Cesarstwa Rzymskiego ze Starożytną Grecją
potrafi zaskoczyć, a do tego pojawia się także odrobina innych wierzeń. Mamy
tutaj idealny miszmasz, który teoretycznie powinien już na początku zakończyć
się porażką, a jednak Rick Riordan pokazuje, że można bawić się mitologią i
stworzyć z tego coś dobrego, co czytelnik będzie pochłaniał z apetytem.
„Kalipso, niezrażona, machała rękami i zaczęła śpiewać. Jej ton
sugerował, że wzywa najgorsze dajmony z Tartaru, aczkolwiek słowa, wypowiadane
po fenicku, stanowiły tak naprawdę przepis na naleśniki.”
Przez książkę, czy nawet serię, przewija się wiele
bohaterów, ale każdy z nich jest dopieszczony. Nie są to tylko puste postacie,
które mają robić za tło, czy też wypełniacz. Każda napotkana osoba ma swój
indywidualny charakter oraz cechy, które łatwo wbijają się w pamięć, ale nie są
one na jedno kopyto. I mogłoby się wydawać, że trudno to wszystko spamiętać,
ale jakimś cudem oni wręcz zakorzeniają się w naszej pamięci! No coś pięknego i
niepowtarzalnego. Zazwyczaj tak jest, że tylko kilka postaci z danej książki,
czy uniwersum, jesteśmy w stanie zapamiętać, a tu pamiętamy o każdym.
Moja ocena: 9/10
Liczba stron: 416
Data premiery: 10 maja 2017
Wydawnictwo: Galeria Książki
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Dziękuję za wszystkie komentarze ! Każdy kolejny komentarz to większy uśmiech na mojej twarzy ! Przeczytałeś pozostaw po sobie ślad !
Podoba Wam się mój blog, dodajcie go do obserwowanych i bądźcie na bieżąco :) Natomiast jeśli macie jakieś pytania, piszcie śmiało! Na wszystkie chętnie odpowiem.