lutego 07, 2019

Martyna Raduchowska - Łzy Mai



Łzy Mai to książka, która dosłownie za mną chodziła… widziałam ją wszędzie! Instagram, Facebook, blogi, a nawet Lubimy Czytać – nie ważne, czy były to reklamy, recenzje, czy zdjęcia, ta książka była zawsze przed moimi oczami. I jak ja miałam się nie skusić, by jej nie przeczytać? To zadanie ułatwił mi Black Friday i karta podarunkowa Empiku. Muszę się przyznać, że w tym przypadku dałam się złapać tylko na okładkę. Nie sprawdzałam opisu, nie czytałam recenzji, to był po prostu strzał w ciemno. Oczywiście wzięłam od razu drugi tom, gdyby jednak lektura mi się spodobała… No właśnie, jak myślicie, żałuję tego zakupu? Czy znakomita reklama i piękna obwoluta, nie kryła literackiego potworka?

W świecie, w którym technologia jest wszechobecna, a domózgowe wszczepy nie są tylko fikcją, nie trzeba się wysilać… wystarczy mieć pieniądze i zrobić upgrade.
Tym biedniejszym pozostaje tylko reinforsyna, która właśnie zostaje wycofywana ze sprzedaży, ze względu na nieoczekiwane skutki uboczne. By ją zdobyć, trzeba mieć pieniądze na własnego klona…
Reinforsyna to także szansa dla androidów – dzięki niej, mogą odczuwać emocje.
Nie każdy jest entuzjastą technologii… na pewno nie porucznik Jared Quinn. Przez Bunt i zdradę replikantki, ma pewne zasady: żadnych cyborgów oraz androidów w jego zespole!
Tymczasem po New Horizon grasuje morderca, który pozostaje nieuchwytny dla systemu bezpieczeństwa. By go odnaleźć, trzeba wrócić do tradycyjnych metod śledztwa…
Quinn już widział ofiarę. W swoich koszmarach sennych.
Czyżby to on był zabójcą?


Jak pewnie wiecie (a może i nie), nie jestem entuzjastką polskich pisarzy. Rzadko kiedy po nich sięgam i zdecydowanie wolę unikać rodzimej twórczości. Dlatego z dużą dozą ostrożności sięgałam po lekturę. Prawdę mówiąc, zabierałam się za to dwa miesiące. Nie wiedziałam, czego mogę się spodziewać, ale też nie chciałam sobie psuć zabawy, czytając inne opinie. I… cholera, jestem zachwycona tym, co przeczytałam! Łzy Mai idealnie wpasowały się w to, co najbardziej lubię w fantastyce. Było ciekawie, nieprzewidywalnie i niebezpiecznie. Autorka w genialny sposób się ze mną bawiła, a ja dzięki temu nie mogłam oderwać się od czytania. Czy można chcieć czegoś więcej?


„Błądzić jest rzeczą ludzką, a to, co nieludzkie, mogło się potknąć tylko pierwszy i zarazem ostatni raz.”


Jared Quinn to porucznik wydziału zabójstw, który po trzyletniej przerwie, wraca do pracy. Ten krótki okres wystarczył, by praca śledczego zmieniła się nie do poznania. Policjant jest tylko po to, by nadzorować roboty – to one odwalają całą robotę, a system bezpieczeństwa w kilka minut odnajdzie sprawcę. I może byłaby to dla niego praca marzeń, gdyby nie Bunt. To wtedy stracił cały swój oddział, a sam ledwo uszedł z życiem. Lecz szalę goryczy przelała zdrada Mai. W końcu maszyna nie powinna się buntować, powinna być posłuszna… Jared musi sobie poradzić z własnymi koszmarami, lękami i uprzedzeniami. W końcu sam posiada upgrad’y mózgu…


„Biosyntetyki to nasze zwierciadlane odbicia, nic więcej. Wyglądają tak samo jak My, zachowują się identycznie, ale brakuje im głębi. Są zupełnie płaskie, puste w środku i zimne jak lustra, w których się przeglądamy. Gdyby nie my, nie wiedziałyby, jaką maskę mają włożyć. Jesteśmy dla nich wzorami.”


Z pozoru proste śledztwo dla doświadczonego śledczego oraz szybkie wnioski, które mogą nam się nasunąć, prowadzą do przewidywalności książki… oj, nic bardziej mylnego. Łzy Mai zaskakują, tu nic nie jest takie, jak się wydaje. Brniemy przez ten „kosmiczny” świat, który powoli dawkuje nam informacje i tak naprawdę do końca nie wiemy, na co mamy się przygotować. Choć nie powiem, chciałabym część tych technologicznych nowinek – ułatwiłby mi życie, ale z drugiej strony jest to przerażająca wizja, bo przy takiej technologii, nie ma czegoś takiego jak prywatność. I nie wiem, czy chciałabym ją utracić.


„Kiedy ćpun na haju śmieje się czy płacze, to przecież wcale nie doświadcza prawdziwych emocji, tylko jego układ nerwowy reaguje na sztuczną stymulację.”


Jak już ochłonie zachwyt technologią, z dalszego planu wyłaniają się problemy natury egzystencjalnej. I to jest to, co będzie nas jeszcze długi czas nurtować… bo skoro androidy przypominają ludzi, a wizja różnych upgrade’ów, sztucznych narząd i tym podobnych rzeczy się spełni to, co będzie decydować o człowieczeństwie? Oczywiście, to problem, który możemy jeszcze odłożyć w czasie. Nie wiemy, kiedy i czy w ogóle taka wizja technologicznego świata stanie się realna. Ale mimo wszystko jest to bardzo ciekawe. I właśnie z takim pytaniem musi się zmierzyć nasz bohater. Nienawidząc androidów, a przy okazji samemu posiadać w sobie sporo wszczepek, można mieć problemy z akceptacją…


„Ta kobieta nie ma serca i nie jest tym, za kogo się podaje.”


Martyna Raduchowska w lekki sposób wprowadza nas w swoją wizję, prowadzi przez niejednoznaczne śledztwo, by na sam koniec zostawić nas z niczym. Zanim człowiek zdąży się zorientować, a już jest na ostatniej stronie. I mam takie dziwne wrażenie, że to dopiero początek tych wszystkich tajemnic, a jest ich całkiem sporo i praktycznie żadna nie została wyjaśniona… i dlatego jestem szczęśliwa, że od razu zakupiłam dwa tomy, bo teraz bym pewnie obgryzała paznokcie. Tak się po prostu nie robi!



Moja ocena: 9/10
Liczba stron: 416
Data premiery: 4 lipca 2018
Wydawnictwo: Uroboros  

2 komentarze:

  1. Wcześniej kojarzyłam sam tytuł i byłam przekonana że to obyczajowka xd
    Z twojej recenzji brzmi jak coś idealnie w mym guście. Uwielbiam kryminalne wątki w s-f oraz postacie androidow :)

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za wszystkie komentarze ! Każdy kolejny komentarz to większy uśmiech na mojej twarzy ! Przeczytałeś pozostaw po sobie ślad !
Podoba Wam się mój blog, dodajcie go do obserwowanych i bądźcie na bieżąco :) Natomiast jeśli macie jakieś pytania, piszcie śmiało! Na wszystkie chętnie odpowiem.

Copyright © 2016 Recenzje Mystic , Blogger