Łzy Mai to książka, która dosłownie za mną chodziła…
widziałam ją wszędzie! Instagram, Facebook, blogi, a nawet Lubimy Czytać – nie
ważne, czy były to reklamy, recenzje, czy zdjęcia, ta książka była zawsze przed
moimi oczami. I jak ja miałam się nie skusić, by jej nie przeczytać? To zadanie
ułatwił mi Black Friday i karta podarunkowa Empiku. Muszę się przyznać, że w
tym przypadku dałam się złapać tylko na okładkę. Nie sprawdzałam opisu, nie
czytałam recenzji, to był po prostu strzał w ciemno. Oczywiście wzięłam od razu
drugi tom, gdyby jednak lektura mi się spodobała… No właśnie, jak myślicie,
żałuję tego zakupu? Czy znakomita reklama i piękna obwoluta, nie kryła
literackiego potworka?
W świecie, w którym technologia jest wszechobecna, a
domózgowe wszczepy nie są tylko fikcją, nie trzeba się wysilać… wystarczy mieć
pieniądze i zrobić upgrade.
Tym biedniejszym pozostaje tylko reinforsyna, która właśnie
zostaje wycofywana ze sprzedaży, ze względu na nieoczekiwane skutki uboczne. By
ją zdobyć, trzeba mieć pieniądze na własnego klona…
Reinforsyna to także szansa dla androidów – dzięki niej,
mogą odczuwać emocje.
Nie każdy jest entuzjastą technologii… na pewno nie
porucznik Jared Quinn. Przez Bunt i zdradę replikantki, ma pewne zasady:
żadnych cyborgów oraz androidów w jego zespole!
Tymczasem po New Horizon grasuje morderca, który pozostaje
nieuchwytny dla systemu bezpieczeństwa. By go odnaleźć, trzeba wrócić do
tradycyjnych metod śledztwa…
Quinn już widział ofiarę. W swoich koszmarach sennych.
Czyżby to on był zabójcą?
Jak pewnie wiecie (a może i nie), nie jestem entuzjastką
polskich pisarzy. Rzadko kiedy po nich sięgam i zdecydowanie wolę unikać
rodzimej twórczości. Dlatego z dużą dozą ostrożności sięgałam po lekturę.
Prawdę mówiąc, zabierałam się za to dwa miesiące. Nie wiedziałam, czego mogę
się spodziewać, ale też nie chciałam sobie psuć zabawy, czytając inne opinie.
I… cholera, jestem zachwycona tym, co przeczytałam! Łzy Mai idealnie wpasowały
się w to, co najbardziej lubię w fantastyce. Było ciekawie, nieprzewidywalnie i
niebezpiecznie. Autorka w genialny sposób się ze mną bawiła, a ja dzięki temu
nie mogłam oderwać się od czytania. Czy można chcieć czegoś więcej?
„Błądzić jest rzeczą ludzką, a to, co nieludzkie, mogło się potknąć
tylko pierwszy i zarazem ostatni raz.”
Jared Quinn to porucznik wydziału zabójstw, który po
trzyletniej przerwie, wraca do pracy. Ten krótki okres wystarczył, by praca
śledczego zmieniła się nie do poznania. Policjant jest tylko po to, by
nadzorować roboty – to one odwalają całą robotę, a system bezpieczeństwa w kilka
minut odnajdzie sprawcę. I może byłaby to dla niego praca marzeń, gdyby nie
Bunt. To wtedy stracił cały swój oddział, a sam ledwo uszedł z życiem. Lecz
szalę goryczy przelała zdrada Mai. W końcu maszyna nie powinna się buntować,
powinna być posłuszna… Jared musi sobie poradzić z własnymi koszmarami, lękami
i uprzedzeniami. W końcu sam posiada upgrad’y mózgu…
„Biosyntetyki to nasze zwierciadlane odbicia, nic więcej. Wyglądają tak
samo jak My, zachowują się identycznie, ale brakuje im głębi. Są zupełnie
płaskie, puste w środku i zimne jak lustra, w których się przeglądamy. Gdyby
nie my, nie wiedziałyby, jaką maskę mają włożyć. Jesteśmy dla nich wzorami.”
Z pozoru proste śledztwo dla doświadczonego śledczego oraz
szybkie wnioski, które mogą nam się nasunąć, prowadzą do przewidywalności
książki… oj, nic bardziej mylnego. Łzy Mai zaskakują, tu nic nie jest takie,
jak się wydaje. Brniemy przez ten „kosmiczny” świat, który powoli dawkuje nam
informacje i tak naprawdę do końca nie wiemy, na co mamy się przygotować. Choć
nie powiem, chciałabym część tych technologicznych nowinek – ułatwiłby mi
życie, ale z drugiej strony jest to przerażająca wizja, bo przy takiej
technologii, nie ma czegoś takiego jak prywatność. I nie wiem, czy chciałabym
ją utracić.
„Kiedy ćpun na haju śmieje się czy płacze, to przecież wcale nie
doświadcza prawdziwych emocji, tylko jego układ nerwowy reaguje na sztuczną
stymulację.”
Jak już ochłonie zachwyt technologią, z dalszego planu wyłaniają
się problemy natury egzystencjalnej. I to jest to, co będzie nas jeszcze długi
czas nurtować… bo skoro androidy przypominają ludzi, a wizja różnych
upgrade’ów, sztucznych narząd i tym podobnych rzeczy się spełni to, co będzie
decydować o człowieczeństwie? Oczywiście, to problem, który możemy jeszcze
odłożyć w czasie. Nie wiemy, kiedy i czy w ogóle taka wizja technologicznego
świata stanie się realna. Ale mimo wszystko jest to bardzo ciekawe. I właśnie z
takim pytaniem musi się zmierzyć nasz bohater. Nienawidząc androidów, a przy
okazji samemu posiadać w sobie sporo wszczepek, można mieć problemy z
akceptacją…
„Ta kobieta nie ma serca i nie jest tym, za kogo się podaje.”
Martyna Raduchowska w lekki sposób wprowadza nas w swoją
wizję, prowadzi przez niejednoznaczne śledztwo, by na sam koniec zostawić nas z
niczym. Zanim człowiek zdąży się zorientować, a już jest na ostatniej stronie.
I mam takie dziwne wrażenie, że to dopiero początek tych wszystkich tajemnic, a
jest ich całkiem sporo i praktycznie żadna nie została wyjaśniona… i dlatego
jestem szczęśliwa, że od razu zakupiłam dwa tomy, bo teraz bym pewnie obgryzała
paznokcie. Tak się po prostu nie robi!
Moja ocena: 9/10
Liczba stron: 416
Data premiery: 4 lipca 2018
Wydawnictwo: Uroboros
Wcześniej kojarzyłam sam tytuł i byłam przekonana że to obyczajowka xd
OdpowiedzUsuńZ twojej recenzji brzmi jak coś idealnie w mym guście. Uwielbiam kryminalne wątki w s-f oraz postacie androidow :)
Gorąco polecam :D
Usuń