Niektóre serie potrafią ciągnąć się w nieskończoność, są
pisane na siłę, wyłącznie dla zysku. Sama znam kilka takich tasiemców, które
powinny zakończyć się po góra trzech tytułach. A w moich rękach właśnie leżał
czwarty tom przygód Gregora. Możecie się tylko domyślać, ile myśli krążyło w
mojej głowie. Byłam pełna obaw, tylko dlatego, że w bardzo prosty sposób
autorka mogła zniszczyć czytelnikowi radość z czytania, naciąganiem tej
historii, po to, tylko aby coś napisać. Jednak nie mogłam oceniać lektury, przez
pryzmat wcześniejszych niepowodzeń z innymi powieściami. Musiałam dać jej
szansę. A jaki był tego rezultat?
Kilka miesięcy temu Gregor i Botka wrócili z Podziemia,
teraz wracają tam tylko po to, aby odwiedzać chorą mamę i przyjaciół. Nie ma
żadnej przepowiedni, można cieszyć się wolnością. Ale…
Jeden znak, korona Luksy, zaburza ten spokój. Wygląda na to,
że chrupacze potrzebują pomocy. Zwiadowcza wyprawa pod przykrywką pikniku
przeradza się w dramat. A dziecięca piosenka, okazuje się kolejnym proroctwem.
Po raz kolejny Gregor i przyjaciele z Podziemia muszą walczyć o życie.
Jaki los czeka chrupaczy, a może także i ludzi? Kto jest
winowajcą całego zamieszania?
Gdzie został popełniony błąd i dlaczego każdy unika
odpowiedzi na pytania Gregora?
„Gregor skierował wiązkę światła ku wylotowi tunelu, spodziewając się
trochę większego szczurzątka niż przed kilkoma miesiącami. Ujrzał natomiast
ponad dwumetrową górę białego futra.”
Wow. Kolejny raz jestem pełna podziwu dla autorki. Nie
spodziewałam się, że mimo już czwartej części przygód młodego wojownika, będę
tak bardzo zaskoczona. Czytałam i nie mogłam się oderwać, każda kolejna strona
przybliżała mnie do końca, a ja nie chciałam, aby ta książka się skończyła. I
teraz będę musiała znów czekać, aby w moje ręce trafił ostatni tom. A czekania
jest najgorsze. W szczególności, że lektura została przerwana w tak ważnym
momencie, przez co jestem rozdarta i czuje się niepełna. A wszystkie znaki
wskazują na to, że jeszcze wiele się wydarzy. Pozostaje mi tylko uzbroić się w
cierpliwość, co będzie bardzo trudne.
„Dochować tajemnicy, ukrywać coś, odkrywać tajemnicę, wiedzieć, że
tajemnica istnieje i czyha gdzieś tam w ciemnościach – to wszystko było bardzo
męczące.”
Chrupacze do tej pory radziły sobie same. Od zawsze musiały
godzić się ze swoim losem, kiedy to były przeganiane z jednych terenów na
drugie. Zębacze zawsze nimi gardziły i spychały na margines. Teraz jednak jest
inaczej, coś się zmieniło. Myszy po prostu znikają, nie ma po nich śladu. Aby
dowiedzieć się, co tak naprawdę się wydarzyło, trzeba zagłębić się w
najbardziej odludne i niebezpieczne tereny Podziemia. Luksa zawdzięcza im życie
i nie zostawi ich w potrzebie.
„Tańczy królowa, tańczy,
Jasność z ciemnością walczy.
Złoto błyszczy, żarem się mieni.
Mama, tata, siostra, brat
Opuszczają ten nasz świat.
Czy ich los się na lepsze odmieni?”
Suzanne Collins nie powiedziała jeszcze ostatniego słowa.
Nie mam pojęcia, skąd ona czerpie te wszystkie pomysły. Ja na jej miejscu już
dawno bym miała pustkę w głowie, a ona wciąż mnie zaskakuje. Już boje się
pomyśleć, co przygotowała dla czytelników na zakończenie tej serii. Pewnie
pomyślicie, że mam coś z głową, bo główną grupą odbiorców powinno być młodsze
pokolenia. Nie zapominajcie jednak o tym, że autorka ma swój bardzo oryginalny
styl, powiedziałabym nawet, że jest on bardzo krwawy, dlatego osoby także w moim
wieku mogą być pod wrażeniem przygód Gregora. Zresztą, zawsze będę powtarzać,
każdy z nas ma w sobie dziecko, wystarczy je tylko obudzić i dać mu dojść do
głosu.
„Gregor i tajemne znaki” to przede wszystkim lektura, która
ukazuje nam konsekwencje podjętych decyzji. Odkrywa przed nami kolejne aspekty
życia w Podziemiu, a także poznajmy nowe istoty, które w nim się znajdują.
Widzimy jak mylne, mogą być niektóre przekonania, a proste rzeczy mają wielkie
znaczenie. Natury i przeznaczenia nie da się oszukać, jednak wielu rzeczy można
było uniknąć dzięki szczerości. Przygody Gregora, nie tylko pozwalają nam
spędzić miły czas z lekturą, ale także nas uczą, pokazują wartości, którymi
powinniśmy kierować się w życiu. Dlatego są one idealne dla dzieciaków, ale dorośli
czasami zapominają o takich „pierdołach” dlatego warto, choć na chwile znów
stać się dzieckiem i sobie przypomnieć, co tak naprawdę jest dla nas ważne.
Podsumowując: „Gregor i tajemne znaki” to książka, przy
której nie można się nudzić. Od samego początku akcja nabiera tempa. Cały czas
towarzyszy dreszczyk emocji, który nie pozwala na oderwanie się od lektury. Nie
znajdziemy tutaj cukierkowej krainy, a realistyczny i przerażający świat.
Ujrzymy wiele drastycznych scen, ale podejrzewam, że to i tak cisza przed
burzą. Najlepsze dopiero ma nastąpić.
Moja ocena: 10/10
Liczba stron: 366
Data premiery: 2 czerwca 2016
Wydawnictwo: IUVI
Oj nie, to nie dla mnie ;D
OdpowiedzUsuń