„Serce ze szkła” to tytuł, który nie od razu wpadł mi w oko.
A jednak cały czas gdzieś mi się pojawiał przed oczami. W końcu mu uległam,
choć podchodziłam do niego z dystansem. Niby jedna książka, taka sama jak wiele
innych, a towarzyszyły mi mieszana uczucia. Sama do końca nie wiedziałam czego
mogę się po niej spodziewać. Opis często nie odzwierciedla tego, co możemy
znaleźć w środku. Tak samo jak okładka, choć w tym przypadku jest piękna,
magnetyzująca i przyciąga uwagę, to nie zawsze przekłada się to na jakość
historii pod nią skrywanej.
Juli na prośbę swojego ojca, jedzie wraz z nim do jego
wydawcy, aby tam spędzić przerwę świąteczną. Nie byłoby w tym nic dziwnego,
gdyby nie to, że ma dotrzymać towarzystwa jego synowi, który obecnie próbuje
poradzić sobie ze stratą narzeczonej. Charlie, niedawno popełniła samobójstwo,
skacząc z klifu, a chłopak się za to obwinia. Zafascynowana Davidem, Juli,
dzień po dniu, stara się do niego zbliżyć, a przy okazji odkryć, co tak
naprawdę wydarzyło się na klifach. Ale zamiast odpowiedzi pojawia się, co raz
więcej pytań. Pojawia się tajemnicza klątwa i dziwne szepty. Ktoś próbuje
zwabić ją na skraj urwiska…
Czy to tylko wytwór jej wyobraźni?
Czy to tylko wytwór jej wyobraźni?
Kto próbuje doprowadzić Juli do obłędu?
Jaka jest prawda o Charlie?
„Poczuła to pani! Od pierwszej chwili znalazła się pani pod wpływem
klątwy Madeleine! Ostrzegałam panią, ale pani wolała mnie nie słuchać! A teraz
pewnie jest już za późno!”
Od pierwszej chwili, kiedy zaczęłam czytać „Serce ze szkła”,
poczułam niesamowity klimat, który książka roztacza wokół siebie. Jest
intrygująca i tajemnicza, a co najlepsze, ciężko przewidzieć, co się wydarzy na
kolejnych stronach. Z łatwością przeniosłam się do świata, opisanego przez autorkę.
Bardzo łatwo było mi się w czuć, w całość. Stać się obserwatorem, a nawet
czynnym bohaterem, w zależności od danej sytuacji. Niesamowicie wciąga, choć
zabrakło mi uczucia, które nie pozwoliłoby mi się od niej oderwać. I w sumie,
tak naprawdę nie wiem dlaczego tak się stało. Niby wszystko było idealnie, a jednak
czegoś brakowało. Takiej wymownej kropki nad „i”, dopełniającej całość. Nie
mniej jednak, w niczym to nie przeszkadza.
Siedemnastoletnia Julie z pochodzenia jest Niemką, która od
dwóch lat mieszka w Stanach Zjednoczonych. Żyje sama z ojcem pisarzem,
bujającym często w obłokach. W większości przypadków, musi sama radzić sobie ze
swoimi nastoletnimi problemami. Z pozoru wydaje się być twarda, ale w środku
jest kruchą dziewczynką, potrzebującą wsparcia. Jej uczucia łatwo zranić, przez
co często reaguje zalewając się łzami. Nie umie kłamać. Z jej twarzy można
czytać, jak z otwartej księgi. Nie jest typem imprezowiczki, ale ich nie unika.
Potrafi przejrzeć ludzi na wylot, ale David jest dla niej zagadką, którą za
wszelką cenę próbuje rozwikłać.
Autorka ma bardzo lekki styl, który łatwo i przyjemnie się
czyta, ale nie porwał mnie na tyle, bym przeżywała stany emocjonalne, tak jak
bohaterzy. Na pierwszy rzut oka może się wydawać, że mamy do czynienia ze
zwykłym romansem, ale tak naprawdę jest to całkiem dobry kryminał. I to właśnie wątek kryminalny jest
na pierwszym planie. Niestety, motyw romansu, według mnie, został trochę
spłycony. Wydarzenia toczyły się bardzo szybko, wszystko było skupione wokół
klątwy, a gdzieś w tle kiełkowało jakieś uczucie, które bardzo szybko się
rozwijało. I tak naprawdę do tej pory nie wiem kiedy to się stało. Może byłam
zbyt skupiona na całej tajemnicy, aby zauważyć to, co się dzieje na drugim
planie.
Podczas czytania miałam cały czas wrażenie podobieństwa do
innej powieści. Do tej pory nie mogę dopasować żadnego tytułu. Jednak te
uczucie pozostaje i staje się bardzo męczące. Możliwe, że to przez narrację,
którą bardzo rzadko spotykam w czytanych przeze mnie lekturach. Bohaterowie to
sami indywidualności, którym nie udało się wzbudzić we mnie głębszych uczuć.
Byli po prostu znośni. Jedynie David strasznie mnie denerwował, jego humory
były nieprzewidywalne. Samo zakończenie, było dla mnie wielkim zaskoczeniem,
tego się nie spodziewałam i możliwe, że tylko dlatego, bo byłam święcie przekonana
o innym rozwiązaniu. Moje tropy mnie wyprowadziły w pole.
„Serce ze szkła” to początek nowej trylogii zainspirowanej
słynną powieścią gotycką „Rebeka” Daphne du Maurier. Autorka pozostawiła sobie
furtkę do kolejnej powieści i cały czas się zastanawiam, co przygotowała dla
czytelnika. Więc na pewno sięgnę po kolejną część. Podsumowując lekturę mogę
śmiał stwierdzić, że nie jest to tylko powieść dla młodzieży, ale także
starszej grupie czytelników przypadnie do gustu. Książka wręcz idealnie umili
czas w te jesienne wieczory.
Kathrin Lange urodziła się w 1969 roku. Pracowała jako
wydawca i specjalista od mediów. W 2005 roku, skupiła się jedynie na pisaniu.
Od tamtego czasu zyskała sławę jako autorka powieści historycznych i thrillerów
młodzieżowych.
Moja ocena: 7/10
Liczba stron: 448
Data premiery: 23 września 2015
Wydawnictwo: MUZA
Planuję po nią sięgnąć, ale jak znam siebie to pewnie już nie w tym roku :D
OdpowiedzUsuńSkąd ja to znam, zawsze brakuje na wszystko czasu :)
UsuńTak samo jak Ty na początku, ja od dawna nie jestem do końca przekonana do tej książki :)
OdpowiedzUsuńPatrzę na nią za każdym razem w księgarni, a jednak nie kupuję.
Twoja recenzja pozytywnie nastawia.
Może zabiorę się za nią jak już ogarnę swój wielki stos z cyklu "chcę przeczytać".
Buziaki,
modnaksiazka.blogspot.com
Książkę, jak najbardziej polecam:) Mimo obaw, jestem z lektury zadowolona. Teraz pozostało mi czekać na kolejne części.
UsuńPozdrawiam!
Zapowiada się ciekawie :)
OdpowiedzUsuńTak, a nawet z całą pewnością mogę stwierdzić, że jest ciekawie :)
Usuń