„Pojedynek” to książka, która ma wiele pozytywnych opinii.
To książka, która przyciąga wzrok swoją okładką. Ciężko nie zwrócić na nią
swojej uwagi. Nie sposób, nie skusić się na nią. Od samego początku, gdy ją
ujrzałam, wiedziałam, że muszę ją przeczytać. „Pojedynek” był jak obietnica
wspaniałej przygody. A jednak, kiedy lektura, trafiła w moje ręce, coś się
zmieniło. Już mnie do niej tak nie ciągnęło. Leżała dobre kilka dni na półce za
nim po nią sięgnęłam. Czy już w tedy czułam, że mimo wcześniejszego zachwytu,
będzie z nią coś nie tak?
Jeden dzień, jeden błąd, już niewiele pozostało do
samozagłady. To nie mogło skończyć się dobrze, nie za taką cenę, jaką zapłaciła
za tego niewolnika. Arin. Dlaczego go kupiła?!
Dwa wrogie ludy. Valorianie – zwycięzcy i Herrańczycy –
niewolnicy. Jedni służą drugim, z natury się nienawidząc. Ale nie zawsze tak
było…
Ona córka generała, on nic nieznaczący niewolnik, pozornie
nic ich nie łączy, a jednak plotki już krążą. Ta miłość nigdy nie miała się
wydarzyć, nigdy nie mieli być razem. Nie on jest jej przeznaczeniem. A jednak… By
być razem, muszą zdradzić swój lud. W imię lojalności swojemu krajowi, muszą
zdradzić siebie.
Stawka jest wysoka. Życie albo śmierć. Honor albo hańba. A
Ty, co byś wybrał?
Nie nastawiajcie się na książkę, która będzie przesycona
pojedynkami na śmierć i życie, ani nawet choćby do pierwszej krwi. Nie ma walk,
ciężkich treningów, ani pogoni do upragnionej armii. Mimo jej tytułu, tego jest
najmniej w tej lekturze, a nie tego się spodziewałam. Myślałam, że mimo wplecionej
historii miłosnej, będzie tutaj coś, co mnie porwie, co udowodni mi, że ta książka
jest godna uwagi. Przeliczyłam się. Znudzona czytałam kolejne strony, w nadziei,
że jednak się coś zmieni. Ot tak sobie, wypełniałam i tak nader nudne jesienne
wieczory. Przynajmniej moja uwaga została odciągnięta, od ciemności i
panującego zimna za oknem.
Kestrel mimo swojego pochodzenia, nie jest osobą taką jakby
chciał jej ojciec, żeby była. Nie ma serca do pojedynków czy wojny, nie mówiąc już
o tym, że brak jej serca do fechtunku. Przez to wszystko jest skazana na
eskortę. Nie wolno jej bez niej wychodzić, tak jak wielu innym Valoriankom. Aby
to zmienić musi zaciągnąć się do armii, a ta myśl ją przeraża. Woli grać na
pianinie. Kocha muzykę. To jej słabość.
Doskonale zdaje sobie z tego sprawę, tak samo jak z własnych atutów. Jest
przebiegła jak lisica, a w dodatku jest doskonałym strategiem. Potrafi przejrzeć
każde kłamstwo. A także czyta z ruchów i mimiki ludzi. A mimo wszystko można ją
bardzo łatwo omamić….
Arin nie posiada nic, oprócz woli walki. Przystojny,
błyskotliwy, umięśniony. Marzenie nie jednej młodej panny, ale nie Valorianki.
Przebiegły i świetnie wyszkolony. Nie boi się mówić prawdy, ale także nie jest
obce mu kłamstwo i manipulacje.
Czy naprawdę jestem jedyną osobą, którą nie urzekła ta
książka? Jestem nią zawiedziona. Jej piękna oprawa przyćmiła jej wnętrze, przez
to środek stał się wyblakły, bez polotu. I nie mogę zrozumieć tego jak można
zepsuć tak świetnie zapowiadające się uniwersum. Świat, który miał zadatki na
naprawdę rewelacyjną historię, stał się przeciętną opowiastką o miłości. I tak
naprawdę nawet bohaterowie, a w szczególności Kestrel nie umiała się do tego
przyznać. Nawet nie wiem, czy miłość jest tu dobrym określeniem, bo nawet jej
mi tu zabrakło. Kestrel to najbardziej irytująca bohaterka. Jest niczym
ślepiec. Nijaka, tak można ją określić. Brak w niej wszystkiego, co powinno się
w niej znaleźć. Nie posiada honoru, ani woli walki. Przyjmuje wszystko, co jej
los podstawi pod nos. Wielka męczennica w słusznej sprawie. W tej książce jest
wiele hipokryzji, która przeczy temu, co najpierw zostało napisane. Bo jak
można nie bać się dostać lanie, a bać się samej walki?
Najgorsza była narracja. Według mnie bardzo nie przemyślana.
W głowie słyszałam głos starej kobieciny snującej swoją opowieść, przez co ta
historia była jeszcze bardziej irytująca. Opisany świat, mimo pięknej mapki był
mało rzeczywisty. Słabo określony, tak samo jak obraz tradycji, kultury czy
samych ludzi sprzed wielkiej wojny. Ciężko było z tego, cokolwiek wywnioskować.
Wszechobecnie panował chaos myśli i czasami się w tym wszystkim gubiłam.
Akapity były niczym wielkie skoki etapowe. W jednej chwili jesteśmy tu, a zaraz
nagle już jest całkiem inne miejsce i inne wydarzenia. Bez zapowiedzi, czy
dyskretnego przesunięcia. Nie brakuje tutaj kłamców, psycholi ani plotek. To
jedyne, co w tej książce jest udane.
Szczerze boje się kontynuacji tej lektury. Mimo że ostatnie
cztery rozdziały, dały w końcu nadzieję na coś lepszego, jestem dalej
przerażona. Boję się, że to może być tylko jednorazowa sytuacja, która tylko na
chwile, podciągnęła poziom całej serii. Nie mniej jednak, jak już powiedziałam „A”,
to powiem i „B”. Inaczej moje sumienie nie byłoby czyste. A wręcz miałabym sama
do siebie wyrzuty. Nie będę tchórzem, skończę to co zaczęłam. I obym się
myliła, oby w końcu autorka zaskoczyła mnie bardzo pozytywnie. W końcu sama
idea była dobra, tylko jej wykonanie podupadło.
Moja ocena: 5/10
Liczba stron: 384
Data premiery: 18 listopad 2015
Wydawnictwo: Feeria Young
Początkowo miałam na nią ochotę, ale im więcej recenzji czytam, im bardziej zapoznaje się z fabułą tym mniej mnie kusi pozycja :) Nie mówię NIE – raczej – nie wiem czy przeczytam.
OdpowiedzUsuńTwoja opinia jest najniżej oceniana - z tych co już czytałam
Tylko ja chyba nie rozumiem, całego tego fenomenu tej powieści... I nie powiem bardzo bym chciała poznać Twoją opinię na jej temat. Jestem ciekawa, czy byś miała podobne zdanie...
UsuńOkładka faktycznie przyciąga wzrok, ale po twojej opinii... Raczej po książkę nie sięgnę, szkoda mi zwyczajnie czasu!
OdpowiedzUsuńNo w sumie, to Ci się wcale nie dziwię... Choć patrząc na inne opinie, ja jestem wyjątkiem w tej kwesti...
UsuńPoczątkowo widziałam same negatywne opinie, potem coraz gorsze. Książka leży na półce i nie mogę się za nią zabrać.
OdpowiedzUsuńNie polecam, ta książka jest o niczym. Gniot jakich mało.
Usuń