Kosmos to ocean możliwości dla pisarzy. Nic więc dziwnego,
że tak chętnie z niego korzystają. W niektórych powieściach toczą się walki z
kosmitami, a inne opowiadają o tym, co może czekać nas w przyszłości. Kolejną
tego typu lekturą jest „W ramionach gwiazd”. I choć nie wiedziałam, czego mogę
się po niej spodziewać, to jak tylko pojawiła się możliwość jej przeczytania,
to od razu po nią sięgnęłam. Dużym atutem, który działa jak magnes na
czytelnika, jest okładka. Przecudna, czarująca, rzucająca się w oczy wręcz
obezwładniająca. To była miłość od pierwszego wejrzenia. Tylko że w mojej
głowie wciąż słyszałam jedno zdanie – „Nie oceniaj książki po okładce!”.
Ikar, największy prom kosmiczny ulega katastrofie, która nie
powinna się w ogóle wydarzyć. W dziwnym zbiegu okoliczności udaje się przeżyć
tylko dwóm osobą. Tarver, który jest wojskowym i Lilac córce najbogatszego
człowieka w całej galaktyce.
Dwoje rozbitków na tajemniczej planecie, bezludnej planecie…
Mimo że ktoś powinien już ich szukać, taka katastrofa nie
mogła być niezauważona, ale nikt tego nie robi, są zdani sami na siebie. Aby
mieć szansę na ratunek i przeżycie, muszą dotrzeć do wraku i spróbować nadać
sygnał ratunkowy.
Tylko że pojawiają się wizję i szepty. Obłęd, czy może
jednak coś na tej planecie jest i dlatego została opuszczona?
Czy rozpuszczona panienka z elity i młody major mają szanse
na ratunek?
Czemu nikt ich nie szuka?
I co się dzieje na tej planecie?
"To zabawne, że choć już dwa lata temu byłem wystarczająco
dorosły, by pić, walczyć i głosować, nadal jestem zbyt młody na szacunek."
Pierwsza połowa książki była nudna i nic w niej szczególnego
się nie działo. Cały czas zastanawiałam się, gdzie jest ta olśniewająca
historia, którą miałam znaleźć. Ale później coś się zmieniło, powieść robiła
się coraz bardziej intrygująca, a nawet pojawił się u mnie dreszczyk emocji. Od
tego momentu chłonęłam strony jak odkurzacz. Za nim się spostrzegłam byłam już
na ostatniej stronie i żałowałam, że to już koniec. Czułam niedosyt i chciałam
więcej! Cały czas się zastanawiałam, dlaczego dopiero w połowie historii, staje
się ona taka porywająca, dlaczego nie mogła być taka od początku. Wtedy byłaby
o niebo lepsza. Mimo wszystko, na pewno jest warta uwagi.
"Na każdej z paczek widnieje ozdobne odwrócone V - grecka litera
lambda, jak LaRoux. Ojciec i jego głupia fiksacja na punkcie mitologii. Gdy
byłam mała opowiadał mi wszystkie te historie o wojowniczych bogach i
boginiach, a ja niemal uwierzyłam, że jestem jedną z nich. Wszechpotężną,
wszechwiedzącą istotą, której należy się bezwarunkowe uwielbienie. Zresztą, kto
nazwałby swój statek 'Ikar'? Jak aroganckim trzeba być człowiekiem, by w ten
sposób pogrywać z losem?"
Lilac to rozpieszczona księżniczka. Oczko w głowie, swojego
ojca. Nie ma w galaktyce takiej osoby, która nie wiedziałaby, kim ona jest.
Zawsze otoczona swoją świtą, strzeżona niczym najcenniejszy skarb. Nagle jest
zdana sama na siebie i obcego żołnierza. Zawzięta, uparta, dumna. Nie poddaje
się przeciwnością. Mimo trudu dalej brnie do przodu, a każdy kolejny krok, to mniejszy
mur wokół niej. Przestają się liczyć zasady elity, a zaczyna walka o
przetrwanie.
Tarver, młody major wielokrotnie już odznaczony, choć ma
dopiero zaledwie osiemnaście lat. Przygotowany do trudnych warunków, mimo
nieznanej planety, można odnieść wrażenie, że czuje się jak w domu.
Przynajmniej na pewno wie, co robi i jak przetrwać. Cały czas musi udowadniać
swojej towarzyszce, że to on ma racje. A jej nazwisko nic w tym przypadku nie
pomoże.
„Tyle wyszło z niedawania majorowi powodów do rozmowy z brukowcami.
Sama wizja Lilac LaRoux zanurzonej po łokcie w obwodach wystarczy, by przez
miesiąc napędzać ich szaleństwo. Żaden mężczyzna, żadna kobieta ani żadne dziecko
z mojej klasy społecznej nie przyznaliby się do czegoś takiego.”
Książka wycisnęła ze mnie łzy, roztrzaskała moja osobowość, aby
później na nowo ją odbudować. Wątek miłosny na całe szczęście jest tylko
dodatkiem do całości. Wszystko jest dawkowane powoli, stopniowo poznajemy
samych bohaterów i planetę. Mam czas na zaprzyjaźnienie się z nimi. Widzimy
zmiany, które w nich zachodzą, razem z nimi czekamy na ratunek, a także
wspieramy ich w działaniach, które podejmują. Kibicujemy, przeżywamy, a także
próbujemy rozwiązać zagadkę tego tajemniczego miejsca. Ciężko cokolwiek
przewidzieć, a autorki znakomicie to nam udowadniają. Gdy tylko zbliżamy się ku
końcowi, brakuje nam chwili na wytchnienie i zebranie myśli. Wszystko dzieje
się błyskawicznie.
„Nie chcę myśleć o tym, co się stało, a jednak uporczywie wracają do
mnie te same pytania.
Lilac widziała ludzi, których pochowałem.
We śnie coś jej podpowiedziało, że trzeba uciekać z jaskini.”
Autorki stworzyły nietuzinkowych bohaterów, idealnie
dopracowały wszelkie szczegóły, dbając o to, aby sama fabuła nie był męcząca.
Samo otoczenie wydaje się przyjazne, nie wprowadziły zbyt wielu pojęć, które
mogłyby zniechęcać czytelnika. Dzięki temu lektura jest lekka i bardzo szybko
się ją czyta, choć pierwsze strony są nudne i mogą się czasami dłużyć. Mimo
fatalnego (przynajmniej dla mnie) początku, książka jest genialna. Idealne
połączenie powieści przygodowej, młodzieżowej i since-fiction. Wydaje się to
wręcz niemożliwe, ale faktycznie tak jest. Dzięki temu jestem bardzo mile
zaskoczona, czegoś takiego się nie spodziewałam. Jestem ciekawa, co znajdę w
kolejnym tomie, czy będzie to kontynuacja losów Lilac i Tarvera, a może całkiem
nowa opowieść. Już nie mogę się doczekać, kiedy w moich rękach znajdzie się
druga część.
Moja ocena: 8/10
Liczba stron: 488
Data premiery: 2 marca 2016
Wydawnictwo: Otwarte
Książka nie jest zbytnio w moich klimatach, ale jestem ciekawa fabuły, więc kiedyś pewnie się skusze.
OdpowiedzUsuńDlaczego nie jest w Twoich klimatach?
UsuńZmierzch też był na początku nudny więc może będzie tak samo. Boję się tylko że romans będzie taki jak w ostatniej spowiedzi w wersji galaxy .. ale warto zaryzykować. Fajna recenzja
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :)
Hmmmm... Myślę, że lektura Ci się spodoba :) Gorąco polecam!
Usuń