„One-Punch Man” tak naprawdę wciąż nabiera tempa
(przynajmniej mam taką nadzieję), akcja nie podąża jeszcze takim torem, jakbym
oczekiwała, ale w każdym momencie może się to zmienić. Niby wszystko ładnie się
rozkręca, ale wciąż mi czegoś brak w tym wszystkim. Dlatego, praktycznie za
każdym razem sięgam po ten tytuł z obawami. Teoretycznie siódmy tomik narobił
nam apetytu na więcej, ale ósmy jest już wielką niewiadomą. To taka huśtawka –
albo będzie dobrze, albo źle. I myśląc racjonalnie, już dawno powinnam porzucić
ten tytuł, ale jakoś coś mnie przy nim trzyma. Mam nadzieję, że nie będę tego
żałować…
Oto on! King. Najsilniejszy superbohater na Ziemi. To przed
nim uciekają wszystkie potwory, lecz właśnie nadszedł dzień, w którym to on
wpada w kłopoty…
Ratowanie cywilów przed zagrożeniem, nie wydaje się być
trudnym zadaniem, o ile przeciwnicy drżą na samą myśl o twoim imieniu. Czasami
wystarczy, by znaleźć się w odpowiednim miejscu i odpowiednim czasie, by ktoś
cię mógł dostrzec.
Jednak, czy zasługi dla ludzkości zawsze są sprawiedliwie
oceniane?
Czy ranking faktycznie oddaje siłę bohaterów?
Dlaczego King wpadnie w tarapaty?
I w jaki sposób Saitama zdoła mu pomóc?
A może odkryje coś, czego nikt by się nie spodziewał?
Trzeba przyznać, że One-Punch Man potrafi zaskoczyć swojego
czytelnika. Nie koniecznie te pomysły zawsze są dobre, ale czasami są strzałem
w dziesiątkę. Tym razem może odbiegamy trochę od tej wielkiej przepowiedni i
skupiamy się tak jakby na codzienności, czyli powracamy do tego dziwnego
rankingu, ale nie jest to męczący powrót. Mamy pokazana sytuację, która bawi,
wyśmiewa i obnaża prawdę. Czyli coś, czego można było się spodziewać, jeśli
dostrzegało się wszelkie znaki, które pozostawiono nam w poprzednich tomikach.
I o zgrozo, mimo wszystko, dobrze się bawiłam!
King – człowiek, który ma bardzo przerażającą aurę. Potwory
atakujące mieszkańców, drżą na jego widok. Poddają się same, byleby tylko nie
dotknęła ich kara z rąk samego króla. To tylko nieoficjalny tytuł, bo
prawidłowo ma on siódme miejsce w rankingu klasy S. Lecz to już wystarcza, by
ludzie go kochali. Tylko ci, którzy spotkali go na swojej drodze, gdy walczył z
jakimś przeciwnikiem, słyszeli dudniące odgłosy, gdy przechodził w swój tryb
bojowy. I tylko oni wiedzą, że jest to najbardziej przerażający element,
towarzyszący Kingowi. Odgłosy, które odstraszają wrogów. Nie wiadomo skąd
pochodzą, ale to już jest nieważne. Wystarczy, że robi to ogromne wrażenie. I
także dzięki temu zyskał sławę...
Jak już wspominałam w poprzednich recenzjach, klasa S, to
najbardziej zepsuta elita, jaka istnieje w tym świecie. Tak naprawdę mają oni
więcej wad niż zalet. I bez przyczyny o tym nie wspominam, bo tomik ósmy po raz
kolejny nam o tym przypomina. Czasami mam wrażenie, że tylko nieliczni
bohaterowie, którzy pojawiają się na drodze Saitamy, zasłużenie mają tytuł
obrońców ludzkości. Reszta powinna zniknąć. Tylko wtedy nie byłoby zabawy. Bo
teraz nie wiemy, kto jest kimś przydatnym w walce, a kto jest bezużytecznym
pachołkiem. Mam tylko nadzieję, że ten wątek będzie ciągnięty z rozsądkiem.
Oczywiście przepowiednia, którą wygłosiła Siwababa, wciąż
pojawia się w tle. Problem nie zniknął, zagrożenie wciąż jest. Także jest
jeszcze szansa na potężną walkę z udziałem Saitamy. Tymczasem to Genos
prezentuje nam swoje możliwości i wykazuje się w potyczkach. Mamy okazję
podziwiać jego umiejętności i zaangażowanie całej sprawie. Kadry z jego
udziałem bardzo cieszą oko czytelnika, bo jest na co popatrzeć. A Saitama w tym
czasie zajmuje się bardziej przyziemnymi rzeczami. Nie zabrakło także pobocznej
historii, która to Bang, zaprasza naszych bohaterów do swojej szkoły, pod
pretekstem zbyt dużej ilości przepysznych langust, a co za tym idzie
przepysznego poczęstunku. Tam również nieoczekiwanie nadchodzą kolejne kłopoty…
W moim odczuciu jest to bardzo przyzwoity tomik, który
zaspakaja apetyt na kolejne walki, choć to nie Saitama gra tutaj pierwsze
skrzypce. Świat wciąż jest rozbudowywany i obnażany jednocześnie, a to powoduje
naszą ciekawość. Jednym słowem, jest dobrze. I oby tak dalej pozostało…
Moja ocena: 7/10
Liczba stron: 192
Data premiery: 30 sierpnia 2017
Wydawnictwo: J.P.Fantastica
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Dziękuję za wszystkie komentarze ! Każdy kolejny komentarz to większy uśmiech na mojej twarzy ! Przeczytałeś pozostaw po sobie ślad !
Podoba Wam się mój blog, dodajcie go do obserwowanych i bądźcie na bieżąco :) Natomiast jeśli macie jakieś pytania, piszcie śmiało! Na wszystkie chętnie odpowiem.