W poprzednim tomiku Tokyo Ghoul:re pojawiło się wiele pytań,
liczyłam, że w kolejnym dostanę, choć część odpowiedzi i spokojnie będę mogła
śledzić dalszą fabułę. Lecz jak wszyscy dobrze wiemy, Sui Ishida nie jest
skłonny do tego, by wszystko podawać nam na tacy. Zdawkowo wyjaśnia bieżące
wątki albo wcale tego nie robi. Zazwyczaj pojawiają się tylko następne
niewiadome. To taka cecha Tokyo Ghoul, do której trzeba się przyzwyczaić.
Dzięki temu jest ciekawiej, ale czytelnik może też czuć się zagubiony pośród
tak wielu wątków. Jak myślicie, czy w tym tomiku pojawiły się jakieś
wyjaśnienia?
Podczas walki, która miała na celu zniszczenie rodu
Tsukiyamów, pojawia się „Jednooka Sowa”. Ghul, który stał się legendą w
szeregach BSG, jest na wyciągnięcie ręki… czego chce?
Kiedy czas powoli się kończy, dawno skrywane pragnienia,
przestają mieć znaczenie. Miłość, wolność, prawda, kłamstwo, śmierć – co
wybierzesz?
Będąc w pułapce, nie mając żadnej drogi ucieczki, trzeba stanąć
do walki…
Co zrobi Haise, czy zdoła znaleźć w sobie siłę, by pokonać
nowego przeciwnika?
Czy to koniec Jednookiej Sowy, a może zdoła uciec?
Czy to koniec Tsukiyamów?
Ten mroczny klimat to jest coś, czego potrzebowałam. Łatwo
jest się w nim pogubić, ale pragnienia, które zostają nam przedstawione,
których do tej pory nie znaliśmy, mogą delikatnie nami wstrząsnąć. Można
powiedzieć, że coś się wyjaśniło, ale chyba nikt nie oczekiwał, że będą to
rzeczy, których nikt się nie spodziewał, nawiązujące do pierwszej serii Tokyo
Ghoul. Pytania się mnożą, nie możemy liczyć na odpoczynek. A jak można
przekonać się na stronach tego tomiku, bohaterowie mają swoje ukryte cele i nie
zamierzają nam niczego wyjaśniać… coś cudownego, a zarazem frustrującego.
Możemy się tylko domyślać lub też zgadywać, co siedzi w ich głowach. A czy
będziemy blisko prawdy, to pewnie okaże się w dalekiej przyszłości…
„Arima z łatwością uniknąłby takiego małego prztyczka. Drogi Haise,
czyżbyś lubił, jak cię biją?”
Jednooka Sowa to jeden z tych ghuli, którego siła nie jest
jeszcze znana. Nazywana jednookim królem, dobrze ukryta i nieobliczalna – co
siedzi w jej głowie? Zdawkowe informacje nie pozwalają na identyfikacje ani
klasyfikacje przeciwnika. Od lat pozostaje tylko pseudonim, który napawa
strachem inspektorów BSG, ale jest też celem, który musi zostać zniszczony…
nawet za cenę życia.
Ghul o wielkiej sile i bardzo pokręconym umyśle. Nie wiadomo
po co się pojawił, jaki ma cel i ile strat zostanie poniesionych w walce z nim.
Teraz do walki z Jednooką Sową staje Haise Sasaki… nierówny pojedynek z góry
jest już przesądzony, ale czy na pewno?
„No dalej, moje niepohamowane dziecię, (zabijaj) tańcz tak żywo, aż
pęknie ci pęcherz.”
Jest kilka niezmiennych rzeczy w Tokyo Ghoul – krew, mrok i
tajemnice. Ten tomik świetnie odzwierciedla te trzy cechy. I mimo kolejnego
półrocznego przeskoku czasowego, wciąż niewiele wiemy. Kończymy jeden etap, by
dostać wstęp do czegoś większego. Patrząc po tym, jak mają się działania BSG w
tym tomiku, to możemy się spodziewać czegoś wielkiego… eksterminacja trwa i to
na szeroką skalę. Tak więc akcja się zagęszcza, a Tokyo Ghoul:re w końcu się
„rozkręciło”. Skończyła się zabawa w kotka i myszkę, czas na dynamiczną akcję!
I to mi się właśnie podoba, koniec wprowadzania kolejnych postaci i testowania
ich możliwości, powracamy na stare tory, które tak dobrze znamy z poprzedniej
serii.
Oczywiście pozostaje jeszcze jedna kwestia, na którą wszyscy
czekają… Haise, czy Kaneki? Gołębie, czy Ghule? Po której stronie będziemy
podążać? Nutka niepewności pozostaje. Intencje bohaterów również pozostają dla
nas wielką niewiadomą…
Jak już wspominałam przy poprzedniej recenzji, kreska się
zmienia – jest mroczniejsza, bardziej chaotyczna i niejasna. Oczywiście to
wszystko zależy od sytuacji na danej stronie, ale w genialny sposób odwzorowuje
emocje, które znajdujemy w każdym tomiku. Kiedy ma być ładnie i przejrzyście to
tak jest, kiedy akcja jest pokręcona jak umysły naszych bohaterów, to i kreska
się do tego dostosowuje. A to tylko potęguje wrażenia podczas lektury – możemy
się lepiej wczuć w sytuację, zobaczyć pokręcone umysły i pragnienia. Nasza
wyobraźnia pracuje na pełnych obrotach, tak jakbyśmy sami byli bohaterami tych
wydarzeń. Coś pięknego… coś, co daje nam pełną satysfakcję z czytania.
Jeśli mieliście obawy, by sięgać po kontynuację Tokyo Ghoul,
to z czystym sumieniem mogę stwierdzić, że nie musicie się dalej zastanawiać,
bo to wciąż te same i dobrze nam znane ghule!
Moja ocena: 9/10
Liczba stron: 2018
Data premiery: 15 czerwca 2018
Wydawnictwo: Waneko
Zainteresowałaś mnie, może się za nią zabiorę ;D
OdpowiedzUsuń