października 15, 2018

Nishio Ishin - Death Note: Another Note - Sprawa serii morderstw BB w Los Angeles



Zaczynając swoją ponowną przygodę ze światem mangi i anime, trafiłam na tytuł, który jest polecany przez wielu fanów japońskiej twórczości – Death Note. Pojedynek L’a i Kiry, był czymś fascynującym, choć wraz z upływem czasu można dostrzec w nim kilka nielogicznych momentów. Dlatego, kiedy dowiedziałam się, że na naszym rynku wydawniczym ma być wydana nowelka Death Note, wiedziałam, że jest to dla mnie pozycja obowiązkowa. Wydarzenia z Los Angeles były tylko napomknięte w mandze, a także w anime. Byłam ciekawa, o co dokładnie tam chodziło i jak potoczyły się tamte wydarzenia. Ale czy nowelka była w stanie zaspokoić moją ciekawość?

Los Angeles nawiedza seria tajemniczych morderstw i gdyby nie słomiane laleczki, nikt by się nie zorientował, że stoi za tym jeden sprawca. Kiedy do śledztwa wkracza L, najbardziej utalentowany detektyw, sprawa w końcu ma szanse na to, by zostać rozwiązana…
Lecz L działa z ukrycia, dlatego potrzebuje pomocy, a dokładniej osoby, która mogłaby być jego agentem terenowym. Do tej roli wyznacza agentkę FBI Naomi Misore. Krok po kroku oboje próbują dotrzeć do prawdy i zapobiec kolejnej zbrodni.
Czy zdążą rozwiązać zagadkę, zanim zginie kolejna osoba?
Kim jest morderca?


Zacznijmy od pozytywnych stron tej nowelki – jest lekka i przyjemna, czysta się ją szybko, a także jest wciągająca. Autor, bazując na oryginalnym pomyśle, próbował stworzyć historię, która dorównywałaby pierwowzorowi i nawet w pewnym momencie czytelnik może się pogubić, z kim tak naprawdę ma do czynienia, ale… nowelka mimo swojego przyjemnego odbioru posiada wiele niespójnych rozwiązań. A to skutecznie obniża poziom tej lektury. Pomysł na intrygę był całkiem niezły, lecz nie do końca przemyślany, co może wywołać w fanach Death Note oburzenie. Liczne błędy logiczne, słabe zagadki, czy też niewyjaśnione wątki wskazują na niedociągnięcia tego tytułu…


„Teraz nie ma już nikogo, kto znał jego prawdziwe imię i nie istnieje sposób, by się go dowiedzieć, ale nawet ono, znane tylko jemu samemu, nie było dla niego wszystkim. Być może sam nawet nie wiedział, wpisanie jakiego, a raczej którego imienia w notatnik go zabiło?”


Naomi Misora agentka FBI, która przymusowo znalazła się na urlopie, nie mogła się spodziewać, że przyjdzie jej pracować z najlepszym detektywem na świecie. W pierwszej chwili odebrała to jako kiepski żart. Stanowczość L’a, a także spora ilość wolnego czasu sprawiła, że zajęła się tą sprawą, mimo wcześniejszej niechęci do współpracy. Odwiedzając kolejne miejsca zbrodni, poszukuje wskazówek, które wcześniej zostały pominięte przez policję. Choć mogłoby się wydawać, że sprawca nie pozostawił po sobie żadnej wskazówki i jest nieuchwytny to, ukryte ślady wskazując na coś całkiem odwrotnego… on chce dać się złapać!


„Naprawdę sprytni ludzie ukrywają to, że są sprytni. Nie noszą tabliczek z imieniem. Im bardziej ludzie podkreślają własne kompetencje, tym bardziej są zdesperowani – ich praca powinna mówić sama za siebie.”


Całą historię opowiada nam Mello, którego mieliśmy okazję poznać w mandze i nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie to, że już na tym etapie pojawiają się pierwsze niedociągnięcia. Otóż skoro Mallo nam opowiada tamte wydarzenia, to dlaczego zawierają one myśli Naomi, skąd on mógł wiedzieć, co było w jej głowie podczas śledztwa? Przecież on nawet w tym nie uczestniczył. Jest tylko narratorem, czy też nawigatorem. Może miało to za zadanie ubarwić tę opowieść, ale ja tego nie kupuję. Same zagadki też nie do końca były oczywiste. Bardziej to domysły i zgadywanki, na siłę podciągnięte pod konkretne tropy. Reszty niestety nie mogę wam zdradzić, bo bym musiała tutaj opisać konkretne sytuacje, a to byłyby już spoilery…

Historia wydarzeń z Los Angeles miała ogromny potencjał, niestety wydaje się być napisana naprędce po to, aby tylko była. Między tą nowelką a oryginałem jest ogromna przepaść. Nie mogę także nazwać jej kryminałem, bo do tego gatunku jej bardzo daleko. Wprowadzone elementy paranormalne, nie znajdują w zupełności zastosowania dla fabuły, ani wyjaśnienia, dlaczego się tak właściwie pojawiły. Ups! Przepraszam. Mają jedno zastosowanie… pokazują, że autor nie do końca zrozumiał, na czym te zdolności miały polegać. Jako czytelnik, poczułam się urażona. Dostałam niedopracowaną nowelkę, a może po prostu stwierdził, że nie zauważymy tak rażących błędów?

Osoby niezaznajomione z oryginałem mogą być zadowolone z lektury i może pokuszą się do sięgnięcia po mangę. Lecz fanom stanowczo odradzam czytanie, choć zapewne i tak sięgną po ten tytuł przez nostalgię do pierwowzoru. Death Nothe: Another Note w moim odczuciu jest jednocześnie fajne, jak i głupie. Może być znośne, ale nie warto nastawiać się na cuda…



Moja ocena: 4/10
Liczba stron: 184
Data premiery: 18 maja 2018
Wydawnictwo: J.P.Fantastica


5 komentarzy:

  1. To raczej nie dla mnie...ostatnio gustuje w romansach
    - U mnie krótka opinia o koreańskiej dramie - romantycznej.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Romanse omijam szerokim łukiem... jakoś żaden nie potrafi mnie do siebie przekonać i tylko mnie drażnią :/

      Usuń
  2. Nieszczególnie ciągnie mnie do tej novelki - manga mi wystarczy. Jestem zrażona do LNek po jednej z Naruto, która pozostawiała dużo do życzenia. Wszystkie te książki do jakichś serii mangowych wydają mi się strasznie na siłę pisane. :<

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Niektóre nowelki nie są takie złe, ale ta wypadła bardzo słabo... spodziewałam się czegoś lepszego. No trudno się mówi...

      Usuń
  3. Kryminalna zagadka? Czasmi sie nie mogę oderwać o takich książek.

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za wszystkie komentarze ! Każdy kolejny komentarz to większy uśmiech na mojej twarzy ! Przeczytałeś pozostaw po sobie ślad !
Podoba Wam się mój blog, dodajcie go do obserwowanych i bądźcie na bieżąco :) Natomiast jeśli macie jakieś pytania, piszcie śmiało! Na wszystkie chętnie odpowiem.

Copyright © 2016 Recenzje Mystic , Blogger