Minęło kilka miesięcy, kiedy po raz ostatni miałam w ręku
Nasz Cud… po tak długiej przerwie, zawsze pojawiają się pewne obawy, które nie
pozwalają się spokojnie cieszyć lekturą. Przede wszystkim obawiałam się tego,
jak po raz kolejny odnajdę się w tej historii, ale także, czy nie będę miała
problemu z rozpoznaniem bohaterów. Jak wiadomo, manga ma bardzo wiele postaci i
po takiej przerwie, może to być problematyczne. A niestety nie miałam czasu, by
dla odświeżenia sobie historii, przeczytać ją jeszcze raz od początku. Musiałam
iść na żywioł i liczyć na to, że będzie dobrze… ot, taka hazardzistka ze mnie.
Czy udało mi się odnaleźć w tym świecie?
Czym więcej wraca wspomnień, tym więcej kłamstw zostaje
obnażonych… Hiroki Yuu podaje się za Barta Belbania, jednak wszystko wskazuje
na to, że kłamie. Nishizono wraz z Midou próbują rozszyfrować prawdziwą
tożsamość Hiroki. Czy im się to uda?
Zeze wciąż nie pamięta, kim jest. Dla jego bezpieczeństwa
towarzyszy mu Teshimano.
Tymczasem, okazuje się, że nie tylko wspomnienia powracają,
ale także blizny na ciele, które mogą pomóc w rozszyfrowaniu, kto jest kim…
teraz wystarczy się tylko dokładnie przyjrzeć, a także przypomnieć, jakie rany
zostały zdane w przeszłości.
Czy to pomoże w odszyfrowaniu tożsamości księcia Eugene?
Nie powiem, powrót był jednak bardzo trudny. Minęła spora
chwila, zanim zaczęłam orientować się, kto jest kim i o co w tym wszystkim
chodzi. Poprzedni tomik został zakończony w bardzo niespodziewanym momencie, a
w tym od razu pojawiła się kontynuacja tych wydarzeń, przez co musiałam
pogrzebać w swojej dziurawej pamięci, by przypomnieć sobie tę konkretną
sytuację. Nie było to łatwe, ale udało mi się bez sięgania po poprzednie
części, więc można powiedzieć, że odniosłam małe zwycięstwo. Żałuję tylko, że tak
naprawdę, to znów nie dowiedzieliśmy się niczego konkretnego…
Glen Schreiber nieślubne dziecko, które musiało walczyć o
swoją pozycję, a czasem nawet i o własne życie. Z racji tego, że był bękartem,
przyrodnie rodzeństwo nie było mu przychylne, a w szczególności Dolgerg, drugi
syn rodu Belbania. Póki co, nie wiadomo czy się odrodził. A jeśli się odrodził,
to kim jest?
Przeszłość wciąż nie jest jasna, przekłada się na
teraźniejszość, przez co, uczniowie podzieli się na różne obozy. Dotychczasowe
przyjaźnie odeszły w zapomnienie… liczy się tylko to, kim kiedyś byli. Czy
czasem nie zaszło to za daleko?
Kolejny tomik, który kończy się w bardzo nieodpowiednim
momencie. Znów dzieje się coś ważnego, ale żeby zobaczyć, co z tego wyniknie,
trzeba sięgnąć po następny tomik. Ot, takie polsatowskie zakończenie – z jednej
strony się tego nienawidzi, a z drugiej nasze emocje biorą górę i chcemy się
rzucić na następną część. Trzeba przyznać, że autorka lubi podsycać naszą
niecierpliwość. Wciąż tylko dawkuje nam informacje, akcja prawie stoi w
miejscu, a bohaterowie błądzą po omacku – tak najprościej zobrazować to, co się
dzieje na stronach jedenastej odsłony Naszego Cudu. Chciałabym, aby w końcu
wydarzyło się coś przełomowego, co choć odrobinę zbliżyłoby nas do rozwiązania
tej zagadki.
Mimo powolnej akcji, zdawkowych odpowiedzi i ciągle
pojawiających się pytaniach, nie mogę powiedzieć, że przy tym tytule można się
nudzić. Wręcz przeciwnie, ciągle coś się dzieje, zazwyczaj bardzo
niespodziewanego, co podtrzymuje tempo wydarzeń. Autorka świetnie przeplata
poszczególne wątki, a także dokłada nam na rozluźnienie odrobinę
romantyczności. Trzeba pamiętać, że mamy do czynienia z licealistami, w których
buzują uczucia. Taka mała odskocznia od przeszłości mieszającej się z teraźniejszością.
Trochę normalności tez jest nam potrzebne!
Tak jak w poprzednich tomikach, tak i w tym, mamy
kilkanaście stron poświęconych dla wydarzeń z przeszłości. Kolejne wspomnienia
zostają nam odsłonięte. Dowiadujemy się, dlaczego ktoś życzył Glenowi śmierci,
widzimy ostatnie chwile Barta, czy też motywacje Nishiny do służby u księcia
Eugene… takie małe smaczki, ale jeśli ktoś jest bardziej dociekliwy, może
zacząć porządkować te retrospekcje, a być może trafi na jakieś nowe poszlaki.
No cóż, pozostaje tylko sięgnąć po kolejny tomik, by
sprawdzić, co jeszcze przygotowała dla nas autorka!
Moja ocena: 7/10
Liczba stron: 179
Data premiery: 18 stycznia 2018
Wydawnictwo: Waneko
Ciekawa recenzja. :) Wiem komu mogę polecić tę pozycję i poprzednie tomy. :)
OdpowiedzUsuńDo mnie raczej nie przemawia, średnio lubię takie klimaty ale znam za to wiele osób, którym by się to spodobało :) Piękna okładka. Dobrze, że Tobie się podobała ta książka. Gratuluję liczby wyświetleń :3 Pozdrawiam i zapraszam do mnie: https://lamliwypaznokiec.blogspot.com/2018/10/kwiaty-dla-mezczyzny.html
OdpowiedzUsuńTak przeczytałem i myślę że bardzo dawno temu nie czytałem Mangi i muszę to nadrobić zdecydowanie ;)
OdpowiedzUsuń