Kiedy mam chęć przeczytać coś mrocznego, zagadkowego, a
zarazem pokręconego to do głowy przychodzi mi tylko jeden tytuł – Tokyo
Ghoul:re. To właśnie tutaj krew leje się strumieniami. Kłamstwa tworzą tak
szczelnie utkaną sieć, że żaden pająk nie powstydziłby się takiej pułapki.
Tomik za tomikiem zamiast lepiej jest tylko gorzej… błądzimy w tej otchłani,
poszukując wyjścia, ale chyba na to nie przyszedł jeszcze czas. Póki co,
pozostaje nam brnąć powoli do brzegu… i szukać wyjaśnienia pomniejszych wątków.
Czy siódma odsłona Tokyo Ghoul:re daje nam jakąś nadzieję? Czy w końcu
dostajemy jakieś odpowiedzi, a może wciąż jesteśmy przytłoczeni kolejnymi
pytaniami?
BSG ma tylko jeden cel – zniszczyć Aogiri. W tym celu
postanawia zaatakować wyspę, na której ukrywają się ghule. Quinxy muszą także
odnaleźć zaginionego Mutsukiego…
Po tym, jak Sen Takatsuki ogłosiła, że jest ghulem, jej
najnowsza powieść budzi w społeczeństwie mieszane uczucia… jedni domagają się
praw dla ghuli, inni ich natychmiastowego zgładzenia. Spokój panujący w Tokio
zostaje zaburzony…
Tymczasem, kiedy wszystkie siły BSG są skupione na ataku,
oddział Arimy ma za zadanie obronić więzienie ghuli w razie, gdyby wróg
postanowił zaatakować…
W Cochlei rozbrzmiewają syreny alarmowe, ale to nie wróg
wtargnął do środka, choć ten czeka na zewnątrz…
Haise Sasaki podjął decyzję, bieg się rozpoczął… na mecie
czeka śmierć.
Kiedy na okładce widać białowłosego Kena Kanekiego, a w jego
oczach znajdują się czerwone iskry, jedno jest pewne – nadszedł moment, na
który czekaliśmy. Możemy się pożegnać z Haise Sasakim i bacznie przyglądać się
temu, co planuje Kaneki, ale… chyba nikt się nie spodziewał, że jego plan
będzie tak samolubny. Niby wiemy, co dzieje się w jego głowie, ale to nie
tłumaczy, dlaczego chce to zrobić. Po raz kolejny wystawia naszą cierpliwość na
próbę, musimy uzbroić się w duże pokłady samokontroli i jakoś to przetrwać. Nie
będę rzucać mangą, nie będę jej drzeć na małe kawałeczki, nie spuszczę jej w
toalecie… a uwierzcie mi, że mam ogromną chęć, aby to zrobić.
„Nie musisz żyć bohatersko, ale żyj!”
Nikt się nie spodziewał, że Sen Takatsuki skrywa tak ogromny
sekret, jak bycie ghulem. Jedna z najbardziej rozpoznawanych pisarek, może
takim wyznaniem zaburzyć panujący porządek. Tym bardziej że jej nowa książka
jest oczywistym nawiązaniem do obecnie panującej hierarchii w społeczeństwie, a
także do BSG. Nikt tylko nie spodziewał się tego, że jeden z najsilniejszych i
najbardziej nieuchwytnych ghuli, tak łatwo da się złapać i osadzić w więzieniu…
Jaki ma w tym cel? Czy to tylko kolejny punkt jej dobrze przemyślanego planu? A
może po prostu się poddała?
Ten tomik to pasmo wielkich zaskoczeń dla czytelnika, w
końcu coś zaczyna się wyjaśniać, ale kompletnie nie można było się spodziewać
tego, że ten świat jest tak bardzo zakłamany. W międzyczasie, na jaw wychodzą
pomniejsze rzeczy, który być może trapiły czytelnika… ale po tych większych rzeczach,
stają się to najmniej ważne elementy, bo nie mają zbytniego wpływu na fabułę.
Retrospekcje bohaterów, w szczególności Kanekiego, pozwalają nam na poznanie
wspomnień dotąd dla nas niedostępnych… Co się stało z Hide? Jak to się stało,
że Kaneki stracił pamięć? Niestety Sui Ishida wciąż się nami bawi i nie zdradza
nam wszystkiego…
Tokyo Ghoul:re znalazł się właśnie w takim momencie, w
którym akcja porywa czytelnika, a ostatnia strona tomiku, jest niczym cięcie
ostrza. Akcja, która się tutaj rozgrywa, przybrała w pewien sposób
nieoczekiwany zwrot i teraz przyszedł czas, by wstrzymać oddech i zaczekać na
kolejne wydarzenia. I choć mniej więcej wiem, co wydarzy się w kolejnych
rozdziałach, to najwidoczniej szybkie oglądanie kadrów nie wystarczy, by powiedzieć,
że nic nie jest już w stanie mnie zaskoczyć. Sui Ishida wprowadził nam chaos,
zburzył fundamenty, na których opierały się nasze przekonania, zburzył
hierarchię porządku i to mnie tylko utwierdza w tym, że jest genialnym
manipulatorem. To już koniec spokoju, teraz będzie tylko krew, mrok i wartka
akcja…
Moja ocena: 9/10
Liczba stron: 242
Data premiery: 14 sierpnia 2018
Wydawnictwo: Waneko
Uwielbiam tego typu historie ^^ muszę w najbliższym czasie po nią sięgnąć :)
OdpowiedzUsuńmy-dream-is-love.blogspot.com
Właśnie mi przypomniałaś, że minęły lata świetlne od czasu kiedy zapoznała się z jakąś mangą. Z chęcią sięgnę po tę pozycję :)
OdpowiedzUsuń