To już moje drugie spotkanie z autorem. Pierwsza książka,
będąca jego debiutem literackim, była przeciętna. Zaś druga, zapowiadała się
całkiem ciekawie. Obawy jednak pozostały, że mimo zachęcającego opisu, lektura
nie będzie dla mnie satysfakcjonująca. Nie byłam pewna czego mogę się
spodziewać, bałam się, że będę zgrzytać zębami, obgryzać paznokcie lub wyrywać
włosy z głowy podczas czytania. Pomimo tak wielu wątpliwości przełamałam się i
zaczęłam zapoznawać się z lekturą.
„Połączenie
tajemniczej i mrocznej zagadki z przeszłości oraz współczesnej gonitwy za
czarnymi charakterami odnajdziesz w powieści Dariusza Krzywdzińskiego „Brunatne
sekrety”. płaszczyzny czasowe, dwie zaskakujące historie, dwoje przyjaciół,
którzy odnajdują się po latach – to tylko niewielka część fabuły tej
wciągającej i zaskakującej powieści. Czytając „Brunatne sekrety”, nie sposób
się nudzić – wciągnie cię nie tylko historia bohatera, który pracując jako
dziennikarz śledczy, chce zdemaskować grupę przestępczą, której działalność rozpościera
się na kilka krajów europejskich. W przeszłość przeniesie cię bowiem
niesamowita historia, której źródło sięga II wojny światowej. Rozwiązywanie
zagadek, zarówno tych z przeszłości jak i tych teraźniejszych, sprawia, że po
latach kontakt nawiązuje dwoje kolegów z liceum – Andrzej Nowak – z
wykształcenia historyk, na co dzień dziennikarz gazety wydawanej na Pomorzu
oraz Janek Miller – policjant z berlińskiej grupy rozpracowującej zorganizowaną
działalność przestępczą. Łącząc siły, postanawiają rozpracować nie tylko to,
nad czym pracują zawodowo. Sprawa sprzed kilkudziesięciu lat tak ich intryguje,
że postanawiają zabrnąć w nią głębiej. Co wytropią wspólnymi siłami? By się
tego dowiedzieć, warto sięgnąć po tę wciągającą i wartką powieść.”
Czy był płacz i zgrzytanie zębami? Nie, ale mam wiele do
zarzucenia tej pozycji. Na początek zacznę od tej pozytywnej strony. Autor miał
ciekawy pomysł, który intryguje i pobudza wyobraźnie czytelnika. Siatka
powiązań, manipulacje i tajemnice z każdą stroną, stawały się coraz ciekawsze.
A sama ostatnia strona rozpędza trybiki w głowie do granic ich możliwości. Tego
się nie spodziewałam i tak się zastanawiam, czy pisarz ma zamiar napisać jakąś
kontynuację tej historii. Przynajmniej wszystko na to wskazuje.
Andrzej jest pracoholikiem. Jak już dorwie temat na artykuł,
to nie ma mocnych, nic go od tego nie oderwie. Pracuje także pod dużą presją, a
samo ryzyko zawodowe wydaje się przerażające i odstraszające. Niestety, ale
przez to wszystko zapomniał o rodzinie i swojej pasji. List od dziadka, to
kolejny impuls do działania. Szansa na kolejny temat, a z tego nie potrafi
zrezygnować, choć nic nie ma w tym pewnego. A Jan, mimo swoich obowiązków,
pomaga mu w tym wszystkim. Oboje są do siebie bardzo podobni, jak i z
charakteru, tak i z uporu.
Książka sama w sobie nie jest zła, ale brakuje jej
dopracowania i większej troski. Niestety, pojawiło się wiele błędów. Zgubione
spójniki, przyimki czy zaimki. Nie wspominając już o myleniu imion, co
wprowadza dezorientację u czytelnika, czy błędy logiczne. Czasami aż oczy
bolały od tego wszystkiego. I nie sądzę, że jest to wyłączna wina korektora.
Autor również powinien poświęcić swój czas na wyłapanie podstawowych błędów. Sama
fabuła, również potrzebuje rozbudowy. Niby wszystko gra, ale jak na taką skalę,
jaka jest przedstawiona czytelnikowi, czegoś w tym wszystkim brakuje.
Akcja toczy się w trzech europejskich krajach. I nie byłoby
w tym nic dziwnego, jakby choć raz pojawiła się wzmianka o języku, którym się
porozumiewali. Mały szczegół, dość ważny, a został pominięty. Rozumiem, że
granic państwowych nie ma, ale bariery językowe pozostały. Na samym początku
brakowało naprowadzenia czytelnika na miejsce, w które wybierał się bohater.
Musiałam domyślać się sama, o której granicy jest mowa lub w którą stronę
bohater jedzie. A wystarczyłoby dodatkowe zdanie. Chaos i dezorientacja,
inaczej nie można tego określić. Zakończenie, oprócz ostatniej strony, nie
dostarcza wielu informacji. Zdawkowy opis przebiegu sprawy i nic więcej. A
liczyłam na coś lepszego.
Jak sami widzicie, zabrakło w tym wszystkim dopracowania.
Szkoda, bo książka mogłaby być naprawdę dobra, a tak została zepsuta. Sam
pomysł nie wystarczy, aby resztę uratować. I tak na samo zakończenie dodam, że
zabrakło mi informacji ile jest w tym prawdy, a ile fikcji. Moim zdaniem jeśli
miesza się w książkę historię, która wydarzyła się naprawdę, to powinno się
taką informację zamieścić. Później ciężko oceniać, nie wiedząc, co jest
autentyczne, a co nie.
Moja ocena: 3/10
Liczba stron: 196
Data wydania: 15 czerwca 2015
Wydawnictwo: Psychoskok
Dzięki za ostrzeżenie przed ksiażką! Jeszcze bym się na nią skusiła i co by było... ;)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie ;*
http://ravenstarkbooks.blogspot.com/
Nie ma za co! To mój obowiązek ;)
UsuńNie, naprawdę, tak zniszczyć książkę...Nie będę zwracać na nią uwagi.
OdpowiedzUsuńNiestety, i tak się zdarza...
Usuń"Brunatne sekrety" kojarzy się z zaschnięta krwią, co nie? Niecierpię kiedy w ksiązce mylone sa imiona postaci, albo strona językowa kwiczy i kuleje. Tak, to jest w stanie mnie zniechęcić do czytania!
OdpowiedzUsuńPozdrowienia od Książniczki z Po drugiej stronie książki
Zniechęcić? To zbyt słabe słowo.. Musiałabym użyć "łaciny", aby wyrazić to, co bym chciała przekazać, odnośnie tej książki...
Usuń