„Nasz Cud” to manga, która z każdym kolejnym tomem, coraz
bardziej uzależnia mnie od siebie. Wciągnęłam się w jej świat i teraz z
niecierpliwością, czekam na kolejne części. Ten trend pojawił się u mnie dosyć
niedawno, bo gdzieś dopiero przy tomiku numer pięć, to chyba był właśnie taki
moment kulminacyjny, który w pełni pozwolił mi się cieszyć lekturą. A dziś mam
dla was opinię na temat siódmej odsłony tej historii. Jak myślicie, czy moje
nastawienie uległo zmianie, a może wciąż jest takie same?
Szkolna tablica stała się miejscem wymiany zdań między
księżniczką Veronicom a księciem Eugene. Żadne z nich nie chce ujawnić swojej
prawdziwej tożsamości, choć książę zarzeka się, że swoimi działaniami nie
chciał nikogo skrzywdzić… Czy to, co napisał, jest prawdą? Co tak naprawdę
planuje?
Podział uczniów w szkole wciąż trwa. Tworzą się nowe obozy,
które tym razem wspierają księcia. Pozostaje tylko jedno pytanie, czy wszystkie
osoby dołączające do tego obozu, mają na celu go wspierać, a może przyświecają
im jakieś ukryte intencje?
Co w zaistniałych okolicznościach zrobi Minami?
Czy wszystkie obrazy z przeszłości powrócą?
Co tak naprawdę wydarzyło się na zamku księżniczki Veronici?
Swojej opinii wciąż nie zmieniłam i nie zanosi się na to,
żebym mogła zmienić zdanie. Wciąż jest intrygująco, akcja nabiera tempa,
pojawia się multum pytań, a odpowiedzi zaczyna brakować. Nie zanosi się także
na to, aby manga miała się szybko zakończyć, co już mnie niezmiernie cieszy,
ani na to, że mogłabym się przy niej nudzić (o zgrozo, tego chyba nikt by nie
chciał). Oczywiście jestem także ciekawa, jak to wszystko dalej się potoczy, co
wymyśli Minami, kto jest zdrajcą, a kto sojusznikiem – ach tak wiele jeszcze
przede mną… coś pięknego! Czuję się jak małe dziecko, które właśnie dostało upragnionego
cukierka.
„Powiedziałem to już paru osobom z rana, ale powiem jeszcze raz, mam
dla was propozycję. Zapewne już zauważyliście, że jest związek między magią, a
powrotem naszych wspomnień. Myślę, że powinniśmy zacząć specjalnie jej używać,
aby jak najwięcej do nas wróciło.”
Granice między osobami z Zerestri, a Moswick zaczynają się
zacierać. To jest ten moment, że każdy może znaleźć się po drugiej stronie
barykady, w dowolnym momencie zdradzić dotychczasową grupę sojuszników. To samo
się tyczy Kościoła, nawet teraz uważano go za zwykłych obserwatorów, którzy
biernie przyglądają się coraz to nowszym wydarzeniom, ale wygląda na to, że nie
zaczynają odbiegać od tego wizerunku i po cichu opowiadają się, po którejś ze
stron. Pozostaje tylko pytanie, jak duży udział mieli w tym, co się zdarzyło w
zeszłym wścieleniu… chyba mają więcej do ukrycia, niż by się początkowo
wydawało.
Uwielbiam momenty, w których pojawiają się retrospekcje, a w
tej części jest ich naprawdę wiele. Urywki, które pozwalają na zrozumienie przeszłości,
ale także uświadamiają, jak wiele jeszcze tych wspomnień brakuje. To tylko
część zamierzchłych czasów, a z każdym dniem ktoś odkrywa nową kartę i
uzupełnia brakujące fragmenty. Nawet Minami zdążył sobie uświadomić, że wcale
tak dobrze nie pamięta tamtych wydarzeń, jak mu się do tej pory wydawało. Wciąż
wiele brakuje, a większość tych urywków wydaje się nie mieć większego
znaczenia, w szczególności, kiedy są wyrwane z kontekstu. Pojawiają się nagle i
bez ostrzeżenia, a co gorsza mogą być bezużyteczne.
Tym razem zakończenie może nie wbija fotel, ale zapala
ostrzegawczą lampkę w głowie. Słowa wypowiedziane przez Zeze dały mi dużo do
myślenia i dość dobitnie wskazują na pewne „okoliczności” (tak to nazwę, żeby
nie zacząć tutaj spoilerować, a uwierzcie mi, nie wiele brakowało, żebym się
zapomniała). Nigdy bym się nie spodziewała, że z tak niepozornej mangi,
powstanie coś takiego, od czego ciężko się oderwać i gdyby nie to, że trzeba
czekać na ukazanie się kolejnych części, pewnie przeczytałabym ten tytuł jednym
tchem, ale niestety nie mogę.
Z każdym kolejnym tomikiem widać różnice, jaka jest między
tym pierwszym a obecnym. I nie chodzi tylko o kreskę, która wydaje się być
staranniejsza, ale także o samo prowadzenie fabuły. Już nie jest tak
chaotycznie, jak było na początku. Manga dojrzewa, a jej aura się zmienia i to
na korzyść tego tytułu. Oby ta tendencja się tylko nie zmieniła…
Moja ocena: 8/10
Liczba stron: 178
Data wydania: 18 maja 2017
Wydawnictwo: Waneko
Data wydania: 18 maja 2017
Wydawnictwo: Waneko
Dopiero ostatnio trafiłam na twoje recenzje "Naszego cudu" na lubimyczytac, ale od razu mi się spodobały, bo, kiedy zaczynałam znajomość z tym tytułem kilka lat temu, miałam dokładnie takie same odczucia. W sumie nadal mam, bo każdy powrót do tego tytułu jest dokładnie tak samo fajny i wciągający.
OdpowiedzUsuńCo do poziomu fabuły, to nie musisz się obawiać, 10. tomów później dalej tak samo wciąga, jak nie bardziej. Generalnie tak lubię ten tytuł, że zbieram też japońskie wydania specjalne. Polecam ci krótkie historie, które się w nich pojawiły, można je znaleźć na internecie w języku angielsku i są bardzo przyjemnym uzupełnieniem do głównej historii. :)