„Friendzone” to debiut młodej polskiej autorki, który miałam
okazję przeczytać przedpremierowo i to w dodatku na miesiąc przed planowaną
datą premiery. Nagłówek w meilu krzyczał, że to debiut polskiej Estelle Maskame,
co dla mnie jako fanki serii DIMILY, było bardzo kuszącą propozycją. Moja
ciekawość sięgnęła zenitu, wiedziałam, że muszę przeczytać tę pozycję
obowiązkowo. Opis wydał mi się interesujący, okładka kusząca, w końcu takie
mają zadanie — wabić potencjalnego czytelnika, a ja się na ten haczyk złapałam.
Przecież tytuł meila nie mógł kłamać… ale, czy na pewno? Czy zgadzam się z
opinią wydawnictwa?
Griffin i Tatum, dwójka przyjaciół, kochająca zżyta ze sobą
niczym rodzeństwo. On ma dziewczynę, ona chłopaka. Oboje, kiedyś sobie
przysięgli, że zawsze będą przyjaciółmi.
Bal maskowy. Jeden taniec. I wszystko nagle się zmienia…
Tajemniczy chłopak, nagle okazuje się być bardzo znajomy.
Szalona noc, szalone uczucie. I prawda, która staje się bolesna.
Oboje są pełni sprzecznych uczuć. Mieli być przyjaciółmi,
których nigdy nic więcej nie będzie łączyć.
Czy będą w stanie opanować emocje, udawać, że nic się nie
wydarzyło?
Czy ich przyjaźń się rozpadnie?
Po raz kolejny się zawiodłam. Przykro jest mi to pisać, ale
młodziutkiej Sandrze Nowaczyk, daleko do Estelle Maskame. Owszem, jej
umiejętności mają ogromny potencjał, ale musi je jeszcze szlifować. Na początku
wszystko wydawało mi się sztywne, bez żadnych głębszych emocji. Poszła,
przyszła, zrobiła. Duży problem, który rzuca się w oczy, jest oś czasu. W
zupełności autorka się w niej pogubiła, a to można zaliczyć już do błędów
logicznych. I to nie była tylko jedna sytuacja, na którą można przymknąć oko,
było ich całkiem sporo. Nie podobały mi się także niektóre wątki – były wplecione
tylko po to, żeby… no właśnie, sama nie wiem, po co się tam pojawiły.
Tatum jest zwykłą nastolatką, bez żadnych problemów.
Wszystko się jednak zmienia po balu maskowym. Jej umysł toczy szaleńczą walkę z
uczuciami, które tak nagle w niej się pojawiły. Już nie jest tą samo rozsądną
dziewczyną. Zamyka się w sobie, unika swojego przyjaciela, a także udaje, że
wszystko jest w najlepszym porządku, co słabo jej wychodzi. Staje się
rozhisteryzowana i kłótliwa. Nagłe problemy ją przerastają.
Griffin jest stałym dodatkowym domownikiem, w domu Tatum.
Uwielbia zaglądać do lodówki, wiecznie jest głodny, choć tego po nim nie widać.
Nienawidzi swojego ojca i przez niego nie wierzy w miłość. Choć sam ma już
dziewczynę i próbuje przekonać sam siebie, że ją kocha. Jest wyluzowany i nie
zauważa problemu, tak jak robi to Tatum.
Wracając do tych przeklętych wątków, nie mogę powiedzieć, że
były zapełniaczem, bo w żaden sposób nie zostały rozbudowane. Ewentualnie mogę
stwierdzić, że to taki pseudo dramatyczny dodatek w zupełności zbędny. Kolejnym
minusem są bohaterowie. Tatum jest postacią bardzo irytującą i niezrównoważaną.
Jej zachowanie jest przesadzone. Griffina także specjalnie nie polubiłam. Jego
niewiedza była, co najwyżej zabawna. I szczerze wam powiem, że do tej pory nie
wiem, jak oni wyglądali, co jeszcze nigdy mi się nie zdarzyło. Wiem tylko, że
chłopak miał chyba brązowe włosy. Kreacja bohaterów to kolejny punkt, który
wymaga dopracowania. Na ten moment są oni zbyt płytcy, powierzchowni.
Książka według mnie potrzebuje dopracowania, zapowiadała się
na cudowną letnią lekturę, ale to jeszcze nie ten moment, to nie jest to, czego
można oczekiwać po takiej lekturze. Jak to mówią, człowiek na błędach się uczy
i mam nadzieję, że Sandra jest przygotowana na możliwe negatywne recenzje, do
których zalicza się także ta moja. Warto pamiętać, że autorka mimo swojego
młodego wieku, posiada ogromny potencjał, widać, że ma zadatki na pisarkę,
która pokochają czytelnicy. Wystarczy tylko, że będzie dalej pisać i trenować
swoje umiejętności. Trzymam za nią kciuki i liczę, że przy następnym spotkaniu
z jej powieścią, pokaże, na co ją stać.
Moja ocena: 3/10
Liczba stron: 408
Data premiery: 14 lipca 2017
Liczba stron: 408
Data premiery: 14 lipca 2017
Wydawnictwo: Feeria Young
Fabuła dość szablonowa, ale byłabym w stanie skusić się na książkę...jednak twoja opinia mnie zniechęciła :)
OdpowiedzUsuńA mi właśnie się podobała i to nawet bardzo. Owszem książka ma kilka wad, ale jestem w stanie przymknąć na nie oko z racji tego, że jest to debiut Sandry :) Jednak z jednym się z tobą zgodzę - dziewczyna ma na prawdę spory potencjał i koniecznie powinna go wykorzystać :)
OdpowiedzUsuń