Fani Kate Daniels długo musieli czekać, by w Polsce zostały
wydane kolejne części tej serii. Wiem, że co niektórzy w swojej
niecierpliwości, sięgali po angielskojęzyczną wersję… i wcale im się nie
dziwię, sama bym tak zrobiła, gdyby nie mój kulejący angielski. Promyczkiem
nadziei dla takich osób jak ja, była premiera piątego tomu w 2016 roku, lecz
przełomem w tej kwestii było dopiero wznowienie wydania Kate Daniels. Owocem
tego jest Magia Wskrzesza. Szósta odsłona przygód naszej ukochanej bohaterki.
Dawno tak nie czekałam na konkretny tytuł, jak na ten! A gdy tylko do mnie
dotarł, reszta przestała się liczyć, zabrałam się za czytanie i odpłynęłam…
Każdy dzień jest niepewny dla Gromady… w każdej chwili,
któreś z dzieci może zmienić się w loupa. Niezdolne do kontrolowania swojej
wewnętrznej bestii, muszą zostać uśmiercone. Nad Gromadą wiszą kolejne
problemy…
Lek, który może im pomóc, jest praktycznie niedostępny w
Atlancie. Europejskie stada pilnie strzegą jego receptury. Lecz pojawia się
nikłe światełko w tunelu…
Curan wraz Kate musi udać się do Europy, by rozstrzygnąć
spór między stadami. Po pomyślnym ukończeniu zadania, dostaną nagrodę w postaci
lekarstwa na loupizm. Stawka jest wysoka, a ceną jest życie dzieci i
przetrwanie Gromady…
Przystają na propozycję, wiedząc, że jest ona pułapką…
Magia Wskrzesza to kolejny świetny tom, który porusza nas
dogłębnie. Obfituje w zaskakujące momenty, ale także w te dramtyczne, ale nie
martwcie się, Kate nadrabia to wszystko swoimi ciętymi ripostami i wrednym
charakterkiem. W tej części także związek Kate i Currana jest poddany próbie,
co dodaje nam nutki zazdrości i nawet w nas wzbudza mordercze zapędy. Kolejnym
świetnym zwrotem fabularnym jest pojawienie się Lorda Megobari… żeby nie psuć
wam zabawy, nie będę zdradzała, kto to jest, ale między nim i Kate, rozgrywają
się wspaniałe potyczki, które są tylko wstępem do czegoś większego! To ta
dwójka pozwala nam pohamować nasz zabójczy instynkt i skupić się na odkrywaniu
kolejnych kart.
„ – Hej, ty. Morda w kubeł. Nikt nie chce słuchać twojego jazgotu.
Jarek wybałuszył oczy. Wściekły zielony płomień buchnął w jego
tęczówkach. Otworzył usta, ale nic nie powiedział.
- Tak, dokładnie tak. Mniej gadania, więcej milczenia.”
Loupy – bestie, które bez opamiętania zabijają, wszystkie
napotkane stworzenia, a dokładniej ludzi. Nie ważne, czy kiedyś łączyły ich
jakieś więzy z ofiarą, najważniejsze jest, by zaspokoić swój krwiożerczy
instynkt. Ich umysł jest, zalany rządzą mordu, trochę tak jak u wampirów. Tylko
że wampiry można kontrolować, a loupów nie. Loupy zabija się od razu. Nie ma
dla nich ratunku, czas im nie pomoże... chyba że ma się dostęp do lekarstwa. Trzeba
także pamiętać, że wystarczy moment, by radosne dziecko zmieniło się w potwora.
I nic nie zwiastuje takiej przemiany. Dlatego zmiennokształtni ze strachem
patrzą w przyszłość. Nigdy nie mogą mieć pewności, że to nie spotka ich
dziecka...
W poprzednim tomie, nasze droga Kate, była rozdarta między
swoimi uczuciami a tym, co jej wpajano. Tym razem również stoi na takim
rozwidleniu dróg, ale jest o tyle silniejsza, że mimo cichego głosiku w głowie,
nakazującego jej uciekać, dzielnie stoi u boku Curana. Niestety, aby nie było
zbyt słodko, autorzy postanowili poddać ją kolejnym próbą, które sprawiły, że
Kate straciła zaufanie do osób ją otaczających. Ujrzała ich z całkiem innej
perspektywy, której w innym przypadku nigdy by nie dostrzegła… i nie byłoby nic
w tym zaskakującego, gdyby nie to, co mogła wyczytać z ich wzroku, czy postawy.
Do tej pory była tego nieświadoma i niestety boleśnie zderzyła się z
rzeczywistością.
Podczas czytania wielokrotnie puszczały mi nerwy. Miałam
ochotę wejść do tego świata i potrząsnąć naszymi bohaterami, bo należały im się
porządne baty, za to, co wyprawiali. Przez pięć poprzednich części, Kate nie
była zagubiona tak, jak tym razem. Jej serce w ogóle nie współpracowało z
rozumem, zresztą momentami jej rozum zwyczajnie przestawał działać. I tak
szczerze mówiąc, wcale jej się nie dziwię. Sama bym zgłupiała. Dobrze, że to
wszystko było solidnie uargumentowane. Co tylko pokazuje, że autorzy dbają o
szczegóły i nie wpychają niczego po to, aby tylko coś się działo. Fabuła jest w
każdym aspekcie przemyślana i posiada ukryte wątki, które dopiero podczas
finałowych scen są nam ukazywane. A my przy takim nawale akcji, nie mamy szans
się zorientować, że gdzieś jest jeszcze jakieś drugie dno…
I tak na koniec, muszę was ostrzec, abyście nie oceniali
książki po opisie, bo on tworzy tylko iluzję nieciekawej opowieści, ale nie
dajcie mu się zwieść! Magia Wskrzesza pochłonie was już od pierwszych stron i
zrobi z was miazgę. Ze mną to zrobiła. Gwarantuję wam masę zwrotów akcji, dużo
niepewności, łzy i zgrzytanie zębami.
Moja ocena: 9/10
Liczba stron: 448
Data premiery: 12 września 2018
Wydawnictwo: Fabryka Słów
Słyszałam o tej serii, ale jakoś nigdy nie umiałam się zmotywować do lektury. Może w końcu powinnam spróbować? :)
OdpowiedzUsuńPewnie, że powinnaś spróbować! Jestem pewne, że ją pokochasz, Kate nie da się nie kochać :D
UsuńAhh, po takiej recenzji muszę koniecznie sięgnąć! Pozdrawiam ;)
OdpowiedzUsuńO tak, musisz ;P
UsuńGorąco polecam ;*