listopada 02, 2013

Ilona Andrews - Magia Parzy

Po przeczytaniu pierwszego tomu Kate Daniels, moje myśli znów zaczęły krążyć wokół tej serii, nawet nogi mnie zdradziły i zaciągały do biblioteki po kolejną część, na szczęście lub też nie, była wypożyczona, co powstrzymało mnie przed rzuceniem się na nią w czytelniczym głodzie. Ale kiedy przywędrowała do mnie książka w odnowionym wydaniu, liczyła się tylko ona. Nie było ważne, że właśnie jestem w połowie innej lektury, nic innego się nie liczyło, tylko Kate. Zdecydowanie zbzikowałam, bo nie przypominam sobie, żebym kiedykolwiek tak się zachowywała. Wszelkie pozycje czekają zawsze w swojej kolejce, jednak teraz ona przestała obowiązywać. Czy „Magia parzy” była tego warta, tak jak za pierwszym razem, kiedy miałam przyjemność ją czytać?

Magia szaleje, odpływy i przypływy magii stają się prawdziwym utrapieniem. Na ulicach zaczynają pojawiać się mityczne stworzenia i krwiożercze dziwadła. Gromada znów jest zmuszona prosić Kate o pomoc. Zniknęły mapy, a tajemniczy złodziej już raz zaatakował dziewczynę…
Podążając tropem kusznika, który posiada przerośnięte ego, jest niezwykle pewny siebie oraz pojawia się w najmniej odpowiednich momentach, Kate odnajduje w ruinach dziewczynkę, która wymaga opieki. Jej matka należała do sabatu czarownic, który w niewyjaśnionych okolicznościach zniknął, a w zamian pojawiły się inne niezbyt przyjaźnie nastawione stwory. Czego chcą? I gdzie jest matka dziewczynki?
Zbliża się wybuch magii, czas ucieka, a Kate nie tylko musi poradzić sobie ze swoimi uczuciami, a także z pradawną magią!
Kto wyjdzie z tego starcia zwycięsko?


„Ludzie muszą sami dokonywać wyborów, nieważne, jak są one złe. Inaczej nie będą czuli się wolni.”


To wcale nie jest tak, że właśnie mam kaca książkowego i nie wiem, co mam ze sobą począć… no dobra, kogo ja próbuję oszukać? Mam kaca i potrzebuje go szybko zaspokoić. Czuje się niczym narkoman na głodzie. Kate niesamowicie uzależnia swojego czytelnika, dostarcza dużej dawki adrenaliny, przez co nawet oddychanie momentami przychodzi z trudem. Nie oszukujmy się, takie książki ostatnimi czasami to rzadkość, a mimo to, że czytam tę serię po raz drugi, wciąż zachowuje się tak, jakbym to było moje pierwsze spotkanie z tą historią. I samo to jest chyba najlepszą rekomendacją dla tego tytułu, bo skoro wciąż wzbudza we mnie takie emocjonalne tornado, to musi mieć coś w sobie wyjątkowego.


„Nie chcę pracować z Curranem, nie chcę pracować z Curranem, nie chcę pracować z Curranem, tłukło mi się po głowie.
- Przepraszam, ale nie wiem, czy dobrze usłyszałam. Czyżby Gromada potrzebowała mojej pomocy?
- Tak - potwierdził Derek, a w jego oczach zabłysło rozbawienie. - Ktoś nas zerżnął, a nawet nie dostaliśmy buzi.”


Każdy sabat czarownic posiada swoje bóstwo, które dany sabat czci. Każde bóstwo musi być sprecyzowane, by uniknąć kłopotów, które mogą wyniknąć ze zbyt ogólnej nazwy, gdyż kilka bóstw może występować pod jednym symbolem. Każda szanująca się wiedźma, mająca pojęcia o tym, czym się para, nie dopuści do takiego niedopatrzenia. Powstają również sabaty złożone z osób, które nie do końca wiedzą, czym się zajmują i to one stanowią największe zagrożenie. Ich brak umiejętności, a także elementarnej wiedzy jest niczym preludium nadchodzącej burzy. Z magią nie ma żartów, magia nie tylko kąsa, ale potrafi także parzyć, a złe istoty szybko wykorzystają szansę na sianie chaosu.


„Wspaniale. W zasadzie sama chciałam się z nim spotkać, ale jeśli już musiałabym to zrobić, to lepiej, żebym była wówczas w szczytowej formie. Powód? Curran był złośliwym, rozpustnym sukinsynem, który lubił upokarzać mnie przy każdej nadarzającej się okazji i sprawiało mu to ogromną radość. Niestety, zamiast mierzyć się z nim jak równy z równym, leżałam bezradna w łóżku, w budynku znajdującym się na terytorium Gromady. I to po tym, jak ten pacan osobiście mnie uratował. Najchętniej po prostu przykryłabym się kocem i udała, że śpię. Może wtedy wyszedłby bez słowa.
Zapomnij, mruknęłam do siebie. Zerknęłam na Currana - przyglądał mi się uważnie od dłuższej chwili.
- Wyglądasz jak gówno w trawie - powiedział w końcu.
- Dzięki! Staram się, jak mogę.”


Nasza główna bohaterka różni się od obrazu, który miałam w pamięci. Zawsze, gdy w mojej głowie pojawił się jej obraz, była niezwykle idealna, bez jakichkolwiek wad, po prostu chodzący ideał. Ponowne spotkanie z lekturą skutecznie zmieniło mój punkt postrzegania, bo Kate wcale nie jest idealna. Posiada wady i dziedziny, w których jest mocna, ale wciąż wiele jej brakuje do doskonałości. I to jest kolejny pozytywny aspekt tej historii, gdyż przeważnie tego typu postacie są super uzdolnione, wypasione i tak można byłoby wymieniać jeszcze w nieskończoność, jakie to one nie są wspaniałe. A to przecież nie o to chodzi, byśmy czytali tylko o cudownych herosach, którym wszystko z łatwością przychodzi.


„Nie, on tylko usiłuje być dupkiem. Widocznie za każdym razem, kiedy nazywa mnie „dziecinką", wyglądam, jakby ktoś wetknął mi w tyłek rozgrzany do czerwoności pogrzebacz. To sprawia mu wiele radości.”


„Magia parzy” to kolejna niezwykle mocna i trzymająca w napięciu część. Nie mogłam się od niej oderwać, w zastraszającym tempie pochłaniając kolejne strony, a i tak wciąż jest mi mało. Mimo że spodziewałam się tego, że Kate tak na mnie zadziała, to i tak nie byłam przygotowana na taką intensywność wszystkich emocji. Niezwykłe zwroty akcji, zawirowania, tymczasowe sojusze i rozmowy, które posiadają głębsze dno, a to tylko kolejny wierzchołek tego, co oferuje nam niezwykły duet kryjący się pod pseudonimem Ilona Andrews. I czego można byłoby chcieć więcej? Chyba tylko, kolejnego tomu czekającego na półce! No cóż, trzeba poczekać. Dobrze, że tym razem tylko miesiąc, już w lutym pojawi się kolejna część, w nieco odświeżonym wydaniu.


Moja ocena: 10/10
Liczba stron: 464
Data premiery: 10 stycznia 2018 (wznowienie)
Wydawnictwo: Fabryka Słów         




4 komentarze:

  1. Eeee az tak zła nie była heh

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Książka fajna.. A co Tobie się w niej nie podobało?

      Usuń
  2. Szkoda było mi tej Julie...
    Ale świetna część to była, bardzo zaskakująca :)
    A Bran całkiem fajne ciacho... Ale i tak wole Currana... hihi

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Chyba, każda z nas by wolała Currana... A czytając to co wyprawia Kate, najchętniej bym ją rozerwała...

      Usuń

Dziękuję za wszystkie komentarze ! Każdy kolejny komentarz to większy uśmiech na mojej twarzy ! Przeczytałeś pozostaw po sobie ślad !
Podoba Wam się mój blog, dodajcie go do obserwowanych i bądźcie na bieżąco :) Natomiast jeśli macie jakieś pytania, piszcie śmiało! Na wszystkie chętnie odpowiem.

Copyright © 2016 Recenzje Mystic , Blogger