„Player One” – tytuł, który miał nas zaprowadzić do
wirtualnego świata, pełnego przygody i wyzwań… wręcz obiecywał dobrą zabawę! I
wszystko byłoby dobrze, gdyby nie ta ostrzegawcza lampka w głowie. Wszyscy
polecają, wszyscy kochają, a jednak gdzieś tam głęboko w nas rodzi się proste
pytanie, czy to nie jest jednak przereklamowane… przecież to dość stary tytuł,
który większy rozgłos zyskał dzięki ekranizacji, a to jest już lekko
podejrzane. Tak, to cała ja – zawsze muszę szukać dziury, nawet jak jej nigdzie
nie ma. Czy i tym razem się jej doszukałam?
Rok 2045 – świat to okrutne miejsce, a jedynym ratunkiem
jest wirtualna rzeczywistość OASIS. Miliony ludzi codziennie spędza tam swój
czas, a także poszukuje tajemniczego Jaja, które pozostawił sobie twórca OASIS.
Kto pierwszy je znajdzie, ten odziedziczy jego fortunę, a także przejmie
kontrolę nad samym OASIS…
Wade, znany też jako Parzival, jako pierwszy znalazł się na
tablicy wyników. Dokonał niemożliwego – rozgryzł pierwszą wskazówkę. A zaraz za
nim, pojawili się rywale… w tym Szóstki, szeregowi żołnierze korporacji IOI,
która chce zmienić OASIS w miejsce, w którym zwykły użytkownik już nic nie
będzie znaczył…
Wyścig się rozpoczął. Czas ucieka. Szóstki próbują przejąć
kontrolę, eliminując swoich przeciwników…
Kto zdobędzie Jajo Hallidaya?
„Player One” to książka, która jest napisana w taki sposób,
że dość łatwo sobie wyobrazić, jakby wyglądał film na jej podstawie (film oglądałam po przeczytaniu książki). Z każda
kolejną stroną, czytelnik ma wrażenie, że ta pozycja została napisana
specjalnie pod scenariusz. W rzeczywistości wygląda to tak, że momentami jest
bardzo nudno, pod koniec robi się ekscytująco, ale zdecydowanie sporą część
przydługich opisów, z czystym sumieniem można wywalić. Co powoduje, że lektura
nie jest ani zła, ani dobra, przynajmniej w moim odczuciu. Nie ma w niej nic
wyjątkowego, co sprawiłoby, bym mogła być zachwycona i rozpływać się nad jej
fabułą…
„Bycie człowiekiem przeważnie jest do kitu. Życie da się jakość znieść
jedynie dzięki grom komputerowym.”
Wade Watts to zaledwie osiemnastoletni chłopak, który cały
swój czas spędza w OASIS. To tam chodzi do szkoły, ma przyjaciół, a nawet
wrogów. Jajo Hallidaya stało się jego obsesją, a takich jak on nazywa się
„jajogłowymi”. Czasem działają w klanach, a czasem tak jak Wade, działają
pojedynczo. Znają wszystko, co wiązało się z twórcą OASIS – każdy film, grę,
serial, nie wspominając już o jego pamiętnikach. Ta wiedza ma pomóc im w odnalezieniu
spadku i przejęcie kontroli nad wirtualną rzeczywistością. Nic dziwnego, że i
takie Szóstki widzą w tym interes dla siebie… można się na tym nieźle
wzbogacić.
„Granica między prawdziwą tożsamością człowieka a tożsamością jego
awatara zaczęła się zacierać. Nastał początek nowej ery, w której większość
rasy ludzkiej spędzała cały wolny czas wewnątrz gry komputerowej.”
„Player One” to książka, która przybliża nam lata
osiemdziesiąte. Pierwsze gry, automaty, komputery, wspomnienia, które są wciąż
żywe w wielu osobach, to one mogły obserwować, jak cały ten przemysł się
rozwija. Młodsze pokolenia są już przyzwyczajone do coraz nowszych technologii
i zamierzchłe czasy są im obce. Mamy tutaj szczyptę miłości, trochę nierównej
walki i wielkie marzenia. Wszystko to osadzone w świecie awatarów i
anonimowości. Pomysł jest całkiem dobry, ale sposób wykonania jest już ciut
gorszy. Przecież nie chodzi o to, by czytelnik przeczytał i zapomniał albo
żałował, że zmarnował swój czas, a niestety tak po części właśnie jest.
„Po co szukać odpowiedzi w sieci? Po co próbować rozwiązywać problem na
własną rękę, skoro można poprosić kogoś, żeby za nas pomyślał?”
Nasz główny bohater jest niczym małe zagubione kaczątko od
momentu, kiedy sława uderza mu do głowy, a on sam zamiast poszukiwaniami
zajmuje się miłością. Irytujący etap, w którym nic wielkiego się nie dzieje… a
czytelnik zaczyna ziewać. Postacie są schematyczne, nawet ten główny zły
przeciwnik. Tak, antagonista jest w najbardziej oklepany sposób przedstawiony,
nie ma w nim żadnej przebiegłości. Jest zły i tyle, dłużej nad tym nie trzeba
myśleć. W całej książce Wade tylko raz, naprawdę zaskakuje swoimi pomysłami,
ale wtedy jesteśmy już niedaleko zakończenia i akcja nabiera całkiem
przyzwoitego tempa, co pozwala nam na dobrnięcie do ostatniej strony. Kolejnym
i ostatnim zarazem punktem zaskoczenie jest Aech, przyjaciel Perzivala… na tym
koniec wielkich emocji, szczęki w dół wam nie opadną.
Moja ocena: 5/10
Liczba stron: 504
Data premiery: 4 kwietnia 2018
Wydawnictwo: Feeria Young
Pomysl ciekawy :) a co do filmu, to chyba juz nawet jest.
OdpowiedzUsuńTak, jest ;)
UsuńOglądałam i był kiepski... :/
Mieli pięknie książkę napisaną pod scenariusz i tak to epicko spieprzyli...
Takie filmowe książki bardzo lubię :)
OdpowiedzUsuńA jakie są twoje ulubione tytuły?
UsuńMoże mi coś polecisz do przeczytania?
Uwielbiam to! Z podobnych klimatów polecam też "Naznaczonych śmiercią", ja czekam na drugą część "Spętani przeznaczeniem" która za 2 dni :D
OdpowiedzUsuń