maja 19, 2018

Ernest Cline - Player One


„Player One” – tytuł, który miał nas zaprowadzić do wirtualnego świata, pełnego przygody i wyzwań… wręcz obiecywał dobrą zabawę! I wszystko byłoby dobrze, gdyby nie ta ostrzegawcza lampka w głowie. Wszyscy polecają, wszyscy kochają, a jednak gdzieś tam głęboko w nas rodzi się proste pytanie, czy to nie jest jednak przereklamowane… przecież to dość stary tytuł, który większy rozgłos zyskał dzięki ekranizacji, a to jest już lekko podejrzane. Tak, to cała ja – zawsze muszę szukać dziury, nawet jak jej nigdzie nie ma. Czy i tym razem się jej doszukałam?

Rok 2045 – świat to okrutne miejsce, a jedynym ratunkiem jest wirtualna rzeczywistość OASIS. Miliony ludzi codziennie spędza tam swój czas, a także poszukuje tajemniczego Jaja, które pozostawił sobie twórca OASIS. Kto pierwszy je znajdzie, ten odziedziczy jego fortunę, a także przejmie kontrolę nad samym OASIS…
Wade, znany też jako Parzival, jako pierwszy znalazł się na tablicy wyników. Dokonał niemożliwego – rozgryzł pierwszą wskazówkę. A zaraz za nim, pojawili się rywale… w tym Szóstki, szeregowi żołnierze korporacji IOI, która chce zmienić OASIS w miejsce, w którym zwykły użytkownik już nic nie będzie znaczył…
Wyścig się rozpoczął. Czas ucieka. Szóstki próbują przejąć kontrolę, eliminując swoich przeciwników…
Kto zdobędzie Jajo Hallidaya?


„Player One” to książka, która jest napisana w taki sposób, że dość łatwo sobie wyobrazić, jakby wyglądał film na jej podstawie (film oglądałam po przeczytaniu książki). Z każda kolejną stroną, czytelnik ma wrażenie, że ta pozycja została napisana specjalnie pod scenariusz. W rzeczywistości wygląda to tak, że momentami jest bardzo nudno, pod koniec robi się ekscytująco, ale zdecydowanie sporą część przydługich opisów, z czystym sumieniem można wywalić. Co powoduje, że lektura nie jest ani zła, ani dobra, przynajmniej w moim odczuciu. Nie ma w niej nic wyjątkowego, co sprawiłoby, bym mogła być zachwycona i rozpływać się nad jej fabułą…


„Bycie człowiekiem przeważnie jest do kitu. Życie da się jakość znieść jedynie dzięki grom komputerowym.”


Wade Watts to zaledwie osiemnastoletni chłopak, który cały swój czas spędza w OASIS. To tam chodzi do szkoły, ma przyjaciół, a nawet wrogów. Jajo Hallidaya stało się jego obsesją, a takich jak on nazywa się „jajogłowymi”. Czasem działają w klanach, a czasem tak jak Wade, działają pojedynczo. Znają wszystko, co wiązało się z twórcą OASIS – każdy film, grę, serial, nie wspominając już o jego pamiętnikach. Ta wiedza ma pomóc im w odnalezieniu spadku i przejęcie kontroli nad wirtualną rzeczywistością. Nic dziwnego, że i takie Szóstki widzą w tym interes dla siebie… można się na tym nieźle wzbogacić.


„Granica między prawdziwą tożsamością człowieka a tożsamością jego awatara zaczęła się zacierać. Nastał początek nowej ery, w której większość rasy ludzkiej spędzała cały wolny czas wewnątrz gry komputerowej.”


„Player One” to książka, która przybliża nam lata osiemdziesiąte. Pierwsze gry, automaty, komputery, wspomnienia, które są wciąż żywe w wielu osobach, to one mogły obserwować, jak cały ten przemysł się rozwija. Młodsze pokolenia są już przyzwyczajone do coraz nowszych technologii i zamierzchłe czasy są im obce. Mamy tutaj szczyptę miłości, trochę nierównej walki i wielkie marzenia. Wszystko to osadzone w świecie awatarów i anonimowości. Pomysł jest całkiem dobry, ale sposób wykonania jest już ciut gorszy. Przecież nie chodzi o to, by czytelnik przeczytał i zapomniał albo żałował, że zmarnował swój czas, a niestety tak po części właśnie jest.


„Po co szukać odpowiedzi w sieci? Po co próbować rozwiązywać problem na własną rękę, skoro można poprosić kogoś, żeby za nas pomyślał?”


Nasz główny bohater jest niczym małe zagubione kaczątko od momentu, kiedy sława uderza mu do głowy, a on sam zamiast poszukiwaniami zajmuje się miłością. Irytujący etap, w którym nic wielkiego się nie dzieje… a czytelnik zaczyna ziewać. Postacie są schematyczne, nawet ten główny zły przeciwnik. Tak, antagonista jest w najbardziej oklepany sposób przedstawiony, nie ma w nim żadnej przebiegłości. Jest zły i tyle, dłużej nad tym nie trzeba myśleć. W całej książce Wade tylko raz, naprawdę zaskakuje swoimi pomysłami, ale wtedy jesteśmy już niedaleko zakończenia i akcja nabiera całkiem przyzwoitego tempa, co pozwala nam na dobrnięcie do ostatniej strony. Kolejnym i ostatnim zarazem punktem zaskoczenie jest Aech, przyjaciel Perzivala… na tym koniec wielkich emocji, szczęki w dół wam nie opadną.



Moja ocena: 5/10
Liczba stron: 504
Data premiery: 4 kwietnia 2018
Wydawnictwo: Feeria Young  



5 komentarzy:

  1. Pomysl ciekawy :) a co do filmu, to chyba juz nawet jest.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, jest ;)
      Oglądałam i był kiepski... :/
      Mieli pięknie książkę napisaną pod scenariusz i tak to epicko spieprzyli...

      Usuń
  2. Takie filmowe książki bardzo lubię :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A jakie są twoje ulubione tytuły?
      Może mi coś polecisz do przeczytania?

      Usuń
  3. Uwielbiam to! Z podobnych klimatów polecam też "Naznaczonych śmiercią", ja czekam na drugą część "Spętani przeznaczeniem" która za 2 dni :D

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za wszystkie komentarze ! Każdy kolejny komentarz to większy uśmiech na mojej twarzy ! Przeczytałeś pozostaw po sobie ślad !
Podoba Wam się mój blog, dodajcie go do obserwowanych i bądźcie na bieżąco :) Natomiast jeśli macie jakieś pytania, piszcie śmiało! Na wszystkie chętnie odpowiem.

Copyright © 2016 Recenzje Mystic , Blogger