Wielka paczka mang skrywała w sobie wiele skarbów, na które
czekałam z wytęsknieniem (w tym momencie odsyłam was do YouTube – link). Ale
chyba najbardziej czekałam na Dragon Ball Super. Co prawda, wychowałam się na
tym tytule, ale oglądałam tylko anime, a z komiksem nie miałam się okazji
zapoznać… jednak, w zupełności się tym nie przejmuje! I pewnie wiele osób mnie
za to z linczuje, lecz dziewiętnaście lat temu, nie miałam nawet pojęcia, co to
jest manga, a tym bardziej że coś takiego istnieje. Son Goku towarzyszył mi w
dzieciństwie, choć wtedy znałam go jako Songo Ku i mimo upływu lat, wciąż mam
ogromny sentyment do jego postaci…
Od pokonania złego Buu minęło trochę czasu, a na Ziemi
zapanował spokój. Życie toczy się dalej. Goku musiał podjąć pracę i zająć się
rodziną. Nikt nie spodziewał się, że ta sielanka zakończy się przybyciem Boga
Zniszczenia Piwusa…
To sen o Super Saiyaninie Bogu sprowadził go na ziemię! Kto
okaże się nim być?
Lecz to dopiero początek tej historii. Szósty wszechświat
nadciąga, a wraz z nim potężni wojownicy. Czas się z nimi zmierzyć i pokazać
kto jest najsilniejszy!
Czy Goku i Vegeta poradzi sobie z nowymi przeciwnikami?
Tę historię znam na pamięć, więc w sumie nic nie było mnie w
stanie zaskoczyć. Owszem kilka rzeczy różniło się od wersji animowanej, ale
tego raz, że można było się spodziewać, a dwa byłam tego świadoma, że te pewne
różnice istnieją. Nie jestem też w stanie dokładnie porównać kreski Toyotarou z
tą należącą do Akiry Toriyamy… pewne małe braki, w mojej wiedzy właśnie zostały
ujawnione (obiecuje się poprawić!). Dlatego nie będziemy się skupiać na tych
dwóch aspektach, choć zapewne o nich jeszcze wspomnę. Ale co tu dużo mówić…
manga ma swoje plusy, a także małe minusiki. Brakowało mi zapychaczy, które
świetnie były zaprezentowane w anime – tańczący Vegeta – obłędny widok, tego
nie da się zapomnieć!
Son Goku wielokrotnie uratował planetę, choć mało kto go
zna. Chwała przypadła Mr. Satanowi. Jedynym jego pragnieniem jest mierzyć się z
coraz to silniejszymi przeciwnikami oraz ciągle trenować. Może nie grzeszy
inteligencją, za to nadrabia swoją siłą. Vegeta wciąż depcze mu po piętach. Ich
rywalizacja trwa, odkąd spotkali się po raz pierwszy. I ta walka, chyba nigdy
się nie skończy. Są dla siebie motywacją, przynajmniej póki na chwilę tego
spokoju na Ziemi nie zburzył Piwus. W końcu pojawił się ktoś super silny –
przeciwnik, którego łatwo się nie pokona…
Mój rocznik, a także ten ciut starszy doskonale zna Dragon
Ball’a i darzy go ogromnym sentymentem. Tytuł spotkał się z ogromną falą hejtu
ze względu na spory upływ czasu i zacierające się wspomnienia. Co prawda jestem
w stanie się zgodzić, że Goku znów „z głupiał”, bo pod koniec sagi Buu
prezentował się całkiem inaczej. Jednak trzeba pamiętać, że pierwotnie Goku był
nierozgarniętym dzieciakiem i nawet jak już był dorosły, w jego głowie
najważniejszym elementem było się mierzenie z silnymi przeciwnikami, choć nie
było to tak wyeksponowane, przynajmniej nie tak jak teraz.
Skupiając się na samej mandze, jak już wcześniej
wspominałam, brakowało mi w niej zapychaczy i rozbudowania niektórych scen.
Wszystko leciało na łeb na szyję, by pokrótce streścić wydarzenia, które były
przedstawione zarówno w filmie kinowym, jak i w anime. Na całe szczęście
pominięto całkowicie wątek z Golden Frizerem, na którym wielokrotnie zgrzytałam
zębami. A od razu przeszliśmy do ciekawszego tematu, czyli do szóstego
wszechświata. I tu widać, że jest to lepiej przedstawione. Dobra, wiem, że
powinnam traktować anime i mangę, jak dwa osobne byty, ale ciężko jest to
rozgraniczyć. W szczególności sam Buu… pokazano nam również bohaterów, których
dobrze znamy – mogłabym rzec, że przypomniano o ich istnieniu, nie było czasu
na to, by spędzić z nimi dwie strony dłużej. Są i już. Koniec tematu. To
wszystko ubarwiają nam bardzo dokładne i szczegółowe rysunki. Przyznam się wam
szczerze, że miałam chęć wziąć kredki i je pokolorować.
Więcej minusów się nie doszukałam, co bardzo mnie cieszy, bo
obawiałam się troszeczkę samej mangi. Anime, które było rozwlekane na wszelkie
możliwe sposoby (choć nie tak jak walka Goku z Friezerem) i manga, która była
znakiem zapytania… po starciu się tych dwóch obrazów, ciężko jest rozstrzygnąć,
która wersja jest lepsza, jeszcze na to za wcześnie. Pewnie każda z nich ma
swoje wady i zalety. Pozostaje mi tylko na spokojnie sięgnąć po kolejny tomik i
obserwować rozwijająca się historię.
Na koniec, pozostawiłam sobie kwestię spolszczonych imion
postaci. Tak było w pierwszej serii mangi, choć jeśli dobrze się orientuję, to
było tam nawet stosowane nazewnictwo, które prezentowało nam RTL7 (poprawcie
mnie, jeśli się mylę). Nie jest to zły zabieg i całkowicie rozumiem, dlaczego
został zastosowany, ale po takim czasie i tak w wielu głowach, także w mojej
Piwus pozostanie Beerusem, itd. Nazewnictwo nie jest najważniejsze, może tylko
delikatnie zmienić odbiór, dodając komediowej nuty. No cóż, zobaczymy jak to
będzie dalej… kontynuację tego tytułu albo się kocha i akceptuje, wraz z jej
wszelkimi wadami, albo po prostu nienawidzi i o niej zapomina.
Moja ocena: 7/10
Liczba stron: 192
Data premiery: 28 lutego 2018
Wydawnictwo: J.P.Fantastica
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Dziękuję za wszystkie komentarze ! Każdy kolejny komentarz to większy uśmiech na mojej twarzy ! Przeczytałeś pozostaw po sobie ślad !
Podoba Wam się mój blog, dodajcie go do obserwowanych i bądźcie na bieżąco :) Natomiast jeśli macie jakieś pytania, piszcie śmiało! Na wszystkie chętnie odpowiem.