maja 29, 2018

Akira Toriyama & Toyotarou - Dragon Ball Super: Wojownicy z Szóstego Wszechświata


Wielka paczka mang skrywała w sobie wiele skarbów, na które czekałam z wytęsknieniem (w tym momencie odsyłam was do YouTube – link). Ale chyba najbardziej czekałam na Dragon Ball Super. Co prawda, wychowałam się na tym tytule, ale oglądałam tylko anime, a z komiksem nie miałam się okazji zapoznać… jednak, w zupełności się tym nie przejmuje! I pewnie wiele osób mnie za to z linczuje, lecz dziewiętnaście lat temu, nie miałam nawet pojęcia, co to jest manga, a tym bardziej że coś takiego istnieje. Son Goku towarzyszył mi w dzieciństwie, choć wtedy znałam go jako Songo Ku i mimo upływu lat, wciąż mam ogromny sentyment do jego postaci…

Od pokonania złego Buu minęło trochę czasu, a na Ziemi zapanował spokój. Życie toczy się dalej. Goku musiał podjąć pracę i zająć się rodziną. Nikt nie spodziewał się, że ta sielanka zakończy się przybyciem Boga Zniszczenia Piwusa…
To sen o Super Saiyaninie Bogu sprowadził go na ziemię! Kto okaże się nim być?
Lecz to dopiero początek tej historii. Szósty wszechświat nadciąga, a wraz z nim potężni wojownicy. Czas się z nimi zmierzyć i pokazać kto jest najsilniejszy!
Czy Goku i Vegeta poradzi sobie z nowymi przeciwnikami?


Tę historię znam na pamięć, więc w sumie nic nie było mnie w stanie zaskoczyć. Owszem kilka rzeczy różniło się od wersji animowanej, ale tego raz, że można było się spodziewać, a dwa byłam tego świadoma, że te pewne różnice istnieją. Nie jestem też w stanie dokładnie porównać kreski Toyotarou z tą należącą do Akiry Toriyamy… pewne małe braki, w mojej wiedzy właśnie zostały ujawnione (obiecuje się poprawić!). Dlatego nie będziemy się skupiać na tych dwóch aspektach, choć zapewne o nich jeszcze wspomnę. Ale co tu dużo mówić… manga ma swoje plusy, a także małe minusiki. Brakowało mi zapychaczy, które świetnie były zaprezentowane w anime – tańczący Vegeta – obłędny widok, tego nie da się zapomnieć!

Son Goku wielokrotnie uratował planetę, choć mało kto go zna. Chwała przypadła Mr. Satanowi. Jedynym jego pragnieniem jest mierzyć się z coraz to silniejszymi przeciwnikami oraz ciągle trenować. Może nie grzeszy inteligencją, za to nadrabia swoją siłą. Vegeta wciąż depcze mu po piętach. Ich rywalizacja trwa, odkąd spotkali się po raz pierwszy. I ta walka, chyba nigdy się nie skończy. Są dla siebie motywacją, przynajmniej póki na chwilę tego spokoju na Ziemi nie zburzył Piwus. W końcu pojawił się ktoś super silny – przeciwnik, którego łatwo się nie pokona…

Mój rocznik, a także ten ciut starszy doskonale zna Dragon Ball’a i darzy go ogromnym sentymentem. Tytuł spotkał się z ogromną falą hejtu ze względu na spory upływ czasu i zacierające się wspomnienia. Co prawda jestem w stanie się zgodzić, że Goku znów „z głupiał”, bo pod koniec sagi Buu prezentował się całkiem inaczej. Jednak trzeba pamiętać, że pierwotnie Goku był nierozgarniętym dzieciakiem i nawet jak już był dorosły, w jego głowie najważniejszym elementem było się mierzenie z silnymi przeciwnikami, choć nie było to tak wyeksponowane, przynajmniej nie tak jak teraz.

Skupiając się na samej mandze, jak już wcześniej wspominałam, brakowało mi w niej zapychaczy i rozbudowania niektórych scen. Wszystko leciało na łeb na szyję, by pokrótce streścić wydarzenia, które były przedstawione zarówno w filmie kinowym, jak i w anime. Na całe szczęście pominięto całkowicie wątek z Golden Frizerem, na którym wielokrotnie zgrzytałam zębami. A od razu przeszliśmy do ciekawszego tematu, czyli do szóstego wszechświata. I tu widać, że jest to lepiej przedstawione. Dobra, wiem, że powinnam traktować anime i mangę, jak dwa osobne byty, ale ciężko jest to rozgraniczyć. W szczególności sam Buu… pokazano nam również bohaterów, których dobrze znamy – mogłabym rzec, że przypomniano o ich istnieniu, nie było czasu na to, by spędzić z nimi dwie strony dłużej. Są i już. Koniec tematu. To wszystko ubarwiają nam bardzo dokładne i szczegółowe rysunki. Przyznam się wam szczerze, że miałam chęć wziąć kredki i je pokolorować.

Więcej minusów się nie doszukałam, co bardzo mnie cieszy, bo obawiałam się troszeczkę samej mangi. Anime, które było rozwlekane na wszelkie możliwe sposoby (choć nie tak jak walka Goku z Friezerem) i manga, która była znakiem zapytania… po starciu się tych dwóch obrazów, ciężko jest rozstrzygnąć, która wersja jest lepsza, jeszcze na to za wcześnie. Pewnie każda z nich ma swoje wady i zalety. Pozostaje mi tylko na spokojnie sięgnąć po kolejny tomik i obserwować rozwijająca się historię.

Na koniec, pozostawiłam sobie kwestię spolszczonych imion postaci. Tak było w pierwszej serii mangi, choć jeśli dobrze się orientuję, to było tam nawet stosowane nazewnictwo, które prezentowało nam RTL7 (poprawcie mnie, jeśli się mylę). Nie jest to zły zabieg i całkowicie rozumiem, dlaczego został zastosowany, ale po takim czasie i tak w wielu głowach, także w mojej Piwus pozostanie Beerusem, itd. Nazewnictwo nie jest najważniejsze, może tylko delikatnie zmienić odbiór, dodając komediowej nuty. No cóż, zobaczymy jak to będzie dalej… kontynuację tego tytułu albo się kocha i akceptuje, wraz z jej wszelkimi wadami, albo po prostu nienawidzi i o niej zapomina.



Moja ocena: 7/10
Liczba stron: 192
Data premiery: 28 lutego 2018
Wydawnictwo: J.P.Fantastica

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Dziękuję za wszystkie komentarze ! Każdy kolejny komentarz to większy uśmiech na mojej twarzy ! Przeczytałeś pozostaw po sobie ślad !
Podoba Wam się mój blog, dodajcie go do obserwowanych i bądźcie na bieżąco :) Natomiast jeśli macie jakieś pytania, piszcie śmiało! Na wszystkie chętnie odpowiem.

Copyright © 2016 Recenzje Mystic , Blogger