Po ponad roku, w końcu mogłam się zabrać za czytanie
drugiego tomu „Bram Światłości”, co prawda książka najpierw przeleżała w
kartonach jakieś dwa miesiące, ale nie miałam innego wyjścia (zbyt wiele rzeczy
zwaliło mi się nagle na głowę). Obawiałam się tej części, bo niestety przez
spory upływ czasu, nie pamiętałam zbyt wielu wydarzeń. Starałam się tym nie
przejmować, lecz sami wiecie, jak to jest, kiedy sięgacie po jakąś książkę,
która jest kontynuacją „czegoś”, zbyt długie czekanie, nie zawsze wychodzi nam
na dobre… A jak przełożyło się to na odbiór lektury i samą fabułę? Było warto
tyle czekać?
Wielka ekspedycja badawcza Królestwa wciąż trwa. Bezlitosne
Strefy Poza Czasem, nie ułatwiają zadania Świetlistym. Misja musi się zmierzyć
z wieloma przeciwnościami, które czyhają na ich drodze. A boleśnie przekonuje
się o tym Daimon, który może przypłacić to życiem…
Pozostawiona na tronie Głębi Razjel, musi zmierzyć się z
kolejnymi problemami. Jest Świetlistym, a zasady panujące w przybytku Lucyfera,
są bezlitosne i kłócą się z jego przekonaniami… lada moment może zostać
zdemaskowany!
Asmodeusz, który wyrusza z misją ratunkową, podąża tropem
Lampki, ale na jego drodze stają przepiękne krainy, które oczarowują go swoim
urokiem… on nie ma uprzedzeń i chętnie korzysta z uroków nowych miejsc. Czy
zdąży dotrzeć do swojego pana, za nim trop zdoła się zatrzeć?
Co jeszcze czeka na naszych bohaterów, w Strefach Poza
Czasem?
Mam sporo mieszanych uczuć. Z jednej strony książka mi się
podobała, ale mam sporo zastrzeżeń, które wpływały na jej odbiór. Zacznijmy od
tego, że lektura niemiłosiernie się dłużyła. Strona po stronie, opis za opisem
i tak bez końca… ponad pięćset stron, a przynajmniej z połowę bym wycięła. Ups,
chyba coś poszło nie tak. Ten tom jest tak w zasadzie o niczym. W poprzedniej
części towarzyszyło mi o wiele więcej emocji niż teraz. Byłam znudzona i
dopiero pod koniec, coś zaczęło się dziać, a ja w końcu poczułam jakiś
minimalny dreszczyk emocji. Co gorsza, odkładanie na bok powieści było dla mnie
wielką ulgą, ale powrót do niej przychodził mi z trudem…
„Boże miły, jak ja nie lubię zadawać się z debilami! Pół godziny
rozmowy z kretynem powoduje, że szare komórki mi umierają.”
Kto by mógł pomyśleć, że Lucyfer mógłby mieć wyrzuty
sumienia. Ten nieznośny ścisk w żołądku, który powoduje, długie monologi we
własnej głowie… a jednak Pan Głębi bije się z myślami i nie może sobie
wybaczyć, że nie poinformował Daimona o zagrożeniu, które na niego czeka. Teraz
jest już za późno, a Lucyfer może się tylko przyglądać. Lampka porzucił
wszystko, by spełnić kolejną swoją zachciankę. Jest buntownikiem, który nie
postępuje według oczekiwań innych. Zawsze zrobi na przekór, ale jest w nim też
coś, co potrafi zaskoczyć niejednego Świetlistego!
„Życie to najpotężniejszy, najbardziej przerażający z darów otrzymanych
od Jasności.”
Książka nie była zła, ale momentami wydawało mi się, że
trochę brakło w niej pomysłu. Dynamika akcji, gdzieś zaginęła… a to, niestety,
ale uśmierca nawet najlepszą serię. Zbyt barwne i ciągle powtarzające się
opisy, są zwyczajnie męczące. Najbardziej tyczy się to tych rozdziałach,
których fabuła rozgrywała się w Strefach, bo kiedy podziwiałam Głębie, te złe
odczucia zanikały. Tam przynajmniej coś się działo, co było ciekawe. Jednak to
zbyt mało, aby czytelnik zdołał być usatysfakcjonowany, a obawiam się, że jak
dobrze pójdzie (nie koniecznie dla nas), to całe to łażenie po Strefach można
rozwlec na kilka tomów… błagam nie.
„Kto zamartwia się na zapas, traci odwagę, a potem przegrywa. Lepiej
działać, niż przesadne rozważać każdą możliwą opcję.”
Nawet patrząc na bohaterów, ciężko dopatrzyć się pozytywnych
aspektów, jakoś tak stracili na swojej osobowości. Gabrielowi, brzydko mówiąc,
odwaliło. Zdecydowanie trochę za bardzo, owszem sytuacja jest poważna, ale jego
zachowanie nie było adekwatne. Zabrakło argumentów, by jakoś to racjonalnie
wytłumaczyć. Daimon jak na Anioła Zagłady, sam jest bliżej zagłady swojego
istnienia, niż bycia ochroniarzem. Lucyfer jest sobą i chociaż to się nie
zmieniło. Razjel… nie mam powodów, by się jego czepiać. Jest, kim jest. No i na
koniec zostaje nam Asmodeusz, który ma bardzo wiele słabości i słabą pamięć.
Może na tym już zakończymy. Najlepiej będzie, jak sami się
przekonacie i ocenicie, czy ta lektura jest warta poświęcenia jej czasu. Ja bym
najchętniej powstrzymała się od oceny, bo wciąż mam mętlik. Jest dużo minusów,
ale są także pozytywne strony. Jednak moje czytelnicze serce krzyczy, że oczekiwało
czegoś innego…
Moja ocena: 5/10
Liczba stron: 544
Data premiery: 15 lutego 2018
Wydawnictwo: Fabryka Słów
Z książkami autorki mam plan się zapoznać :)
OdpowiedzUsuńNie lubię jak książka się dłuży...niestety jakoś straciłam na nią ochotę, tym bardziej, że po polskich pisarzy sięgam z obawą.
OdpowiedzUsuńSkąd ja to znam... sama praktycznie unikam polskich pisarzy... chyba łatwiej nam wybaczać błędy zagranicznym autorom ;)
Usuń