maja 07, 2018

Sui Ishida - Tokyo Ghoul:re t.4


Po bardzo emocjonującym trzecim tomiku „Tokyo Ghoul:re” przyszedł czas na kolejny. Gdzieś tam głęboko w kościach czułam, że tym razem będzie należał do tych spokojniejszych, bardziej przegadanych… takie momenty również są potrzebne, zważywszy na to, że czekamy na jeden konkretny zwrot akcji, a przy samych walkach raczej do niego nie dojdzie. Sama okładka wskazywała na to, że możemy się spodziewać Tsukiyamy w tej części, a szczerze mówiąc, brakuje mi tego świrniętego ghula. Nie spodziewałam się, że kiedyś do tego dojdzie… i zastanawiałam się, co tym razem autor wykombinował z jego postacią. A więc, co wydarzyło się w czwartej odsłonie mangi?

Minął miesiąc od „Sprzątania Aukcji”. Adrenalina opadła. Czas na przyziemne sprawy! Święta to czas, kiedy atmosfera się rozluźnia, ale kiedy na progu znajduje się tajemniczy prezent, jego zawartość może wzbudzać wspomnienia…
Kilka miesięcy później Tsukiyama wciąż nie otrząsnął się po stracie Kanekiego. Męki, przez które przechodzi, próbuje złagodzić Kanae. Zaczyna porywać ludzi na dużą skalę, nazywając to „żniwami”. Gdy to nie przynosi oczekiwanego rezultatu, przyjmuje propozycję młodej fotografki, która za wszelką cenę chce, aby Tsukiyama znów był sobą…
Tymczasem BSG zaczyna prowadzić nowe śledztwo, w którym uczestniczą również Quinx. Nowy cel nosi kryptonim „Rose”…


Tak jak myślałam, tym razem dostajemy mniej akcji, a więcej konspiracji. Nie znaczy to jednak, że całkowicie jej brakuje. Pojawiają się nowi inspektorzy, których intencje nie do końca są jasne, a każdy z nich na swój sposób jest bardziej szalony od poprzedniego. Trochę krwi i walki, bo przecież zbyt nudno być nie może. I postacie, które już tak dobrze znamy. Tajemniczy prezent, zostawiony na progu Haise Sasakiego, wzbudza w nas wielką falę wspomnień… dobrze czytacie, w nas czytelnikach – my nie zapominamy, my tylko czekamy. To takie luźne momenty, których później może zabraknąć. Stoimy w zawieszeniu, ale na swój sposób zostaje nam złożona obietnica, że to już długo nie potrwa.


„- Fueguchi naprawdę myślisz, że jestem twoim braciszkiem? Wiesz, że osobowość jednostki jest składową wspomnień i poznanych osób. Uważam, że kształtuje się zarówno przez smutne i radosne chwile. Dlatego bez względu na to, co zrobię, nie zostanę Kanekim. Ja… przepraszam.
- Zgadza się. Myślę, że jesteś Sasakim. Wcześniej trochę się pogubiłam. Wiem, że masz zupełnie inne wspomnienia i charakter, ale gdy pomyślę, że mojego braciszka już nie ma, robi mi się strasznie smutno. Ale coś was łączy. Oboje za dużo myślicie nad różnymi rzeczami.”


Tsukiyama największy smakosz ludzkiego mięsa. Nie wszystko jest w stanie zadowolić jego podniebienie. Potężny i wpływowy ghul, którego jedynym pragnieniem było zasmakować Kena Kanekiego. Teraz jego życia straciło sens. Nie wierzy w żadne plotki, w jego głowie Kaneki nie żyje. Jest wrakiem dawnego siebie – słaby i niedożywiony, nie panuje nad swoim kagune. Użala się i opłakuje, nie zważając na to, że inni chcą mu pomóc. Jedyne co pozostało niezmienne to jego smak, który wciąż jest bardzo wygórowany. Czy zdoła jeszcze odzyskać swoje dawne ja i być tym samym Tsukiyamą, co kiedyś? Czy młoda fotografka zdoła mu pomóc?

Aż przykro się robi, kiedy jeden z tak dobrze znanych bohaterów, jest w takim stanie. Może i nie przepadałam za niektórymi postaciami, ale przywiązanie do nich robi swoje, smutne to. W tym tomiku autor próbuje grać nam na emocjach i wspomnieniach. Próbuje wzbudzić w nas gniew (przynajmniej ja tak to odbieram) i nadzieję. Coraz częściej pojawiają się postaci z poprzedniej serii. Nie odeszli w zapomnienie, są tam, ale to jeszcze nie jest ich pora. Z pozoru nic nieznaczące wydarzenia, w przyszłości mogą mieć ogromną wartość i dla nas czytelników już są znakiem, zapowiedzią czegoś większego. Wystarczy tylko poczekać, kiedy iskra spowoduje wybuch, a wygląda to tak, jakby miało być to już za momencik. Choć podejrzewam, że jeszcze nasza cierpliwość zostanie poddana testom.

Po trzecim tomiku pozostało również wiele pytań… nic nam nie zostało wyjaśnione. Tego można było spodziewać się po autorze, zawsze odwlekał takie momenty. Intryguje, wprowadza nowe wątki, a później milknie. To dopiero początki i wiele nie powinniśmy się po nich spodziewać. Nikt nam nie wyłoży od razu kart na stół. Choć mam wrażenie, że w porównaniu do pierwszej serii, teraz jest tego o wiele więcej. Komplikacje i nieoczekiwane zwroty są bardziej absorbujące. I nie sposób przejść nad nimi obojętnie. To zawsze był atut tego tytułu. Pozostaje tylko czekać na kolejne tomiki i obserwować jak akcja nabiera tego zapierającego dech w piersiach, tempa.



Moja ocena: 8/10
Liczba stron: 220
Data premiery: 15 lutego 2018
Wydawnictwo: Waneko

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Dziękuję za wszystkie komentarze ! Każdy kolejny komentarz to większy uśmiech na mojej twarzy ! Przeczytałeś pozostaw po sobie ślad !
Podoba Wam się mój blog, dodajcie go do obserwowanych i bądźcie na bieżąco :) Natomiast jeśli macie jakieś pytania, piszcie śmiało! Na wszystkie chętnie odpowiem.

Copyright © 2016 Recenzje Mystic , Blogger