Na co dzień, dobieram sobie bardzo starannie książki, które
mam zamiar przeczytać. Jednym z powodów takiego zachowania jest oczywiście,
chęć spędzenia czasu przy dobrej lekturze, po której nie będę musiała pisać
negatywnej opinii lub co gorsza, nie skończyłabym czytania, a tak też się
czasami zdarza. Aby uniknąć takich sytuacji, bardzo długo zastanawiam się nad
daną pozycją, którą mam wybrać, o ile jest taka możliwość. Tak było w przypadku
„Królewskiej klątwy”. Po kilku chwilach wahania, ostatecznie po nią sięgnęłam.
„Czy można osiągnąć
wszystko? Nie, i o tym przekona się jeden z najbogatszych ludzi na ziemi.
Rzucona na niego klątwa przeniesie go w samo centrum wydarzeń
postapokaliptycznego świata. Wojna pomiędzy władcą demonów a ludźmi trwa, i on
zdecyduje kto zwycięży.”
Z samego opisu wiele nie można wywnioskować, osobiście
miałam mętlik w głowie, nie wiedziałam czy książka będzie warta, aby poświęcić
jej czas. Z jednej strony opis jest tajemniczy i zachęca do czytania, jednak
okładka skutecznie odstrasza. Dziś większość ludzi jest wzrokowcami, więc szata
graficzna powinna kusić czytelnika, aby po nią sięgną, a w tym przypadku
pozycja jest stracona. Ale jako mól książkowy wiem, że nie warto oceniać
książki po okładce. Czasami bywa i tak, że okładka brzydka, wręcz okropna, a
środek genialny.
Czas przejść do fabuły, która niestety pozostawia wiele do
życzenia. Zostajemy wrzuceni do „jakiegoś” świata, praktycznie bez żadnego
wyjaśnienia. Nie wiadomo, o co tak naprawdę chodzi w tym wszystkim, choć z czasem,
krok po kroczku, zbieramy owe informacje i „coś tam wiemy”, bo owe informacje
są bardzo lakoniczne. Jest to bardzo irytujące i wręcz niesmaczne, bo tak
naprawdę tylko autor wie o co w tym wszystkim chodzi. Szkoda tylko, że się z
nami tym nie podzielił.
Kolejnym minusem jest sama akcja. Wszystko gna, na łeb, na
szyję, dodatkowo wszystko jest bardzo
chaotyczne. Brakuje spójnej całości. Z pozoru jest niby fajnie, bo nie możemy
się nudzić, ale nic nie jest dokładnie opisane, nie wiadomo „skąd, na co, po co”
cokolwiek się tam dzieje – najlepiej żeby nikogo za wiele nie obchodziło i nie
zadawał głupich pytań, jest to jest, cała reszta jest nieważna.
Tym sposobem doszliśmy do bohaterów. I to jest kolejna
zagadka, bo nic o nich nie wiadomo. Nie znamy cech osobowości, wyglądu, ani
wieku. Przy każdej postaci, poznajemy jedną lub góra dwie cechy. Nie wiadomo
kto czym się kieruje, tylko ciągle powtarzają się słowa „wyklęty” i
„wybraniec”. Głębszego sensu nie ma. Po raz kolejny trzeba było się wszystkiego
domyślać.
Kolejny defekt – przewidywalność. Dziecko by się domyśliło
zakończenia. Powieść jest bardzo niedopracowana, wygląda jak zbiór notatek
pomysłów sklejonych w całość. Owszem jest możliwość, aby była to powieść
wciągająca, kwestia rozbudowania fabuły i postaci, ułożenia jej w spójną
całość, dodanie opisów i wprowadzenia do całej historii, przy tym wszystkim
pojawia się możliwość podzielenia tego na kilka tomów. Jednak trzeba tu pracy,
pracy i jeszcze raz pracy. Oczywiście są to tylko moje przemyślenia. Jednym
plusem jest szybkość pochłaniania tej lektury. Pewnie bym jeszcze szybciej ją
przeczytała, gdyby nie to, że tak bardzo mnie irytowała.
Damian Bronhard urodził się w 1995 roku. Obecnie uczeń
liceum. W listopadzie 2013 roku, ukazała się jego debiutancka powieść
„Królewska klątwa”. Obecnie pisze drugą część swojego debiutu. Prawdopodobnie
powstanie, także trzecia część.
Podsumowując, pomysł był dobry i miał szansę przebicia,
jednak został zmarnowany i okaleczony. Można odnieść wrażenie, że było to
bardzo szybko pisane, aby tylko coś wydać, a wystarczyło tylko więcej czasu
poświęcić, dopracować pomysł i powieść mogłaby być rozchwytywana. Patrząc na
to, że sam autor pisze, że jest w trakcie pisania drugiej części, szczerze,
życzę mu powodzenia.
Moja ocena: 1/10
Format: e-book (pdf)
Liczba stron: 120
Rok wydania: 2013
Wydawnictwo: Nowy Świat
Recenzja w ramach akcji
Widząc punkty, które wymieniłaś, myślę, że oceniłabym podobnie. Nie lubię jak wszystko się pląta i jest ogólny chaos, mało profesjonalnie to wygląda. I owszem, po okładce nie należy oceniać, ale ta pozycja kojarzy mi się ze starymi książkami, kiedy ludzie nie mieli jeszcze pojęcia, że okładka może przyciągac ;)
OdpowiedzUsuńPowiem tak, ta książka to masakra, zbiór notatek sklejony w całość... Nie wiem czym kierował się autor, ale szkoda słów... Dawno nie czytałam nic tak masakrycznego...
UsuńNo i właśnie, tu znów pojawia się pytanie: dlaczego wydawać, a dlaczego nie...
UsuńGdybym ja była wydawcą, to bym tego nie wydała... Ale to sprawa wydawnictwa... Cóż, teraz każdy może zostać autorem, nie ważne czy jego dzieło, jest czegoś warte...
UsuńNiestety ;/ wcale mi się to nie podoba
UsuńNie tylko Tobie :(
UsuńJestem w szoku. Negatywna opinia. Postaram się zapamiętać pozycję i na przyszłość będę miałą wobec niej rezerwę. Na pewno nie kupię w pełni władz umysłowych, no chyba, że ktos mi ją da to zerknę z czystej ciekawości. Biorąc pod uwagę fakt, iż moje grafomaństwo się spodobało, nie chcę wiedzieć, jaki to ma poziom ;p
OdpowiedzUsuńPozdrawiam Stagerlee
W tym przypadku, nie ma tu żadnego poziomu.. I najlepiej omijać tą pozycję szerokim łukiem :) Inaczej zawał serca murowany...
UsuńMnie nie zachęcał już sam opis do sięgnięcia po książkę, jak widać odzwierciedla zawartość w środku...
OdpowiedzUsuńOpis nie jest taki tragiczny, choć każdy inaczej może go interpretować :)
UsuńOkładka zupełnie nie przypadła mi do gustu - a, wstyd się przyznać, ale to nimi się zazwyczaj kieruję przy wyborze lektury, a jeszcze Twoja recenzja - chaos w książce, kogiel mogiel, o bohaterach nic nie wiadomo :c
OdpowiedzUsuńhttp://dzikie-anioly.blogspot.com/
Zapamiętam, by omijać tę książkę szerokim łukiem, chociaż nigdy się jeszcze z nią nie spotkałam.
OdpowiedzUsuń