Kiedy żyje się w cieniu wielkiego ojca, życie wydaje się być
nudne i monotonne. A największym problemem jest to, że takiego ojca nigdy nie
ma w domu…
Minęło wiele lat od wielkiej wojny Shinobi. Nastała era
pokoju. Boruto, syn siódmego Hokage, musi mierzyć się ze sławą swego ojca,
którego wolałby w ogóle nie mieć. Ale to dopiero początek nowego pokolenia!
Jeszcze nikt nie zdaje sobie sprawy, jak wielka katastrofa
zbliża się ku osadzie!
Może moje uprzedzenia do tej serii są bezpodstawne, bo jakby
nie było, historia Boruto okazała się całkiem przyjemna, mimo że to dopiero
początek wielkiej przygody. Nawet pojawił się w mojej głowie taki złośliwy
chochlik, który namawiał mnie do zapoznania się z „Naruto”, ale muszę to
jeszcze przemyśleć. Lata omijania tego tytułu, swoje zrobiły i wciąż nie jestem
do tego przekonana. Pomijając ten mały nieistotny szczegół, to jestem całkiem
zadowolona z lektury, czego w zupełności się nie spodziewałam. A wszelkie moje
obawy zniknęły. Może jednak coś z tego będzie…
Boruto, to chłopak, który ma mnóstwo pretensji do swoje
ojca. Nie podoba mu się to, że nigdy go nie ma w domu, że praktycznie zapomina
o swojej rodzinie. W zupełności nie rozumie, że bycie Hokage to wielka
odpowiedzialność, która wymaga wielu poświęceń i niełatwo jest to czasem
pogodzić z życie prywatnym. Zdecydowanie chłopak potrzebuje ojca oraz jest
zbuntowany. Może ma rację w tym, co mówi i jak traktuje ojca. Nikt nie
zaprzecza, że nie. Ale zastanawia mnie fakt, co zrobi, kiedy sam znajdzie się w
podobnym punkcie… co wybierze? No cóż, chyba wybiegam zbyt daleko w przyszłość…
Mimo wszystko wydaje mi się, że chce zaimponować swojemu ojcu, pokazać, że on
jest od niego lepszy, a przynajmniej, że ma możliwość bycia silniejszym od
niego. Zobaczymy…
Nie lubię, kiedy sięgam po jakiś tytuł, który jest
kontynuacją lub w jakiś sposób powiązany z inną historią, a ja jej nie znam…
męczy mnie to, że wielu kwestii muszę się domyślać, w szczególności, gdy
wciągam się w taką opowieść. Niestety, czy tego chcę, czy nie, Boruto sprawił,
że obudziła się moja ciekawość. I całe lata postanowień i zarzekania się,
właśnie przepadły! Manga nie tylko urzekła mnie całkiem przyjemną w odbiorze
kreską, ale także różnorodnością postaci i umiejętności przez nich
prezentowanych. Owszem, wyłapałam kilka podobieństw związanych z innym tytułem,
ale nie jest to coś, czego bym się nie spodziewała, znając te wszystkie
porównaniu, które są w internecie… i pewnie w pierwowzorze, znalazłabym tego
więcej.
No cóż, nie mogę powiedzieć, czy „Boruto”, to historia, która
jest godną kontynuacją, ani tego, czy zadowoli fanów „Naruto”. Pewnie jest mało
osób takich jak ja, które w zupełności nie miało styczności z poprzednią serią,
ale jeśli są tu tacy czytelnicy, to na ten moment sądzę, że warto rozpocząć
swoją przygodę z tym tytułem. Mimo wszystko jest w nim coś przyciągającego, co
przełamało nawet moją awersję… i to, co kiedyś w zupełności skreśliłam, teraz
zaczyna mnie intrygować, a to chyba jest najważniejsza cecha każdego tytułu.
Dlatego, jeśli się jeszcze wahacie przed zapoznaniem z mangą, to gorąco mogę
wam ja polecić (sama nie wierzę, że wam to piszę). Ach, ta moja słabość do
shounenów…
Moja ocena: 7/10
Liczba stron: 208
Data premiery: 31 stycznia 2018
Wydawnictwo: J.P.Fantastica
Nie czytałam
OdpowiedzUsuń