Po drugim tomie Bram
Światłości bardzo obawiałam się trzeciej części… w szczególności, że te
opasłe tomiszcze mogło zwiastować bardzo dłużącą się wędrówkę. Niestety, ale
jestem zdania, że część rozbudowanych opisów można byłoby skrócić, co
przełożyłoby się na lepszy odbiór książki. Nie można też zapomnieć o
wielowątkowości historii, przez co nie skupiamy się tylko na Strefach Poza
Czasem, ale także na samej Głębi, gdzie intryga goni intrygę… Nie muszę chyba
mówić, że z wielką obawą zabierałam się za czytanie. Mimo wszystko miałam
nadzieję, że tym razem wciągnę się na tyle w ten świat, że będę zrozpaczona,
kiedy znajdę się na ostatniej stronie, jednak podświadomie gdzieś czułam, że
tak nie będzie...
Członkowie wyprawy badawczej po utracie Abaddona utracili
wszelką nadzieję na osiągnięcie celu wędrówki. Tylko Anioł Zagłady mógł
rozpoznać Światłość…
Czy dalsza wędrówka ma sens, jeśli utracili Daimona na
najbezpieczniejszym etapie wyprawy? Jakie szansę na powodzenie mają bez niego?
Tymczasem w Razjel wciąż udaje Lucyfera. I choć pozornie nie
ma żadnego zagrożenia na to, by został zdemaskowany, jest ktoś, kto za wszelką
cenę chce przejąć władzę nad Głębią. Niczego nieświadomy Świetlisty, lada
moment, może mieć poważne kłopoty…
Jak zakończy się wyprawa Seredy?
Co czeka Razjela w Głębi?
Czy Królestwo czeka zagłada?
I to jest ten moment, w którym powinnam wam napisać, co
sądzę o tej części Bram Światłości,
ale niestety, nie mam bladego pojęcia, co mam myśleć. Z jednej strony byłam
ciekawa, kiedy nastąpi kres tej podróży i tak brnęłam sobie strona po stronie,
z lepszym lub gorszym nastawieniem, ale z drugiej miałam dość tej tułaczki i
opisów przyrody. Wielokrotnie odkładałam książkę, by ochłonąć sobie od tego świata.
I jakoś nie miałam wielkich chęci, by do niego powracać. Całość mi się
wyjątkowo dłużyła, już od pierwszych stron… a to nie było najlepszą wróżbą na
dalszą lekturę. W pewnym momencie chciałam już to skończyć tylko dlatego, by
móc odłożyć to tomiszcze na półkę i zapomnieć o nim.
Razjel, w skórze Lucyfera, za wszelką cenę próbuje utrzymać
władzę nad Głębią. Niestety, jego nieprzemyślane wcześniejsze decyzje,
sprawiają, że naraził się szefowi bezpieki. Ten za wszelką cenę chce obalić
Lucka i zrobi wszystko, by znaleźć na niego haka…
Sereda straciła wiarę w dalsze powodzenie wyprawy. Naszły ją
wątpliwością i najchętniej uciekłaby z podkulonym ogonem do domu… mimo tego,
odwleka decyzję o przerwaniu misji. Wciąż pragnie uznania wśród innych uczonych
i tylko to ją jeszcze powstrzymuje…
Gabriel jest gotów wyciągnąć Razjela z piekła i przerwać
cały ten absurdalny plan, nie zważając na konsekwencje. Jest na skraju
wytrzymania, lada moment może popaść w obłęd…
Nie mogę powiedzieć, że ten tom jest zły, bo taki po prostu
nie jest. Na pewno jest lepszy od poprzedniego. Zawiera więcej emocji, wątki
pobudzają czytelnika i wciąż nam brakuje pewności, jak to się zakończy, ale… to
nie jest to, czego bym oczekiwała. Chciałabym się zatracić w tej historii,
zapomnieć o rzeczywistości i żyć tylko w tym świecie. A tego nie czułam. I nie
będę rozpaczać, że to już koniec Zastępów
Anielskich. Jednak jestem przekonana o tym, że takie zakończenie jest jak
najbardziej dobre. Zostało już powiedziane wszystko i nie ma sensu, ciągnąc tego
w nieskończoność…
Trzeba też uważnie przyjrzeć się naszym skrzydlatym, którzy
bardzo przypominają nas ludzi. Mają problemy, naginają cienką granicę między
prawdą a kłamstwem, za wszelką cenę próbują utrzymać dotychczasowy ład, ale
także potrafią być bezduszni, by niektóre rzeczy zachować tylko dla siebie. O
ile w Głębi takie zachowanie nie dziwi nikogo, to w Królestwie, nie do końca
jest to godne najwyższych Świetlistych. Mają więcej cech ludzkich, niż
chcieliby posiadać… Dlatego, ten aspekt bardzo przemawia do mnie. Nie
zniosłabym wyidealizowanych bohaterów do granic możliwości, nawet jeśli są
aniołami. Choć i tak w tym wszystkim najbardziej lubiłam pewnego niesfornego
kotka! Nefer, ten to posiada charakterek…
No cóż, nie mogę powiedzieć, że jestem zachwycona lekturą,
ale nie jestem też zbytnio zawiedziona. Może gdyby opisy były inaczej
zbudowane, byłabym bardziej usatysfakcjonowana, a tak mogę stwierdzić, że Bramy Światłości są po prostu dobre. Nie
sprawiły, że mam czytelniczego kaca, ale to jedna z tych historii, która gdzieś
na dłużej zapadnie mi w pamięci…
Moja ocena: 6/10
Liczba stron: 672
Data premiery: 14 listopada 2018
Wydawnictwo: Fabryka Słów
Jeszcze nie słyszałam o tej serii, ale może po nią sięgnę, bo wydaje się ciekawa. Choć po tym, co piszesz też mam mieszane uczucia, ale skoro zapada w pamięć, to chyba warto :)
OdpowiedzUsuń