Jeszcze dobrze nie opadły emocje po ósmym tomiku Tokyo Ghoul:re, a już zabieramy się za
dziewiąty! Niektóre wydarzenia nie zostały zakończone, a część została
przerwana w brutalnym momencie… więc teraz sobie spróbujcie wyobrazić mnie, jak
próbuje się opanować, by nie rzucić się w wir czytania (czasami sama się
zastanawiam, jak ja to robię, że nie czytam wszystkich mang w jeden lub dwa
dni, a spokojnie dałabym radę!). To było trudne, nawet bardzo trudne, ale nie
niemożliwe. Taka ze mnie masochistka, choć wychodzę z założenia, że czasami
lepiej ochłonąć, by spokojnie przejść do kolejnych wydarzeń, trzeźwy osąd jest
jak najbardziej, najlepszym rozwiązaniem. W końcu przez pośpiech można coś
przegapić…
Eliminacja Aogiri wciąż trwa…
Inspektorzy BSG nie cofają się, mimo licznych strat, nie
poprzestaną, póki nie zabiją wszystkich ghuli…
Na Rushimie rozbrzmiewają krzyki bólu i rozpaczy!
Żądna zemsty bliźniaczka najpierw walczy z oddziałem Suzuyi,
ale jej prawdziwym celem jest odnalezienie Kanou…
Czego od niego chce?
Tatara musi zmierzyć się Akirą Mado i jej podwładnymi, lecz
do walki wkracza Owl… kiedyś był inspektorem, teraz ghulem, która część jego
osobowości będzie silniejsza?
Jaki widok zastanie Urie wraz z Quinxami, kiedy dotrą na
pole bitwy?
Co stał się z Mutsuki?
Czy to koniec Aogiri?
No cóż, to nic nowego, że w Tokyo Ghoul:re krew leje się strumieniami, a trupów jest tak gęsto,
że można tylko współczuć temu, co będzie pozbywał się tych wszystkich zwłok,
ale to jest to, co każdy fan tego tytułu kocha najbardziej. Mangaka nie bawi
się w żadne gierki, zabija każdego, bo ma taki kaprys lub wymaga tego fabuła. Eliminuje
tych, co są zbędni i mogliby później przeszkadzać. Przynajmniej ja odnoszę
takie wrażenie. Prawda jest taka, że pewne wątki w ten lub inny sposób muszą
się zakończyć, a czytelnik musi czuć przy tym grozę, dreszczyk emocji i
satysfakcję z tego, co czyta. I to wszystko mamy w tym tomiku, włącznie z tym,
że na samym końcu pojawia się króciutki wstęp do kolejnej lawiny wydarzeń…
„Ktoś, kto dwa razy uciekł przed tym samym przeciwnikiem, już nigdy z
nim nie wygra.”
Koutarou Amon dawniej był jednym z najlepszych inspektorów
BSG, miał świetlaną przyszłość przed sobą, ale podczas akcji pojmania Sowy w
dwudziestej dzielnicy, przegrał bitwę… i został obiektem do eksperymentów
Kanou. Doktor uznał go za nieudany eksperyment – bezwartościowy obiekt, który
jest zbędny. I faktycznie, Amon nie posiada zbyt wielu cech ghula. Cały czas w
jego głowie toczy się walka, wciąż zastanawia się nad tym, jaką decyzję
powinien podjąć. BSG nigdy go nie zaakceptuje, jest ich wrogiem, kolejnym
celem, którego trzeba się pozbyć. Nic nie wpłynie na ich postrzeganie, nawet
to, że Amon jest kanibalem i pojawia się zawsze tam, gdzie oni potrzebują
pomocy…
Jestem trochę zła, bo niestety, ale mamy mały i trochę
przymusowy odpoczynek od naszego drogiego Kanekiego. Nie pojawił się nawet na
króciutką chwilę, a też miał sporo do roboty, by przedrzeć się przez BSG i
wydostać z Cochlei. Jak widać, nie zawsze można mieć to, czego się oczekuje. Ale
patrząc na to, co nam zaprezentował ten tomik, czeka nas jeszcze wiele
niespodzianek i trzeba się przyzwyczajać do pewnych aspektów. Na osłodę
dostajemy piękne sceny walk, coś naprawdę cudownego, co choć trochę nam
wynagradza brak naszych ulubionych postaci. I choć starcia wydają się
chaotyczne, to w tym pozornym chaosie jest sporo sensu i łatwo się w nim
odnaleźć. Dlatego jestem usatysfakcjonowana tym, co dostałam!
Przeraża mnie fakt, że niektóre osoby, tak bardzo się
zmieniły. Stały się nieprzewidywalne, groźne dla otoczenia – puściły im
wszystkie hamulce. Na tę chwilę nie będę wskazywać ich palcem, ale już czuje
nadchodzące kłopoty. Za to bardzo podobał mi się oddział Quinxów, działają jak małe
trybiki. Logicznie, bez pośpiechu, razem tak, jak na drużynę przystało. Tego na
początku bardzo im brakowało i nawet Urie z tymi swoimi myślami stał się jakiś
taki normalniejszy. Ewentualnie sprawiał tylko takie wrażenie (i tak mu nie
ufam). Kreacja bohaterów w Tokyo Ghoul:re
to mistrzostwo świata! Tak precyzyjna robota i tyle stworzonych osobowości to
niesamowity wyczyn. Temu nie można zaprzeczyć…
Moja ocena: 8/10
Liczba stron: 242
Data premiery: 14 grudnia 2018
Wydawnictwo: Waneko
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Dziękuję za wszystkie komentarze ! Każdy kolejny komentarz to większy uśmiech na mojej twarzy ! Przeczytałeś pozostaw po sobie ślad !
Podoba Wam się mój blog, dodajcie go do obserwowanych i bądźcie na bieżąco :) Natomiast jeśli macie jakieś pytania, piszcie śmiało! Na wszystkie chętnie odpowiem.