„Wschody do nieba” – tą powieścią autor debiutował na naszym
wydawniczym rynku. Niestety, z debiutami bywa różnie, czasami są dobra, a nawet
bardzo dobre, a niekiedy są tragiczne. Mimo wszystko jest to moje siódme
spotkanie z piórem autora i mam już pewien obraz jego możliwości. Wielokrotnie
byłam zaskoczona jego twórczością, a jak było tym razem – zaraz się o tym
przekonacie.
Pierwsza klasa szkoły średniej, nowy etap dla wielu nowych
uczniów. Nowe przyjaźnie i miłości, pierwsze prywatki i używki. Poznajemy grupę
młodzieży, uczęszczającą do jednej klasy, która wspólnie przeżywała życie
licealisty. Obserwujemy ich, a także widzimy jak dorastają i jak kierują swoją
drogą życiową.
Czym różniła się młodzież z lat siedemdziesiątych od naszej
współczesnej? Tu znajdziecie odpowiedź na to pytanie…
Autor rozważa sens życia. Ukazuje pewien etap w życiu
młodego człowieka, który jest momentem wchodzenie w dorosłe życie, co za tym
idzie moment, w którym musi dokonać pewnych wyborów. Pierwsze miłosne
uniesienia mogą być tymi ostatnimi, trwającymi długie lata. Najlepsze jest w
tym wszystkim, że tego okresu nie będzie można zapomnieć, wszystkie przeżycia
są bezcenne.
Znajdziemy tutaj bezcenną dawkę humoru, a także cynizmu.
Przyjaźń i miłość, a także wspaniałe młodzieńcze przeżycia. Autor napisał
historię swojej młodości, przynajmniej można tak właśnie odczuć, jakby właśnie
autor opisywał swoje wspomnienia i to właśnie on jest tutaj narratorem, choć
nigdzie nie pojawia się jego imię, tylko krótkie „ja”. Nie wiem na ile słuszna
jest moja teza, jednak inaczej nie można tego zinterpretować.
Z przykrością muszę stwierdzić, że ten debiut nie był za
bardzo udany. Po raz pierwszy nudziłam się czytając, nie widziałam w całej
opowieści głębszego sensu, co bardzo mnie zdziwiło, bo inne książki pisarza
czytałam z wypiekami na twarzy, a tu była to jedna wielka męczarnia. W tym
momencie mogę być zadowolona, że czytałam pozycje pana Piotra w odwrotnej
kolejności, bo gdybym miała zacząć od tej lektury, więcej bym nie sięgnęła po
jego twórczość.
Wiadomo okres szkoły średniej jest bardzo ważny,
właśnie wtedy najwięcej dzieje się w
życiu młodego człowieka, jednak w tym przypadku było to wszystko zbyt
lakonicznie opisane. Nie było żadnego rozwinięcia dlaczego właśnie ten moment
jest wspominany, trzeba było się tego domyślić. Dodatkowo lata siedemdziesiąte
nie należały do najłatwiejszych, a tu wszystko było proste, kilka razy były
tylko wzmianki o ciężkich czasach, starej technologii i pustych sklepach. Mało
klarowne to wszystko było, czasowo można było się pogubić.
Jedną z najlepiej opisanych postaci był Major, choć to nie o
nim miało być tu najwięcej, bynajmniej odniosłam takie wrażenie. Cała reszta
zlewała się z sobą i niezbyt wiadomo „kto, na co, po co”. Jednym słowem, reszta
była mało wyrazista, postacie nie utrwaliły mi się w pamięci i nie jestem w
stanie napisać o nich nic sensownego.
Podsumowując książkę trzeba przyznać, że jest słaba. Polecić
jej na pewno nie mogę, choć niewymagający czytelnik znajdzie przy niej chwilę
relaksu. Od momentu kiedy autor wydał „Wschody do nieba” jego możliwości bardzo
się rozwinęły, jednak tu tego potencjały nie zauważamy, dopiero w kolejnych
jego książkach.
Moja ocena: 4/10
Liczba stron: 160
Rok wydania: 2004
Wydawnictwo: Borgis
Nie pamiętam, kiedy ostatnim razem tak słabo oceniłaś książkę. Faktycznie, debiut to delikatna rzecz i trzeba nieźle uważać, co się wydaje, bo mozna zostac zjechanym. Ale inne ksiażki tego pana znowu tak źle nie wypadają:)
OdpowiedzUsuńRzadko kiedy oceniam tak słabo książki, staram sobie dobierać tytuły, tak abym później nie musiała pisać negatywnych recenzji, ale i takie rzeczy się zdarzają.
Usuń