Wiem, że was zamęczam, ale to już dziesiąty tomik „Ataku
Tytanów”, jeszcze trzy i trochę sobie odpoczniecie, a ja będę czekać i usychać
z tęsknoty. Swoją drogą jestem ciekawa, ile ta seria będzie miała tomików. Niby
słyszałam plotki o stu rozdziałach, ale… no właśnie, dla mnie mogłaby się nie
kończyć. Marzenie ściętej głowy, dobrze, że za to nie spotka mnie żadna kara,
bo już dawno stałabym na jakimś stosie. A tego bym nie chciała. Tylko co ja
zrobię, jak Tytany się skończą, moje życie będzie puste, a tej mangi nie da się
niczym zastąpić. Teraz nie czas na użalanie się nad sobą, kiedyś powrócimy do
tego tematu, jak będę zmuszona napisać jakieś podsumowanie całości, ale to
odległa przyszłość. Przejdźmy zatem do recenzji dziesiątej części.
Ruiny zamku Utgard zostały oblężone przez tytanów. Jak to
możliwe, że są aktywni, chociaż jest noc?! Zamieszanie po pojawieniu się wroga
ludzkości wciąż trwa, a wyrwa w murze wciąż nie została odnaleziona. Czy to
rychły koniec życia wewnątrz murów?
Kiedy pojawia się iskierka zwiastująca wygraną zwiadowców,
nagle ich szanse znów spadają do zera. Tytanów przybywa. Gdyby chociaż mieli
swój sprzęt do manewrów przestrzennych…
Czy jest jakaś szansa na ocalenie?
A może wszyscy zginą pożarci przez wroga?
Niewierze. Co tutaj się dzieje, to nie macie pojęcia. Tyle
akcji, tyle niewiadomych. To coś niesamowitego. Mój mózg przestał funkcjonować,
nie nadąża za tym wszystkim. Niby już się przyzwyczaiłam do takich momentów,
przynajmniej tak myślałam, ale widocznie rzeczywistość jest całkiem inna. Wciąż
mnie coś zaskakuje, a ja cieszę się tym, jak małe dziecko, które właśnie
dostało upragnionego lizaka. Jest przerażająco niebezpiecznie, bez szans na
jakąkolwiek przyszłość. Giną żołnierze, krew się leje, a mi nic więcej do szczęścia
nie potrzeba. Te emocje są wystarczające, a najgorszy ze wszystkich możliwych
momentów jest wtedy, gdy znajduje się na ostatniej stronie danego tomika. Nie
lubię powrotów do świata realnego.
„Chciałem żeby moja śmierć miała przynajmniej jakiś sens… A tak… Mamy
po prostu dać się wpierdolić tym na dole? Przecież nawet nie dokończyliśmy
misji!”
Szeregi zwiadowców kurczą się w zatrważającym tempie. Co
chwile giną żołnierze i to tacy, którzy nie są już świerzakami. Przewaga wroga
jest przytłaczające. Jeśli wciąż będą umierać w tak krótkim odstępie czasowym i
w takich ilościach, niedługo nikt nie pozostanie, oprócz garstki wybrańców,
którzy będą musieli doprowadzić całą fabułę do końca. Mam tylko nadzieję, że
mój ulubiony zwiadowca przetrwa do samego końca (nie liczcie na to, że zdradzę
wam, który to żołnierz, możecie ewentualnie snuć swoje teorie, chętnie je
poczytam). Oby krew, która została przelana, nie poszła na marne.
Cały czas wietrzę podstęp w tym wszystkim, coś mi się
wydaje, że jest jakiś szczegół, którego wciąż nie mogę dostrzec. Coś się za tym
wszystkim kryje, tylko jeszcze nie doszłam do tego co… I znów sprawdzają się
moje podejrzenia, to już coś dziwnego. Tego się nie spodziewałam. Ale jak to
mówią, najciemniej pod latarnią. Rzecz zbyt oczywistą jest najtrudniej
dostrzec. I widzę, że autor testuje swoich czytelników, pozostawiając na
wierzchu wskazówki do rozwiązania niektórych zagadek. Chętnie zawsze z nich
korzystam, uwielbiam takie nieoczywiste drobnostki. Nie mniej jednak dwóch
rzeczy się nie spodziewałam. Może coś przeoczyłam, choć wątpię w to. Zostałam
miło zaskoczona.
Ile jeszcze tajemnic zostało ukrytych. Sporo wątków zostało
do rozwiązania. Ale całość robi się coraz bardziej zawiła i tajemnicza, a nawet
można powiedzieć, że pokręcona. Pierwsze pozory były mylne, górował tylko jeden
wątek walki ludzkości z tytanami, reszta zdawała się tylko zwykłą otoczką. A tu
czym bardziej się w to wszystko zagłębia, okazuje się, że już nic nie jest
takie proste. Niezmiernie mnie to cieszy, bo nie spodziewałam się po zwykłym
shounen’ie takiej fabuły. Od kilku poprzednich części, także przestali mnie
irytować, co poniektórzy bohaterowie. Może wszystko dlatego, że jest ich mniej
w tym momencie, ale to tylko same plusy zaistniałej sytuacji. Dzięki temu
mogłam się skupić na całej reszcie.
Już dawno nie pisałam nic o kresce, ale porównując pierwszy
tom do dziesiątego, można zauważyć minimalne różnice, które można zaliczyć do
plusów. Oczywiście z daleka widać, że autorem tego wszystkiego jest Isayama,
jego nie da się pomylić z nikim innym. Z drugą tak charakterystyczną kreską,
jeszcze się nie spotkałam. Dlatego podejrzewam, że jakby obudzono mnie w środku
nocy i pokazano mi rysunek spod jego ręki, bez zająknięcia byłabym w stanie
stwierdzić, że on jest autorem. Patrząc na walki zawarte w tej części, nie
można od nich oderwać wzroku. To jest coś pięknego, coś nad czym jedynie można
się zachwycać.
Moja ocena: 9/10
Liczba stron: 192
Data premiery: 18 maja 2016
Wydawnictwo: J.P.Fantastica
Liczba stron: 192
Data premiery: 18 maja 2016
Wydawnictwo: J.P.Fantastica
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Dziękuję za wszystkie komentarze ! Każdy kolejny komentarz to większy uśmiech na mojej twarzy ! Przeczytałeś pozostaw po sobie ślad !
Podoba Wam się mój blog, dodajcie go do obserwowanych i bądźcie na bieżąco :) Natomiast jeśli macie jakieś pytania, piszcie śmiało! Na wszystkie chętnie odpowiem.